2009.03.15 – Lao Che, Płyny – Kraków

Zespół Lao Che jest na polskiej scenie czymś wyjątkowym. Wydana w 2005 roku płyta Powstanie Warszawskie to moim zdaniem zdecydowanie najlepszy polski album. Jest to płyta kompletna, idealna, łącząca w sobie wszystko, czego ja oczekuję od muzyki. Ostatni album Gospel to również świetne dzieło. Podobnie zresztą ma się sprawa z debiutem grupy, czyli płytą Gusła. Ta niezwykła muzyka sprawia, że zjawie się prawdopodobnie na każdym koncercie Lao Che jaki zostanie zorganizowany w mojej okolicy. Ten cudowny wieczór (14 marca) był moim drugim i na pewno nie ostatnim spotkaniem z Lao Che.

Klub Studio jest znakomitym miejscem na koncert. Po raz kolejny wyszedłem z niego w pełni usatysfakcjonowany. Jedynym minusem tego wieczoru okazała się grupa Płyny, której dane było supportować Lao Che. Mam świadomość, że moja krytyka pod adresem tego zespołu nie będzie dla nikogo opiniotwórcza i nie chcę, aby była. Zresztą nie będzie tutaj choćby krzty obiektywizmu. Prawda jest taka, że dawno nie słyszałem tak nudnego i bezpłciowego koncertu. Pragnę jednak zaznaczyć, że zespół Płyny prezentuje rodzaj muzyki który nigdy nie wzbudzał we mnie pozytywnych emocji. Sam nie wiem jak go nazwać, nie jestem ekspertem w tej dziedzinie, toteż proszę nie traktować moich słów jak zdania krytyka. Po prostu chciałem podzielić się emocjami jakie towarzyszyły mi podczas tego, krótkiego występu. Może się mylę i zespół Płyny to klasyka gatunku, a ja po prostu się nie znam.

Z przyjemnością przyznaję, że to, z czym mieliśmy do czynienia podczas drugiej części koncertu to już zupełnie inna bajka. Gdy Lao Che rozpoczęli koncert publiczność oszalała. Każdy śpiewał teksty wspólnie ze Spiętym. Jak tu nie śpiewać, kiedy zespół wykonuje tak niesamowite utwory jak: Barykada, Godzina W, Astrolog czy Czarne Kowboje, a był to dopiero początek. Panowie znakomicie dawkowali emocje, utwory szybkie przeplatały się z wolnymi. Tak samo sprawa miała się z proporcją utworów z poszczególnych płyt. Lao Che zachowało zdrowy umiar, za co chwała im. Naturalnie chciało by się usłyszeć więcej z Powstania, ale o to nie można mieć do zespołu pretensji. Drobnym zaskoczeniem był dla mnie wybór coveru zespołu Klaus Mitffoch pod tytułem Strzeż się tych miejsc. Zaskakująca nie była natomiast świetna interpretacja tego utworu przez zespół z Płocka. Kolejne kawałki wprawiały publikę w coraz większą euforię. Do najmocniejszych punktów można zaliczyć: Lelum Polelum, Hydropiekłowstąpienie, Koniec czy Chłopacy. Podczas wykonywania Hiszpana, odpowiadający za sample Denat popisał się widowiskowym tańcem, czym rozkochał w sobie publiczność. Na koniec zespół zagrał otwierający płytę Powstanie Warszawskie, absolutnie zjawiskowy utwór Przed Burzą. Oczywiście do końca liczyłem na cover zespołu Siekiera pod tytułem Ludzie Wschodu, który dane mi było już raz na żywo oglądać. Chyba jednak nie można mieć wszystkiego. Zresztą nie mam prawa mieć jakichkolwiek pretensji do Lao Che po tak genialnym występie. Zarówno publiczność jak i zespół bawili się znakomicie. To cudowne, gdy z ust tylu ludzi słychać okrzyki „Niech żyje Polska”. Sam dałem się ponieść emocjom i poleciałem nad głowami publiczności, a na takim koncercie jest to niezwykłe uczucie. Niestety ten cudowny koncert musiał się kiedyś zakończyć. Pozostaną wspomnienia. Pozdrawiam ekipę, z którą dane mi było przeżyć ten piękny wieczór. Życzę zarówno wam, jak i sobie więcej takich koncertów.

Piotr Bargieł

Dodaj komentarz