2009.11.22 – Richie Kotzen – Katowice

Katowice aspirują do miana europejskiej stolicy kultury. Jeżeli koncert artysty formatu Richiego Kotzena przyciąga do klubu w centrum stolicy regionu coś koło setki ludzi to faktycznie mamy spore szanse w tej rywalizacji…

Jeszcze taka anegdota: znajomy pytał w jednej z wiodących sieci o bilet na koncert Kotzena. Po dłuższych poszukiwaniach w komputerze, usłyszał w końcu odpowiedź: „A czy on ma coś wspólnego ze śląskim festiwalem rapu?” Cóż, pełna kultura…

Z drugiej strony słaba frekwencja na katowickim występie gitarzysty miała też swoje dobre strony. Raz, że zjawili się tam naprawdę oddani fani, którzy zgotowali muzykowi niemal królewskie przyjęcie. Dwa, że cały koncert można było spokojnie obejrzeć sobie spod samych barierek i delektować się gitarową wirtuozerią Kotzena bez ryzyka stratowania lub oberwania parę razy z łokcia lub „z byka”.

Richie Kotzen przyjechał do Polski w ramach tournee promującego najnowszy album „Peace Sign”, ale nie skupił się tylko i wyłącznie na premierowych kawałkach. Zaproponował w niedzielny wieczór przekrój przez swoją dwudziestoletnią karierę solową, przypomniał także przebojowy „Shine On”, znany z repertuaru Mr.Big, z którym swego czasu miał przyjemność współpracować.

Kotzen na żywo hołduje formule klasycznego rockowego tria i czuje się w niej jak ryba w wodzie, obojętnie czy sięga po piękne ballady („Faith”), czy rozbujany, zdradzający wyraźne piętno twórczości Hendrixa tytułowy utwór z najnowszej płyty.

Artysta początkowo zachowywał się dość powściągliwie w stosunku do publiczności. Dopiero bodaj po czwartym utworze zagadnął nieśmiało: „Jak się czujecie?”. Z czasem – nakręcany coraz bardziej żywiołową reakcją widzów – stał się bardziej wylewny. Zaprosił nawet do wspólnego śpiewania refrenu soulowego klasyka „Reach Out”(„I’ll be there”).

Wspomniany wyżej „Shine On” zakończył podstawowy set koncertu, ale oczywiście widzowie nie poddali się łatwo. Bisy były aż cztery, a największy entuzjazm wzbudził wyczekiwany przez wielu „You Can’t Save Me”. W wersji na żywo ten świetny utwór jeszcze bardziej zyskał na wartości… A potem zabrzmiał jeszcze cover Dylana „All Along The Watchtower” w bardzo interesującej wersji.

To był naprawdę świetny koncert. Nieobecni mają czego żałować…

Robert Dłucik

Dodaj komentarz