2009.12.11 – Millenium – Kraków

2009.12.11 - Millenium - Kraków

Poprzedni koncert Millenium w krakowskim klubie Tęcza odbył się 30 października 2009 roku. Był to pierwszy występ ekipy uchodzącej uprzednio za jedynie studyjne przedsięwzięcie. Dla mnie był to koncert niezwykły, który jeszcze długo będę pamiętał. Zespół zapowiedział równocześnie, że zjawi się ponownie (4 grudnia) aby nakręcić w tym samym miejscu pierwsze w historii koncertowe DVD. Niesamowicie podniecony w owym momencie z lekkim uśmiechem, ale jakże wielką chęcią rozważałem propozycję ponownego zjawienia się na koncercie tej jakże zasłużonej dla polskiego rocka progresywnego formacji. Następnie przyszedł czas refleksji i doszedłem do wniosku, ze wielkim grzechem było by opuścić takie wydarzenie. Wcześniej nie zdarzyło mi się w tak krótkim odstępie czasu (nieco ponad miesiąc) oglądać ten sam zespół dwa razy. Chęć przejścia w jakimś sensie do historii, moja sympatia do muzycznych dokonań Millenium i wielkie wrażenie, jakie zrobili na mnie za pierwszym razem wzięły jednak górę.

Klub Tęcza z mojej perspektywy ma niezwykle interesującą lokalizację. Mimo konieczności przesiadki w inny autobus jest on w stosunkowo niewielkiej odległości od mojego mieszkania. Zapowiedź Lynx Music, jakoby w tym miejscu miały się odbywać koncerty co miesiąc przyjąłem z nieopisaną radością. Akustyka w klubie (czy raczej kinoteatrze) jest bardzo dobra. Ewidentnym minusem jest występowanie wyłącznie miejsc siedzących dla publiczności. Ja osobiście uważam, że zespół ma dużo lepszy kontakt z publicznością i publiczność lepiej wczuwa się w koncert w przypadku pozycji stojącej, ale to tylko moje prywatne preferencje. Niewątpliwą zaletą jest kameralna atmosfera i swoisty wymuszony stosunek do samej muzyki. Gdy koncert odbywa się w klubie, gdzie jest bar, to muzyka nie odgrywa tak istotnej roli jak w tym przypadku. Tutaj nie przyszli ludzie napić się piwa i przy okazji posłuchać muzyki. Tutaj ludzie przyszli na konkretny koncert i są skupieni na tym, co muzycy Millenium mają im do zaoferowania w kwestii muzycznej. Jak widać każdy medal ma dwie strony, choć pewnie dało by się znaleźć jakiś złoty środek. Niewielu było wśród publiczności studentów, a średnia wieku była nieco wyższa aniżeli na innych koncertach rockowych, w jakich dane mi było uczestniczyć. Jest to mało optymistyczny fakt, gdyż pokazuje nam mniejszą popularność takiej muzyki wśród młodego pokolenia. Zresztą podobne obserwacje można wysnuć z innych koncertów zespołów prezentujących rock progresywny. Przejdźmy jednak do samego koncertu.

Od początku dało się zauważyć jedną zasadniczą różnicę w stosunku do listopadowego występu. Mianowicie pod sceną rozstawione były kamery, które miały rejestrować cały koncert. Obecność kamer była z pewnością małą niedogodnością, jednak coś za coś. Przywitał nas ze sceny bardzo miły Pan. Uprzedzając o fakcie rejestracji DVD i przepraszając za ewentualne niedogodności życzył wszystkim przybyłym miłego koncertu.

Show rozpoczęło intro Back After Years płynnie przechodzące w utwór Visit in hell z płyty Vocanda. Od razu widać było, że będzie to wieczór niezwykły. Nieco raziły mnie pogłosy przy wokalu, ale później zostało to poprawione, choć nie jestem pewien czy to aby nie celowy zabieg. Panowie zostali przy Vocandzie i zaserwowali nam I Would Like To Say Something. Tutaj brzmienie było już rewelacyjnie, podobnie w przypadku Houndreds of falling rivers i Higher than me z płyty Reincarnations przedzielonych kolejnym przedstawicielem Vocandy, a mianowicie The Circles of life. Publiczność reagowała pozytywnie nagradzając zespół brawami, momentami jednak reakcje były bardzo żywiołowe. Tak było w przypadku bardzo charakterystycznego utworu Light your cigar i niezwykle energicznej Insomnii, pierwszego przedstawiciela płyty Interdead. Następnie dostaliśmy Light (kolejny numer z Interdead) i Drunken angels z Deja Vu.

Po tej niezwykle emocjonującej i porywającej części koncertu Łukasz Gall ogłosił, że nastąpi krótka przerwa związana ze zmianą aranżacji. Było to konieczne, gdyż zespół przygotował specjalnie na ten wieczór set akustyczny w postaci zgrabnego połączenia utworów Eternal tale, For the price of her sad days, Ultraviolet i Grasy mud. Ten fragment koncertu był dla mnie niezwykle wzruszający. Piotr Płonka pięknie przekazywał nam bardzo subtelne dźwięki na gitarze akustycznej, a Krzysztof Wyrwa zaskoczył wszystkich grając na tajemniczym instrumencie o nazwie warr guitar. Zresztą popisał się również widowiskową solówką. Millenium świetnie sprawdza się w takiej formie, o czym z pewnością można się będzie przekonać oglądając DVD. Bez wątpienia obecność akustycznych utworów była spowodowana chęcią rejestracji koncertu, gdyż niestety nie dane nam było oglądać go na poprzednim krakowskim występie.

Po zmianie instrumentarium „w drugą stronę”. Zespół wrócił do bardziej energicznego grania i zaserwował nam utwory Demon i Madman. W trakcie wykonywania tego drugiego Łukasz wszedł na scenę w kaftanie bezpieczeństwa, co pozwoliło nam w jeszcze większym stopniu poczuć klimat końcowych scen koncept albumu Interdead. Ja jednak, nauczony doświadczeniami z poprzedniego koncertu wiedziałem, że za chwilę dostaniemy porządną dawkę materiału z płyty Numbers and the big dream of mr Sunders. Nie zawiodłem się. Trzy utwory z płyty, którą uważam za szczytowe osiągnięcie krakowskiej formacji zostały wykonanie genialnie. Po raz kolejny mogliśmy oglądać urządzenie spełniające marzenia (Wishmaker) i po raz kolejny Łukasz rzucił nim do publiczności. Pozdrawiam z tego miejsca Panią, której udało się złapać owo tajemnicze urządzenie. Oprócz ostatniego Wishmakera usłyszeliśmy jeszcze Numbers i Back to the childhood. Moim zdaniem Millenium mogło nam jeszcze zaserwować chociażby Political hero.

Spore zdziwienie podczas listopadowego koncertu wywołał u mnie fakt, że z najnowszej płyty Exist dane nam było usłyszeć jedynie Road to infinity. Wszak jest to najpopularniejsza płyta Millenium i przez wielu uważana za najlepszą. Tym razem obok Road to infinity mieliśmy nieco zmieniony pod względem wokalnym Embryo. Obydwa utwory na żywo sprawdzają się znakomicie, a Ryszard Kramarski pięknie oddaje klimat płyty. Tak kończy się set podstawowy. Na koniec dostaliśmy jeszcze przebojową Waltz Vocandę (choć mnie osobiście zawsze drażniła tutaj zwrotka), The silent hill i My life domino. W ostatnim przypadku mieliśmy do czynienia ze zwrotką zaśpiewaną po polsku. Wyszło to przepięknie. Ja bardzo cenię zespołu śpiewające w moim ojczystym języku. Mimo że język polski nie jest tak śpiewny jak angielski to z wiadomych przyczyn uważam go za najpiękniejszy na świecie. Szkoda tylko, że nie ma większych szans na płytę Millenium zaśpiewaną w całości po polsku, a szkoda. Zespół otrzymał owację na stojąco, po czym pożegnał się. Ryszard Kramarski obiecał ze sceny, że DVD z tego występu pojawi się najszybciej jak to będzie możliwe, trzymamy za słowo.

Po koncercie udało mi się porozmawiać z niezwykle sympatycznymi muzykami Millenium i dowiedziałem się kilku ciekawych rzeczy o ich projektach pobocznych. Emocje po koncercie były na prawdę ogromne. Cały zespół spisywał się znakomicie, a muzycy nie dali się pokonać tremie, w związku z kręceniem DVD. Kamery początkowo nieco przeszkadzały w ogólnym odbiorze koncertu, ale, to chyba kwestia przyzwyczajenia, bo później nawet się o nich zapominało. Millenium to obecnie znakomity zespół na koncert. Mam nadzieję, że te dwa niezwykle udane krakowskie koncerty pozwolą im mimo ogromu obowiązków prowadzić aktywne życie koncertowe pod szyldem Millenium. Wszystkim, którzy nie byli na koncercie mogę z czystym sumieniem polecić zakup DVD, na które również ja czekam z utęsknieniem.

Piotr Bargieł
zdjęcie: Paweł Świrek

Dodaj komentarz