4-ty czerwca w nowożytnej historii Polski był dniem szczególnym. Obecnie dzień ten, stał się również szczególnym, ze względu na wydarzenia kulturalne które wzbogaciły obchody jubileuszu tej niezmiernie ważnej daty. Aby uświetnić obchody 20 -to lecia obalenia komunizmu i pierwszych wolnych wyborów, do Polski w zjechało liczne grono artystów. Szczecin gościł m.in. Scorpionsów i Kylie Minogue, w stolicy wystąpiły polskie gwiazdy: m.in. Perfect, Turbo, Republika, Lady Pank i T.Love, Katowice „zafundowały” sobie Boba Geldofa. Zaraz, zaraz, ale nie o tym miała być ta relacja !!!
Nawiązując jednak, chciałem powiedzieć, że Piekary Śląskie w dniu tym również przeżywało swoje małe święto. Można śmiało pokusić się o stwierdzenie, że było to święto progresywnego rocka.
W piekarskim domu kultury, odbył się bowiem kolejny z serii cyklicznych koncertów: „Progresywna Andaluzja”, który sprowadził już po raz drugi na tą scenę, brytyjską neoprogresywną gwiazdę – Galahad, któremu towarzyszyła potencjalna gwiazda naszego rodzimego rynku: zespół Grendel.
Nad suportem od samego początku ciążyło od jakieś fatum. Pierwotnie suportem Galahad miała być bowiem grupa Believe, z różnych przyczyn suport ten nie doszedł jednak do skutku. Nie było Believe, był natomiast Grendel. Tak się wiec złożyło że grały w tym dniu dwie genialne kapele na literkę G. Suportowy pech jednak trwał dalej. Mało brakowało a występ Grendela nie doszedł by do skutku. Z przyczyn niezależnych nie dojechał Cezary Świder (basista zespołu), jego partie odegrano dzięki sprytnym wynalazkom XXI wieku: programowi umieszczonemu na laptopie. Jednak i to „sprytne” urządzenie „zastrajkowało” (można i tutaj doszukać się pewnej symboliki. Przecież to strajki m.in doprowadziły do obalenia totalitarnego systemu). Na poczet widowiska pospiesznie ratowano system operacyjny. Ile zdrowia i stresu kosztowało to Sebastiana Kowgiera (wokalistę i gitarzystę), wie jedynie on sam. Na szczęście się powiodło. Koncert się odbył chociaż niestety w okrojonej 20-to minutowej formie. Zabrzmiała niezmiernie ciepła muzyka z ich jak na razie jedynej, rewelacyjnej płyty „The Helpless”. Chociaż publiczność bardzo domagała się bisów, te z przyczyn technicznych niestety nie mogły się odbyć. To 20 minut wystarczyło jednak aby ten przesympatyczny zespół zaskarbił sobie uznanie piekarskiej publiczności. Obiecali że wrócą i zagrają dłużej. Trzymamy za słowo. Po koncercie muzycy mogli wraz z nami odreagować stres przy szklaneczce najlepszego lekarstwa na tego typu dolegliwości.
Po półgodzinnej przerwie, przyszła pora na brytyjską ikonę rocka progresywnego – zespół Galahad. Niniejszy występ nie miał jednak nic wspólnego ze wspomnianymi przeze mnie obchodami 4-tego czerwca, mimo wszystko podczas trwania koncertu, Stuart Nicholson nawiązał do wspomnianej daty, mówiąc że to szczególny dzień dla Polaków. Zadedykował temu wydarzeniu kompozycję z ostatniej swojej płyt: „Empires Never Last” (Okładka ich nowego dzieła również jest bardzo wymowna). Nieprzypadkowe były również barwy tamburyn, którymi Nicholson posługiwał się podczas koncertu (jedno w kolorze białym, drugie w czerwonym). Niezwykle barwną postacią w zespole jest gitarzysta: Roy Keyworth, widać ogromna radość w tym co robi. Na twarzach wszystkich muzyków dało się odczuć pozytywne reakcje na ciepłe przyjęcie przez publiczność. Frekwencja dopisała, wszystkie krzesła zapełnione. Wielkie brawa dla zespołu za to, że są jednym z nielicznych na tej scenie którym udało się swoją muzyką wyrwać publiczność „wrośniętą” w krzesła i doprowadzić pod scenę. Podwójne uznanie, bo ta sztuka udała im się już dwukrotnie.
Repertuar który mogliśmy w tym dniu usłyszeć, był bardzo przekrojowy, obejmował materiał praktycznie z wszystkich studyjnych albumów które zespól „popełnił”. Rozpoczęli tytułową kompozycją z mojego ulubionego albumu: „Sleepers”(1995), następnie zabrzmiał utwór z albumu „Empires Never Last” (2007). Z tego albumu zabrzmiało z resztą najwięcej utworów: „Sidewinder”, „Empires Never Last”, „This Life Could Be My Last” i „Termination”. Mogliśmy jeszcze usłyszeć kompozycję „Yer Zero” (2002) w czterech częściach, po jednym przedstawicielu najstarszych płyt: „Room 801” („Nothing Is Written” – 1991), „Lady Messiah”( „In a Moment of Complete Madness”- 1993) oraz „Bug Eye” („Following Ghosts” – 1999)
Na bis zabrzmiał jedynie utwór „Termination”. Chociaż spragniona „galahdowych” dźwięków publiczność domagała się jeszcze, niestety na kolejne utwory przyjdzie poczekać do następnego przyjazdu sir Galahada
Cieszy niezmiernie fakt że zespół takiego formatu, na kolejne swe koncerty pragnie wracać na tak małą plamę na mapie Polski jaką są Piekary Śląskie.
Tekst: Marek Toma
Zdjęcia: Piotr Spyra