2009.09.06 – BLITZKRIEG 2009 – Vader, Marduk, Chainsaw, Esqarial – Zabrze

Zespół VADER wyruszył w trasę po Polsce promującą jego najnowszą płytę „Necropolis”
Miałem okazję uczestniczyć w zabrzańskim koncercie, który odbył się w „Wiatraku”.
To jedyne, wyjątkowe miejsce, swoim wystrojem przypomina raczej opuszczoną stodołę niż salę, w której odbywa się większość śląskich rockowych koncertów. Mimo bardzo spartańskich panujących we wnętrzu warunków atmosfera tego osobliwego miejsca jest niesamowita.
Surowe ściany zakratowane malutkie okienka drewniany strop i półmrok wyzwalają iście satanistyczny klimat rodem z filmów grozy.
Vader zabrał ze sobą na trasę znamienitych gości a byli to: szwedzki Madruk, Chainsaw z Bydgoszczy oraz wrocławski Esqarial.
Każdy z wymienionych zespołów znacznie różnił się od siebie i każdy prezentował nieprzeciętne umiejętności. Esqarial to wirtuozeria w najwyższym wydaniu. Lawinowo wydobywane dźwięki z gitary Marka Pająka po prostu wprawiły mnie w zachwyt. Chwilami czułem się jak na koncercie Yngwie Malmsteena. Ten facet po prostu nie grał lecz fruwał po całym gryfie gitary, z której wydobywał dźwięki godne największych wirtuozów tego zmysłowego instrumentu.
Chainsaw to bardzo dynamiczna i żywiołowa dawka energetycznego melodyjnego heavy metalu. Liderem grupy jest demoniczny wokalista Maciej „Maxx” Koczorowski. Długie włosy do pasa rozwiewane były przez wentylator, wyglądało to jakby nad jego głową zawisła gigantyczna ośmiornica. Na koniec świetnie przerobiona wersja grupy Queen „We Will Rock You ” porwała całą zabrzańską publiczność. Po krótkiej przerwie na scenie pojawili się muzycy z pomalowanymi twarzami czyli Madruk. Zespół zaprezentował barbarzyński black metal. Bardzo ostre granie połączone z wściekłą barwą głosu Erika dała mieszankę wybuchową. Publiczność szalała a razem z nią cały zespół, który zlany potem i wodą nie oszczędzał swoich sił i grał do upadłego… Około godziny 21:15 zagrała gwiazda wieczoru zespół Vader.
Pamiętam jak występowali na Metalmaniach w katowickim spodku, wtedy ich muzyka wydawała mi się nie do przejścia po prostu ściana dźwięku.
Jednak lata robią swoje moje gusta się zmieniły a obecny Vader to już zupełnie inna formacja. Rok temu nastąpiła zmiana składu. Muzycy prezentują nową siłę, grają bardziej żywiołowo niż kiedykolwiek. Większość materiału zaprezentowanego na koncercie pochodziła z najnowszej płyty.
„Necropolis” brzmi dynamicznie ale i nie jest pozbawiona klimatu, który dominował na starszych płytach. Jest zbliżona do tych pierwszych w dyskografii Vadera.
Album charakteryzuje się różnorodnością klimatu, jak na ekstremalną muzykę metalową sporo się działo w tle. Szaleńcze zmiany tempa niesamowicie szybkie riffy plus ta galopująca perkusja wbijały w ziemię. W tym zespole nie grają i nigdy nie grali przypadkowi ludzie. to muzycy, którzy mają za sobą spore doświadczenie. Każdy z nich grał poprzednio w kilku zespołach. To połączenie nowej energii i rutyny (w pozytywnym słowa tego znaczeniu) musiało zaowocować. Czuło się wyrażanie charyzmę i piękno oraz wielki kunszt grających na scenie muzyków. Nikt nie stał w miejscu i nikt się nie oszczędzał. Pot lał się strumieniem z głów muzyków. Po prostu dali z siebie wszystko i to było widać, tak powinny wyglądać dobre koncerty i tak jak ja powinni się po nich czuć wszyscy fani. W momentach między utworami ludzie domagali się swoich ulubionych tytułów na co lider grupy Piotr Wiwczarek „Peter” odpowiadał, że chętnie by zagrali wszystkie kawałki ale nie jest to fizycznie możliwe by je zapamiętać i w tym momencie odtworzyć. Nastąpiła krótka przerwa zespół zszedł ze sceny by powycierać zalane potem gitary i po krótkiej chwili muzycy znowu wyszli na scenę by zagrać bisy. Stałem akurat przy głośniku by zrobić dobre zdjęcia i przypłaciłem to chwilową utratą słuchu. Stojący blisko mnie basista Vader grał jak w transie. Całe jego ciało wypełniała od stóp do głów grana w szaleńczym tempie muzyka. Jego włosy wyglądały tak jakby ktoś wylał przed momentem na nie kubeł wody. Zespól zakomunikował, że ich kolega nagłaśniający koncert ma urodziny i w tej chwili zagrali mu sto lat.
Nikt po tym występie nie mógł się czuć zawiedziony, wszyscy jak jeden mąż twierdzili, że to był super koncert.

Witold Mieszko

Dodaj komentarz