2009.10.29 – Slade – Katowice

Około dwóch tysięcy fanów stawiło się na katowickim koncercie legendy rocka. Z oryginalnego składu Slade pozostali gitarzysta Dave Hill oraz perkusista Don Powell. Pozostała dwójka to: wokalista i gitarzysta Malcolm McNulty (który swego czasu występował w jednej z mutacji Sweet, czyli konkurencji Slade w latach 70) oraz basista i skrzypek John Berry.

Na internetowych forach można było się spotkać z opiniami, że obecny Slade to profanacja. Cóż, jeśli po świecie mogą z powodzeniem jeździć Nazareth (dwóch oryginalnych muzyków w składzie), czy Budgie (1 oryginalny członek zespołu) to dlaczego nie Slade? Zwłaszcza, że grupie daleko jeszcze do tak dziwacznych tworów jak reaktywowany jakiś czas temu T.Rex, albo kuriozum absolutnego typu połączone siły Smokie i The Animals.

Poza tym widać, że granie rocka wciąż sprawia weteranom mnóstwo radochy. Dave Hill – mimo swoich 63 lat i pokaźnego brzuszka – hasa po scenie niczym nastolatek, wycinając ogniste riffy i porządne solówki. No i panowie wciąz przestrzegają ze sceny – „Lock up your daughters”, chociaż takie zawołanie może dziś co najwyżej wzbudzić uśmiech na twarzach…
Koncert w „Spodku” trwał niewiele ponad godzinę, ale nie zabrakło bodaj żadnego z największych hitów zespołu. Rozpoczęli od „We’ll Bring The House Down”, a potem poleciały między innymi „Far Far Away”, „Mama Weer All Crazee Now”, „Gudbuy T’Jane”, „Run Run Away” oraz śliczne ballady „Everyday” i „My Oh My” z refrenami, chóralnie odśpiewanymi przez publiczność.

Mc Nulty śpiewał z odpowiednią chrypą, brak Noddy’ego Holdera odczuwalny był chyba tylko w delikatnych fragmentach wspomnianego „Everyday”.
Na koniec właściwego setu zapodali prawdziwą petardę – cover Little Richarda „Get Down and Get With It” połączony z innymi standardem epoki rock’n’rolla – „Tutti Frutti”.

Do pełni szczęścia brakowało jeszcze jednego kawałka… Zagrali go na pierwszy bis – „Cum On Feel The Noize”. A później – choć to dopiero końcówka paźdzernika – w „Spodku” zrobiło się świątecznie. „Boże Narodzenie się zbliża, choinka, świecidełka, więc pozwólcie że już teraz złożymy Wam życzenia” – zapowiedział kolejny utwór Dave Hill. „Merry X’mas Everybody” – czyli jeden z największych przebojów Slade, do dziś chętnie grany przez stacje radiowe. Na tym koncert się skończył. Odcinają kupony od dawnej sławy? Niech im będzie. „Cum on Feel The Noize… Till Deaf Do Us Part”.

Muzyka muzyką, ale parę słów należy się jeszcze otoczce tego koncertu. Występ Slade okazał się być częścią zbożnej akcji promującej bezpieczeństwo na drogach. Super, szkoda tylko że jakiś geniusz wpadł na pomysł rozstawienia po bokach sceny świateł żywcem przeniesionych ze skrzyżowania. Przez cały koncert migały więc czerwone, zielone i pomarańczowe lampy…

Poza tym zaplecze gastronomiczne wołało o pomstę do nieba, w ubikacjach brakowało ciepłej wody i papierowych ręczników, zaś stoisko z merchandisem było więcej niż skromne. Czyżby również w kwestiach organizacyjnych starano się nawiązać do lat siedemdziesiątych, kiedy w Polsce panowała „komuna” i permanentnie zmagano się z kryzysem?

P.S. Jako support przed brytyjską legendą zagrał rodzimy Vintage z eks-wokalistą Oddziału Zamkniętego Krzysztofem Wałeckim na czele. Trio – hołdujące rockowej klasyce – wypadło poprawnie, zostało też życzliwie przyjęte przez publiczność, co nie zawsze zdarza się „rozgrzewaczom”.

Robert Dłucik

Dodaj komentarz