Przyznam szczerze. Z niecierpliwością wyczekiwałem na ten koncert. Po pierwsze dlatego, że był to koncert grupy, której ostatnia płyta „ADHD” sporo namieszała w światku muzycznym, a po drugie dlatego, że w końcu nadarzyła się okazja obejrzeć na żywo Division By Zero. I muszę przyznać, że występ tego właśnie zespołu rozjechał mnie kompletnie. Oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Wiedziałem czego mogę spodziewać się po występie Riverside bo widziałem ich już w Inowrocławiu i doskonale wiem na jak wysokim poziomie stoją ich występy, natomiast występ DBZ to była wielka niewiadoma. Doznałem szoku. Nie spodziewałem się powiem szczerze tak rewelacyjnego występu. Od pierwszego utworu dali tak potężnego kopa mocy publiczności, że nawet Ci, dla których gwiazdą wieczoru był Riverside, zgromadzili się pod sceną i z podziwem patrzyli na to co na niej się dzieje. Zagrali tak jak powinien zagrać zespół, który ma rozgrzać publiczność. A nawet dużo lepiej. Zrobili to profesjonalnie i perfekcyjnie. Ciężkie gitarowe riffy Leszka Treli, świetnie prowadzony bas Macieja Foryty, powalająca z nóg swoją mocą i rozmachem perkusja Mariusza Prętkiewicza, wszystko to podbudowane wspaniałym tłem klawiszy Roberta Gajgiera i do tego ten rewelacyjny wokal Sławka Wiernego, który operuje chyba wszystkimi możliwymi i potrzebnymi przy takim gatunku muzycznym barwami głosu. Chyle czoła przed tym zespołem. Mam nadzieję, że niebawem będę miał okazję znowu ich obejrzeć na żywo. A już na pewno mam zamiar uzupełnić swoją kolekcje o ich płyty. Jak dla mnie tego wieczoru DBZ to nie support. To pierwsze danie muzycznej uczty. To danie, którego żałujemy gdy kończy się tak szybko ale które sprawia, że organizm popada w głód muzyczny. Swoimi owacjami doceniła ich również zgromadzona już dosyć tłumnie w klubie publiczność. Całkowicie zasłużenie.
Setlista Division By Zero:
1.On Your Shoulders
2.Independent Harmony
3.Don’t Ask Me
4.Your Salvation
5.Glass Face
6.Intruder
Po ich występie nastąpiła krótka przerwa w czasie której można było uzupełnić wypocone płyny a także dokonać zakupów w dość dobrze zaopatrzonym w płyty, koszulki oraz wszelakie pamiątki stoisku. Była też okazja wyłapać muzyków z obu grup kręcących się po klubie, zdobyć autograf czy też zrobić sobie pamiątkową fotkę. Parę minut po godz 21 nastąpiło pospolite ruszenie.
Podczas gdy w czasie trwania koncertu DBZ w holu i przed klubem kręciło się dosyć sporo ludzi teraz w jednej niemal chwili wszyscy ruszyli do sali, w której przygasły już światła i na scenie pojawiło się „drugie danie” wybornej uczty muzycznej. Piotr Grudziński ulokował się z lewej strony sceny tuż obok potężnego zestawu kolumn, Piotr Kozieradzki ze swoim zestawem perkusyjnym wciśnięty został z tyłu pośrodku sceny, przed nim Mariusz Duda natomiast z prawej strony tuż obok prawego zestawu kolumn ustawił się szczelnie osłonięty z każdej strony instrumentami klawiszowymi Michał Łapaj. Oczywiście jak zawsze towarzyszyła mu nieodłącznie maskotka ptaka. Chyba strusia. Mimo, że był to koncert promujący generalnie płytę „ADHD” to Riverside rozpoczął występ od utworów z poprzednich płyt. Jako pierwszego wysłuchaliśmy poszerzonego o fantastyczny wstęp „02 Panic Room”. I już w tym momencie mogliśmy przekonać się jakie wspaniałe widowisko nas czeka. „Cześć Poznań” przywitał przybyłych Mariusz Duda i już po chwili zaserwowali nam „Second Life Syndrom” w pełnej trzyczęściowej wersji. Publiczność od razu podłapała czego oczekują od nas muzycy i już po chwili wszyscy klaskali w rytm. Po tym utworze Mariusz znowu zabrał głos „Tak w ogóle to bardzo chciałbym serdecznie podziękować wam za to, że ja nie będę zbytnio dużo dzisiaj mówił, ponieważ chciałbym żeby muzyka królowała na scenie, natomiast z góry chciałbym podziękować za wasze spontaniczne reakcje po każdym z utworów”. Salwa śmiechu i oklaski mówiły same za siebie jak dobrze wszyscy się bawili. Następny kawałek to „The Same River” również z mocno przearanżowanym początkiem. Poznałem go dopiero po charakterystycznym wejściu gitary basowej Mariusza. W pewnym momencie trwania tego utworu Mariusz krzyknął „Cały Poznań śpiewa” i faktycznie wszyscy zgromadzeni wydarli się gromkim chórem. Krótkie „Dzięki” wywołało ponowny wybuch śmiechu przed sceną. Przed następnym utworem Mariusz zamienił swój bas na gitarę akustyczną i zapowiedział „Pozostajemy w klimatach płyty Out Of Myself jeśli pozwolicie” i już po chwili usłyszeliśmy wstęp do „In Two Minds” który w końcówce fantastycznie połączony został z fragmentem utworu „Acronym Love”. Po nim znowu ogromne owacje od fanów. Potem już poszło po całości. Jak przystało na „Anno Domini High Definitions Tour” wysłuchaliśmy ostatniej płyty zespołu od deski do deski. Na żywo słucha się jej jeszcze lepiej. I na pewno nie odda tej atmosfery żadne DVD. Obawiałem się trochę jak Michał Łapaj poradzi sobie na żywo z bardzo rozbudowanymi na tej płycie partiami klawiszy ale poradził sobie doskonale i perfekcyjnie. Nosiło go po prostu po wszystkich „parapetach” jego zestawu. Prezentacja „ADHD – Live” wypadła rewelacyjnie. Niestety w chwilę po ostatnich dźwiękach zespół zeszedł ze sceny. Zgromadzeni tego wieczoru w Eskulapie fani a zaznaczę, że klub był pełniutki, nie dali za wygraną. Oklaski i wykrzykiwane na cały głos „Riverside, Riverside” przyniosło oczekiwany efekt i zespół ponownie pojawił się na scenie. Mariusz bardzo serdecznie podziękował wszystkim i grupa zaserwowała nam swoisty powrót do przeszłości. Kolejny zagrany kawałek to pochodzący z mini albumu „Stuck Between”. Piękny to utwór. Wszyscy mimowolnie kołysali się w jego rytmie. Następnie wysłuchaliśmy „Reality Dream II” połączonego z „Reality Dream III”. Po nich żegnani ogromnymi brawami muzycy opuścili scenę. Część z ludzi zaczęła powoli się rozchodzić. Pod sceną została grupa najbardziej wytrwałych pełnych optymizmu na jeszcze choć jeden utwór fanów. Nie przestawali skandować i klaskać. Myślałem, że nic już z tego nie będzie, lecz właśnie w tym momencie na scenie pojawił się sam Michał Łapaj i zaczął grać. Na sali momentalnie ucichło. Rozległy się wręcz kosmiczne dźwięki jego klawiszy i na pożegnanie mogliśmy odsłuchać w pełnej krasie prawie 13 minutowej wersji „Rapid Eye Movement”. Majstersztyk w wykonaniu Michała i Piotra Grudzińskiego. Zabrzmiał fenomenalnie. Zwłaszcza wszystkie jego przestrzenne niuanse. Niestety ten utwór definitywnie zakończył występ grupy. Było już po 23. Całość została na sam koniec nagrodzona ogromnymi w pełni zasłużonymi brawami.
To było naprawdę wspaniałe widowisko. Kapitalnie nagłośnione i oświetlone. Wszystkie instrumenty brzmiały czysto i wyraźnie. Nic nie nakładało się na siebie, nie było żadnych przydźwięków ani sprzężeń. Trasa koncertowa Riverside dopiero się rozpoczyna, lista miejsc które odwiedzą jest długa. Życzę wam, żeby było wam dane obejrzeć choć jeden z tych koncertów. Dla zaostrzenia apetytu parę fotek poniżej
Irek Dudziński