Kultowe Powidła
O tym kultowym zespole, legendzie polskiego blues-rocka powiedziano i
napisano już chyba wszystko, ale za każdym razem gdy mam okazję ich
widzieć na żywo odkrywam coś nowego.
Na piekarski koncert bilety zostały dawno wyprzedane. Występ Dżemu, bo o
nim mowa cieszył się bardzo dużym zainteresowaniem, w sali domu kultury
zainstalowano metalowe barierki odgradzające młodzież od Vipów
siedzących na krzesełkach. Jak długo jeżdżę na koncerty do Andaluzji
jeszcze nigdy nie widziałem tam tylu fanów.
Na koncert wszedłem w ostatniej chwili w powietrzu czuć było wyjątkową
niepowtarzalną atmosferę. Ciśnienie rosło z minuty na minutę. Nabita po
brzegi widownia w napięciu oczekiwała występu tego wspaniałego zespołu.
Dżem przyjechał swoim białym busikiem z czerwonym logo swojej nazwy i
ciężarówką załadowaną własnym sprzętem nagłośnieniowym. Zespół jak
przystało na gwiazdę jest samo- wystarczalny, mają własne oświetlenie ,
nagłośnienie i nawet charakterystyczny statyw mikrofonu z napisem Dżem.
Podobny widziałem u słynnej grupy Korn.
Na scenie było tyle sprzętu ,że muzycy z trudem mogli się poruszać. Całość robiła imponujące wrażenie.
Wreszcie dyrektor ośrodka Piotr Zalewski drżącym głosem zapowiedział zespół.
Muzycy Dżemu mają w sobie taką charyzmę ,wystarczy że wyjdą na scenę, nawet nie zaczną grać a publiczność już szaleje.
W czasie blisko dwugodzinnego show zaprezentowano nie tylko
fundamentalne kawałki, takie jak „czerwony jak cegła”, ale i materiał z
nowej płyty, nad którą obecnie zespól pracuje.
Nie zrobił on jednak na mnie takiego wrażenia jak starsze utwory może dlatego, że musi dojrzeć jak wino w piwnicy.
Muzycy zespołu świetnie czują muzykę, grając podrygują doskonale
komponując się z rytmem, to udziela się natychmiast publiczności, która
błyskawicznie odbiera niczym przekaźnik emitowane fale .
W stajni gitar Jerzego Styczyńskiego znalazły się takie wiosła jak:
Gibson, Fender, Ibanez, które perfekcyjnie zmieniał nawet kilka razy w
czasie jednego kawałka niczym biegi w samochodzie. Spokój i
profesjonalizm tego muzyka jest powalający, zresztą pozostałych muzyków
też.
Nie mam natomiast zdania na temat wokalisty Macieja Balcara. Trudno mi
powiedzieć czy ma tą osobowość co Rysiek .Wydaje mi się że nie. Jest to
zupełnie inny człowiek mający dobry głos.
Myślę, że porównywanie ich do siebie jest błędem, choć wielu tak czyni.
Zespół był dwukrotnie wywołany na bis pierwszy raz przez publiczność drugi przez dyrektora ośrodka.
Wśród bisów nie mogło oczywiście zabraknąć „Whiskey”: którą wraz z
zespołem odśpiewała cała widownia . Na koniec wokalista powiedział
żebyśmy pamiętali o Ryśku ,ale chyba i bez tego wszyscy będą o nim
pamiętać, jest przecież festiwal nazwany jego imieniem, który po raz
pierwszy nie odbędzie się w Tychach.
Wychodząc z sali dalej czuło się wielkie podniecenie ludzi, którzy byli
tak naładowani energią, że gdyby ich podłączono do jakiegoś agregatu to
zasililiby całe Piekary.
Witold Mieszko