2009.09.27 – Colin Bass, Józef Skrzek, Roksana Vikaluk – Chorzów

To nie był zwykły koncert. To nie był zwykły wieczór. „Schody do Nieba” – trafnie Józef Skrzek określił to kulturalne wydarzenie, którego był inicjatorem. Nazwa ta bezsprzecznie kojarzyć się może z klasycznym utworem Led Zeppelin – „Stairway to Heaven”, jednak koncert ten niewiele miał wspólnego z ostrą rockową konwencją tego sławnego zespołu. Jeżeli chodzi o nazwę (jak powiedział sam artysta), zainspirowały go zwykle betonowe schody prowadzące do drzwi chorzowskiego Planetarium. Te właśnie schody doprowadziły również i nas do miejsca, gdzie pod nieboskłonem mogliśmy posłuchać niebiańskich dźwięków, którymi raczył nas Skrzek i jego zaproszeni goście. W drugiej odsłonie tej dwudniowej imprezy gośćmi Józka Skrzeka byli: Roksana Vikaluk (ukraińska kompozytorka, wokalistka i pianistka), Colin Bass (kojarzony bezsprzecznie z grupą Camel) oraz Boris Urbanek (pałający miłością do jazz rockowej konwencji muzyk z Ostrawy)
Nastała ciemność pozwalająca pozostawić gdzieś w próżni setki niezałatwionych spraw, problemów małych i dużych. Pozostała tylko muzyka i kosmos. Muzyka działająca na zmysły, oczyszczająca jak katharsis, pozwalająca się wyciszyć, zastygnąć w bezruchu i odlecieć z własnymi myślami w kosmicznym transie.

W pierwszej części mogliśmy usłyszeć elektroniczne eskapady Skrzeka którym towarzyszyły natchnione wokale ukraińskiej artystki. Słuchacze preferujący dźwięki z pod znaku Klausa Schulze i Lisy Gerard byli z pewnością „wniebowzięci”. W pierwszej odsłonie widowiska, kreowanej przez artystów muzyce towarzyszyły przepiękne obrazy natury ubranej w jesienne barwy. Wydawałoby się, że przy dźwiękach klawiszowych pasaży którymi raczył na Skrzek i wokalnych wariacjach Roksany Vikaluk, posypią się na nasze głowy pęki wielobarwnych jesiennych liści. Potem nastał mrok i na nieboskłonie chorzowskiego planetarium wzeszły gwiazdy. I chciało by się usłyszeć w tym momencie kompozycję „Camelele” z ostatniej płyty SBB:

” ….w niemym tańcu wpół uśpieni,
zasłuchani, zapatrzeni,
i zastygli wpół uśmiechu
i wpół geście, wpół oddechu…”

Owa kompozycja oczywiście nie zabrzmiała, nie był to przecież koncert naszej rockowej legendy, jednak słowa tego utworu idealnie oddają stan ducha, który spowodowała muzyka wirująca pod gwiazdozbiorem chorzowskiego Planetarium.

Wreszcie pod gwiazdami zabłysła jeszcze jedna, muzyczna gwiazda tego wieczoru – Colin Bass, artysta którego nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Colin często gości w naszym kraju: bywał u nas zarówno z legendarną grupą Camel, koncertował solo (również i na tym astronomicznym obiekcie wraz z Józefem Skrzekiem) jak i z różnymi muzycznymi projektami, np. podczas trasy koncertowej z Princem Robinsonem.
Obecny występ rozpoczął od gitary akustycznej. Nad naszymi głowami wirowały konstelacje planet, przelatywały komety, przemieszczały się satelity i stacje kosmiczne, wirowała „matka ziemia” oraz księżyc. W takiej atmosferze mogliśmy usłyszeć przepiękną kompozycje Collina Bassa: „Denpasar Moon” z jego solowej płyty – „An Outcast of The Islands” którą notabene nagrał przy udziale wielu polskich muzyków związanych z progresywnym nurtem (Zbyszek Florek, Marcin Blaszczyk, Maciek Meller, Szymon Brzezinski, Emilia Derkowska…) . Colin zagrał oczywiście na swoim „sztandarowym” instrumencie – gitarze basowej, kreując wraz z Józkiem Skrzekiem, schowanym między zestawem klawiatur, oniryczne, muzyczne światy…
Nastała 20-sto minutowa przerwa a po niej nastąpiła kulminacyjna część niedzielnego koncertu. W finałowej części uczestniczyli wszyscy zaproszeni muzycy. Mimo iż jak mówiłem nie był to koncert grupy SBB, nie zabrakło jednak tego wieczoru kompozycji tej właśnie grupy: „Z których krwi krew moja”. W takiej oprawie i w takim wykonaniu, utwór zabrzmiał wyjątkowo majestatycznie.

Gwiazdy pogasły, zamilkł…,ale na krótko. Wychodząc z chorzowskiego planetarium nad naszymi głowami roztoczy się naturalny widok gwieździstego nieba, a w głowie rozbrzmiewały nadal muzyczne echa tego muzycznego wydarzenia.
Józef Skrzek kwitując w jednym z wywiadów, co było celem tej artystycznej przygody powiedział:

„…Ludzie mają na swój sposób odlecieć, znaleźć się w jakiejś przestrzeni dzięki muzyce i dzięki projekcjom gwiazd, planet, komet czy meteorów. Dzięki brzmieniu, które tam osiągamy i które jest wyjątkowe, bo kuliste. A ty jesteś w środku, we wnętrzu ogarniającego cię dźwięku…”

Chyba mu się ta sztuka udała.

Marek Toma / Grzegorz Galuba

Dodaj komentarz