2009.06.05 – Galahad, Grendel – Ostrów Wlkp

Ostrowski występ Brytyjczyków z Galahad, którym towarzyszył rodzimy produkt o nazwie Grendel odbył się już jakiś czas temu i można by się pokusić o stwierdzenie, że relacja z tego wydarzenia nie wzbudzi już u nikogo większego zainteresowania. Z przyczyn niezależnych ściśle ode mnie poniższy tekst nie powstał zaraz po koncercie i szczerze mówiąc miałem przeczucie, że może on nigdy nie powstać… Nie chce się specjalnie tłumaczyć, bo i tak to niczego nie wniesie, niemniej jednak kilka słów wypada napisać. Pozytywnym aspektem tego incydentu może być fakt, że część z Was czytając ten tekst, choć na moment powróci myślami to tego wydarzenia, a według mnie jest co wspominać.

Muszę się przyznać, że moje uczestnictwo w tym wydarzeniu było dość przypadkowe, bo nie należałem do grona sympatyków twórczości obu zespołów i wieść o koncercie owych formacji jakoś mało mnie elektryzował. Poza tym, że nazwy obu grup gdzieś obiły mi się o uszy, to biorąc pod uwagę znajomość ich muzyki, można było mnie śmiało zaliczyć do grona dyletantów. Chwilę przed koncertem pokątnie zapoznałem się z nowym albumem Galahad. Wówczas coś mnie tknęło i po raz kolejny zdałem sobie sprawę, jak wiele dobrych bandów egzystuje poza moim obszarem zainteresowań. Po wysłuchaniu „Empires Never Last” nawet uporczywy ból głowy nie powstrzymał mnie od zobaczeniu Galahad na żywo.

Koncert zorganizowano w Ostrowskim Centrum Kultury, gdzie już wcześniej miałem okazję oglądać Quidam. Na miejsce przybyłem prawie na czas i na wstępie rozczarowała mnie frekwencja wśród zgromadzonych sympatyków progresywnych dźwięków. Ponadto stojąc blisko plakatu reklamującego koncert spostrzegłem, że zamiast wcześniej wymienianego Believe w roli suportu wystąpi Grendel. Nie wywołało to u mnie większych reakcji, bo obie formacje były dla mnie raczej obce. Co złośliwsi pomyślą co ja „do licha” robiłem na koncercie zespołów , których znajomością raczej nie mogę się pochwalić, no ale jak wiadomo wielu rzeczy w życiu nie da się wytłumaczyć.

Koncert zaczął się z lekkim poślizgiem, ale jakoś nikt nie czuł się tym faktem specjalnie przejęty. Przez blisko pół godziny zgromadzeni tłoczyli się przed główną salą w dość wysokiej temperaturze czekając na moment, gdy „wrota” sali staną przed nimi otworem. Dla kolekcjonerów okrągłych nośników czekał dość bogato wyposażony „sklepik”, w którym i ja znalazłem coś dla siebie 🙂
Po kilkunastu minutach drzwi otworzono i publiczność zaczęła zajmować miejsca przy stolikach rozstawionych po całej sali. Za pierwszym razem umeblowanie tego miejsca wywołało u mnie dość ambiwalentne odczucia. Mimo że wygląda to dość biesiadnie – można się z tym oswoić.
Moment po tym na scenie pojawił się Grendel i mimo okrojonego składu zespół pokazał się z bardzo dobrej strony. Grupa wystąpiła bez basisty, ale jego absencja była raczej mało wyczuwalna, pewnie dlatego, że partie basu zostały odtworzone z wcześniejszych nagrań. Trio w składnie: Sebastian Kowgier (śpiew, gitara), Urszula Świder (klawisze), Wojciech Biliński (perkusja), uraczyło zgromadzonych czteroma klimatycznymi, melancholijnymi kompozycjami. Wydawało się, że nie tylko na mnie muzyka twórców „The Helpless” zrobiła ogromne wrażenie. Grupa do swojej muzyki przemyciła wiele emocji, uczucia i to dało się wyczuć. Pomimo widocznej tremy, a może pewnej niepewności na scenie muzyka broniła się sama. Wokalista ewidentnie nie należy do osób rozgadanych i w kontaktach z publicznością wykazywał się sporą wstrzemięźliwością, ale śpiewnie wychodzi mu należycie. Solidny warsztat pokazał tutaj Wojciech Biliński, którego technika gry pokazała, że na bębnach nie gra przypadkowo. Zespół wykonał „Signal”, „Matter Of Time”, „Faded Memories” oraz instrumentalny„Main”, który w ramach bisu został zagrany ponownie. Chwile spędzone w towarzystwie tej młodej formacji z pewnością nie były stracone.

Po krótkiej aczkolwiek solidnej dawce emocjonalnych dźwięków nastąpiła krótka przerwa, po której na scenie pojawiła się gwiazda wieczoru, brytyjski Galahad. Grupa na scenie istnieje od wielu lat, o czym świadczyć mogła spora liczba osób w poważniejszym wieku przybyłych na koncert. Zespół wystąpił w następującym składzie: Stuart Nicholson (wokale), Roy Keyworth (gitara), Spencer Luckmann (perkusja), Lee Abraham (gitara basowa), Dean Baker (instrumenty klawiszowe). Na scenie działo się naprawdę sporo. Gitarzysta, którego image oscylował w klimatach zdecydowanie punkowych budował na scenie żywiołową atmosferę, mimo że reszta składu również w tej materii dodawała coś od siebie. Bardzo klimatycznie prezentował się charyzmatyczny wokalista. Ubrany na czarno Stuart Nicholson z mocno zakonturowanymi oczami wyglądał wprost demonicznie i szaleńczo. Członkowie grupy mimo dość zaawansowanego wieku dawali z siebie wszystko. W tym przypadku nie było widać po muzykach jakiegokolwiek spięcia, tremy, ale co się dziwić, skoro grupa działa na rynku od lat 80 – tych.

Jakby nie było, Brytyjczycy uraczyli zgromadzonych sporą dawką solidnych dźwięków z różnych okresów swojej działalności. Nie obyło się również bez bisowania. Publiczność nie tak ławo pozwoliła zejść Brytyjczykom ze sceny i wspomagała zespół już nie na siedząco. Na twarzach muzyków rysowało się wyraźne zadowolenie i mieli ku temu powody. Zespół odegrał wyczerpujący set, po którym zarówno fani jak i tacy dyletanci ich twórczości jak ja, mogli być w pełni usatysfakcjonowaniu. Jeżeli chodzi o zestaw utworów to setlista wyglądała następująco: „Sleepers”, „Sidewinder”, „Year Zero 1-4”, „Lady Messiah”, „Room 801”, „Bug Eye”, „Empire”, „This Life”, „Termination” jako bis.

Jak to zwykle bywa, wszystko co dobre musi się kiedyś zakończyć i tak też stało się tym razem. Wieczór w towarzystwie Galahad i Grendel dobiegł końca. Był to niezwykle udany muzyczny wieczór i aż strach pomyśleć ile bym stracił omijając ten koncert. Takie wydarzenia należą do rzadkości i na długo pozostają w pamięci. Kto nie był może żałować!!! Mam nadzieje, że takie progresywne wieczory będą miały swoją kontynuację…

Marcin Magiera




G

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *