Trasa ANIMALS TOURS’2009 po Polsce, bawarczyków spod znaku RPWL zahaczyła w tym roku o Konin. I był to strzał „w dziesiątkę”! Sala klubowa „Oskard” dosłownie pękała w szwach. Załować tylko należy, że nie było dane zorganizować tego koncertu na tzw. dużej sali. Jak wyjaśniał jeden z organizatorów Robert Roszak z Agencji Art Rock Blok, w tym terminie nie było wnij nagłośnienia. A szkoda, pamietając poprzednie rewelacyjne koncerty!
Mniejsza więc o warunki odbioru, skupmy się na wartosciach artystycznych. RPWL – niemieccy Pink Floyd, powstali pod wrażeniem koncertu Pink Floyd w Monachium na przełomie lutego i marca 1977 r., którego byli uczestnikami. Wtedy to zamarzyli o graniu coverów słynnych Brytyjczyków. I nie jest to zespół tylko coverowy, gdyż posiada dorobek siedmiu albumów studyjnych. Co ciekawe, jak tłumaczył wokalista Yogi Lang, koniński koncert był powtórzeniem tego monachijskiego koncertu.
Koncert otworzył utwór „Astronomy Domine” i zaraz potem dynamiczny „Sheep”, a kolejny utwór „Pigs” to już zapierał dech w piersiach, tymbardziej że w swoich zawiłych solówkach gitarowych Karlheinz Wallner dał popis kunsztu gry na tym instrumencie a’la Gilmour, co wywołało burzliwe oklaski u konińskiej publiczności. Bardzo lubię Davida Gilmoura i tego wieczoru słuchałem drugiego wcielenia w charakterystycznym brzmieniu gitary. Jeszcze mam świeżo w pamięci występ plenerowy Davida Gilmoura w stoczni Gdańskiej, a tu okazja słyszeć miłych dla uszu dźwięków w graniu klubowym. Ciary równo przechodziły mi po ciele. Po secie Animals, pojawiły się utwory z wydawnictwa „Wish you Were Here to”, pewno najlepszego z repertuaru „floydów”. Zresztą następny po nim utwór – pierwszej częsci „ Sine on You Crazy” powodował dalsze…. mrowienie. Miłe dźwięki urozmaicone były psychodelicznym brzmieniem klawiszy drugiego z klawiszowców Markusa Jehle oraz solo na saksofonie Ferdiego. Następnie pojawiły się ciężkie rytmy „Welcome to The Machine”. Aplauz widowni był coraz żywszy, co pobudzało muzyków do jeszcze bardziej genialnego odtwarzania tworczości PF. Wspaniale zabrzmiał „Have a Cigar” , a apogeum nastąpiło w momencie, gdy zabrzmiały pierwsze rytmy tytułowego utworu „Wish you Were Here to” !
Znowu mrowienie !!!!!!!!!!!! Zgromadzeni fani w sali klubowej wręcz entuzjastycznie reagują, co udziela się też muzykom. Karlheinz „rozkręcił się” na całego ! Pojawia się następnie druga część „Shine on You Crazy…” , w długiej wersji. Gdy utwór wchodzi w fazę końcową, nagle z kolumn lecą dźwięki …. kasy i przewalającego się „szmalu” w formie monet – „Money”. Tutaj akustyk wspiął się na wyżyny, wydawać by się mogło, że ze wsząd … wali się „kasa” !
Przed utworem „Us and Them” Yogi wspominał Richarda Wrighta. Gdy tylko utwór dobiegł końca, muzycy pięknie pokłonili się publiczności,a ta zaś żywiołowo reagując domagała się bisów. Były nawoływania zagrania pięknego „Cymbalaine”.
Tak więc na początek bisów został zaprezentowany medley najlepszych utworow PF i wreszcie … „Cymbaline”. Szalona reakcja widzów mnie się też udziela, ludzie wspomagają w refrenie Yogiemu. Znowu pokłony muzyków za ciepłe przyjęcie. Okazuje się, ze nie tak łatwo jest opuścić scenę i pojawiają się kolejne bisy. Cały koncert trwał blisko 2 i pół godziny. Oklaski „ na stojąco” zegnają muzyków.
Gwoli uzupełnienia skład RPWL uzupełniał niezwykle sympatyczny Christian Postl – bas, bas pedałowy, Marc Turiaux na perkusji.
Potem w klubie w ramach „after party” trwały rozmowy fanów z muzykami do późnych godzin nocnych. Było już dobrze po pierwszej w nocy, gdy klub zaczął pustoszeć.
Tekst : Ryszard Bazarnik
Zdjęcia : Andrzej Maciejewski