Zagadka Wishmakera rozwiązana…
Wiele lat przyszło czekać fanom Millenium na sceniczny występ ich ulubieńców. Udane płyty nie były podpierane koncertami, a zespół stał się niemal kultowym tworem studyjnym. W moich rozmowach z Ryszardem Kramarskim wielokrotnie zadawałem mu fundamentalne pytanie „co z koncertami?”, od jakiegoś już czasu wiedziałem, że coś się szykuje, ale obiecawszy milczenie cierpliwie czekałem. W końcu gruchnęła wiadomość, Millenium zagra koncert!! Wiadomym było, że muszę tam być i choć występ krakowskiej formacji nieszczęśliwie kolidował z katowickim koncertem Yes to wybór był dla mnie oczywisty (poza tym, co to za Yes bez Andersona;-).
Uprzedzony o korkach na autostradzie A4 postanowiłem wyruszyć wraz z redakcyjnym kolegą niemal trzy godziny przed początkiem występu i jak się okazało całkiem niepotrzebnie, bo korków nie było a temperatura na dworze nie zachęcała do spacerów. Zresztą dwóch gości włóczących się bez celu po mieście to ryzykowne zajęcie. Szybka decyzja o ulokowaniu się gdziekolwiek gdzie jest ciepło zaprowadziła nas do pobliskiej pizzeri i choć od zapachu cebuli oczy łzawiły przeokrutnie to pizza była wyśmienita a co najważniejsze było ciepło (co zapewne docenił również przedstawiciel konkurencyjnego serwisu, którzy postanowił ogrzać się w tym samym miejscu ;-)…
To tyle słowem wstępu. Koncert rozpoczął się ze standardowym kilkunastominutowym opóźnieniem i już pierwsze sekundy spowodowały u mnie klasyczny opad szczęki. Co za światła, co za dźwięk, po prostu mistrzostwo świata!! Zespół zaczął od utworów z albumu Vocanda (dla porządku, całość rozpoczęło intro BAck after Years będącego fragmentem Road to Infinity z Exist). Z głośników popłynęły kolejno: Visit to Hell, moje ulubione Valtz Vocanda oraz The Circles of Life. Jeżeli ktoś miał obawy o to jak sobie muzycy poradzą to zostały one definitywnie rozwiane. Zaraz potem przyszła pora na trzy utwory z Reincarnations: Hundreds of Falling Rivers, Higher Than Me oraz Light Your Cigar by następnie na dłużej zatrzymać się przy Interdead. Na początek Insomnia, zaraz po nim Drunken Angels (mały wyskok do Deja Vu) i tu się przyznam, że to jedna z moich ulubionych kompozycji jakie ten zespół kiedykolwiek nagrał. Ciarki nie opuszczały moich pleców (!!), po nim kolejno Light, Demon i Madman, w trakcie którego Łukasz Gall pojawił się na scenie w kaftanie bezpieczeństwa. Każdy kto jest w miarę obeznany z dyskografią zespołu wiedział, że lada chwila grupa zaprezentuje kompozycje z „Numbers and The Big Dream of Mr Sunders”, i tak też było. Pojawiły się Numbers, Back to Childchood oraz przebojowe Wishmaker. Podczas tego ostatniego publiczność miała okazję po raz pierwszy zobaczyć na własne oczy jak wygląda to tajemnicze urządzenie do spełniania życzeń, a co najbardziej zaskakujące, Łukasz bez chwili zastanowienia rzucił go publiczności (ech, niektórzy to mają szczęście, dorwać takie urządzonko to by było coś!! 😉 Pierwsza część koncertu nie mogła się skończyć niczym innym jak Road to Infinity z ostatniego albumu studyjnego. Wiadomo, że nie mogło nie być bez bisów, a w trakcie ich trwania pojawiły się I Would Like to Say Something, The Silent Hill oraz My Life Domino (pochodzące z kompilacyjnego wydawnictwa 7 Years, z partią śpiewaną po Polsku).
Kto był na pewno nie żałuje. Koncert wypadł fenomenalnie. Muzycy byli świetnie dysponowani, Piotr Płonka wyprawiał cuda na gitarze, Krzysztof Wyrwa katował swój sześciostrunowy bas, Ryszard Kramarski uwijał się za swoim zestawem instrumentów klawiszowych a Łukasz Gall to wokalista o niesamowitych możliwościach. Najmniej mogę powiedzieć o perkusiście – Tomaszu Paśko, ale głównie z racji tego, że nie było go zbytnio widać zza jego sporych rozmiarów zestawu perkusyjnego, w każdym razie nadawał wszystkiemu odpowiedniej rytmiki. Millenium na żywo wypada niezwykle przekonująco. Muzyka dość szlachetna i nastrojowa, na scenie wiele zyskuje. Nabiera rockowego szlifu i mocy. Oby to był początek czegoś większego, ten zespół nie może ograniczać się tylko do studia nagraniowego, na scenie prezentowali się wybornie. Ten występ jeszcze długo będę wspominał, to co zaprezentował zespół przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Wszystko, od brzmienia po rewelacyjne oświetlenie zasługiwało na uznanie! Rewelacja i tyle w tym temacie…
Visit in hell
Waltz vocanda
The circles of life
Hundreds of falling rivers
Higher then me
Light your cigar
Insomnia
Drunken angels
Light
Demon
Madman
Numbers
Back to the chidhood
Wishmaker
Road to infinity
bis
I would like to say something
The silent hill
My life domino
Piotr Michalski