2009.09.26 – Józef Skrzek, Wolfram Der Spyra, Boris Urbanek – Chorzów

Przyznam, że nigdy nie uważałem się za wielkiego fana muzyki elektronicznej. Owszem kiedyś gdzieś tam słuchało się Jarre’a, ale to wszystko. Nie mniej na zapytanie o patronat Rock Area nad festiwalem Schody do Nieba, organizowanym po raz drugi w chorzowskim Planetarium, przez Józefa Skrzeka odpowiedź mogła być tylko jedna. Dziś z całą stanowczością mogę stwierdzić, że było warto.

Miałem przyjemność uczestniczyć w pierwszym dniu festiwalu, w którym zagrali, poza Józefem Skrzekiem, czeski muzyk Boris Urbanek oraz zaliczany do najwybitniejszych członków niemieckiej sceny elektronicznej – Wolfram Der Spyra (zbieżność nazwisk z naszym redakcyjnym kolegą przypadkowa ;-). Słoneczne sobotnie popołudnie idealne jest do spacerów, to też wokół Planetarium, umiejscowionego w ogromnym parku, krążyły duże ilości przechodniów, ba na schodach prowadzących do budynku fotografowali się państwo młodzi (życzymy wielu lat udanego pożycia;-). Wejście do Planetarium i od progu miłe zaskoczenie. Od dłuższego czasu już udając się na koncerty obawiam się o frekwencję, a z tą nie było wcale źle. Kilkusetosobowa publiczność powoli lokowała się w ustawionych w okrąg fotelach i oczekiwała na początek spektaklu. Na środku, wokół urządzenia emitującego obraz umieszczone były trzy pokaźne zestawy instrumentów klawiszowych, z których jeden zwracał na siebie uwagę sterczącymi pionowo do góry drutami… Pomyślałem sobie – „Może na znak przyjaźni, na koniec pojawią się na nich flagi: Polski, Niemiec i Czech?” Oczywiście nic z tych rzeczy, okazało się to jedno ze źródeł dźwięków Wolframa Der Spyra, który pocierając o nie smyczkiem wydobywał z nich dość upiorne, przyłączające dźwięki.

Całość rozpoczęła, krótka zapowiedź i miejsce za swym instrumentem zajął Boris Urbanek. Muzyka przez niego zaprezentowana opierała się o dźwięki pianina, były to bodajże dwie kompozycje, z których pierwsza obracała się w klimatach muzyki filmowej, a druga emanowała jazzowym feelingiem. Tuż po czeskim muzyku, za swym zestawem pojawił się Wolfram Der Spyra w towarzystwie gitarzysty Roberta Golli. No, muszę powiedzieć, że muzyka Niemca potrafi na słuchaczu zrobić wrażenie. Dość mroczna i niełatwa w odbiorze, nijak ma się do wesołych, wpadających w ucho melodii Jarre’a. To muzyka dla koneserów. Dźwiękom, które płynęły z głośników towarzyszyły obrazy wyświetlane na kopule i niektóre z nich robiły kolosalne wrażenie (myślę, że każdy kto był potwierdzi, że mroczny las a nad nim świecący księżyc plus muzyka Wolframa tworzą niezapomniany klimat). Po tym występie nastąpiła kilkunastominutowa przerwa i tuż po niej przeszliśmy do finału dnia, czyli wspólnego występu wszystkich muzyków. Tak, to był finał co się zowie. Na kopule pojawiały się planety układu słonecznego, obrazy sztucznych satelitów, czy wywołujące dreszcz na skórze grafiki imitujące obce planety. Przestrzenne pełne, kosmicznego tchnienia dźwięki otaczały słuchaczy a ci mogli się poczuć niczym w środku kosmosu otoczeni bezmiarem pustki. Ten koncert można zaliczyć do iście metafizycznych przeżyć. Przyznaję, że jeszcze nigdy nie miałem przyjemności brać udział w tego typu spektaklu a już wiem, ze będę chciał więcej. To nie tylko dźwięki to również obraz i wyobraźnia, która pracuje na najwyższych obrotach.

Koncert trwał około trzech godzin a czas ten minął w mgnieniu oka. Było to niesamowite przeżycie i mogę tylko winszować pomysłu na tego typu festiwal – strzał w dziesiątkę!!

Piotr Michalski

Dodaj komentarz