Przyznam szczerze, że już dawno nie wyczekiwałem na jakiś koncert z taką
niecierpliwością jak na ten. Na jednej scenie miały stanąć dwie grupy,
które są mi w jakiś sposób szczególnie bliskie. Osada Vida, jeden z
pierwszych zespołów, z którym nasz serwis rozpoczął współpracę, grupa
przesympatycznych osób, które mają głowy na karku a muzyka, którą
komponują nie pozwala się wpisać w żadne sztywne ramy gatunkowe. Drugi
zespół, który miał się pojawić na deskach piekarskiej Andaluzji to
francuskie The Black Noodle Project. Grupa dowodzona przez drobniutkiego
Jeremie Grima, z którym mam przyjemność korespondować już od dawien
dawna i z którym to nieraz roztaczaliśmy wizje (swego czasu wydawało
się, że z pogranicza science fiction) o koncertach w Polsce. …Tymczasem
dzięki niezmordowanej postawie agencji OSKAR, która bryluje w
wyłapywaniu ciekawych europejskich zespołów progresywnych, i
sprowadzaniu ich do naszego kraju, coś co wydawało się nierealne, stało
się faktem (za co biję Witkowi i Włodkowi pokłony w podzięce)!
Z przyczyn osobistych do Andaluzji dotarłem tuż przed rozpoczęciem
koncertu. Udało mi się jeszcze dopaść Jeremiego i zamienić kilka słów.
Uwierzcie mi, był podekscytowany, ale i pełen obaw o przyjęcie (jak się
potem okazało nieuzasadnionych). Nie wiem, czy był jakiś poślizg, nie
mniej jako pierwsza w okolicach godziny 19:00 na scenie zainstalowała
się Osada Vida. Tradycyjnie za zapowiedzi był odpowiedzialny dyrektor
ośrodka Andaluzja, p. Piotr Zalewski i….i tu spotkała nas dość miła
niespodzianka, gdyż nasz serwis został uhonorowany dyplomem za
wspieranie piekarskiego domu kultury. Bardzo miłe wyróżnienie, które z
przyjemnością przyjęliśmy i jest dowodem na to, że te wszystkie trudy
związane z prowadzeniem serwisu chyba warto znosić:-)
Co mogę powiedzieć o występie Osady? To już któryś tam ich koncert, na
którym jestem i zawsze setnie się na nich bawię. Po pierwsze, muzyka,
którą serwuje zespół wpasowuje się w moje poczucie estetyki idealnie, po
drugie luzacki styl Łukasz Lisiaka i jego zapowiedzi, od czasu do czasu
urozmaicane uwagami Rafała Paluszka zawsze wprowadzają publikę w wesoły
nastrój. Grupa zaprezentowała nam materiał z obydwu wydanych do tej
pory krążków. Jak zwykle genialnymi solówkami gitarowymi popisywał się
Bartek Bereska, a schowany za swym zestawem perkusyjnym Adam Podzimski
nadawał wszystkiemu odpowiedniej rytmiki. Za zespołem znajdował się
sporych rozmiarów ekran, na którym wyświetlane były rewelacyjne
wizualizacje (pojawiło się nawet, co nie co związane z Rock Area hehe).
Niezwykle zabawnie wypadł moment, gdy muzycy na cześć francuskich
przyjaciół zagrali fragment….Je t’aime… moi non plus…. Po prostu
prawie padłem jak to usłyszałem, no tak, cała Osada Vida. W sympatycznej
atmosferze minął cały występ, a ja jeszcze tylko dodam, że z wielką
radością doczekałem się mojego ukochanego In(s) thru Mental, którego z
pewnych przyczyn zespół nie mógł zagrać na urodzinowym koncercie Rocka
Area, jesienią zeszłego roku.
Po krótkiej przerwie pojawiły się dźwięki podniosłego intro i na scenie
pojawili się muzycy francuskiej formacji. Jeszcze nieco niepewni reakcji
publiczności rozpoczęli z wysokiego „c” a Awarness mogło wyrwać z butów
niejednego słuchacza. Osoby, które spodziewały się delikatnych dźwięków
mogły przeżyć szok. The Black Noodle Project na scenie nabierają takiej
mocy i poweru, że aż trudno to wprost opisać. Kompozycja, które na
płytach brzmią dość spokojnie, ze sceny atakują słuchacza z mocą baterii
katiusz. Kąśliwe gitary, riffy rozrywające czaszkę i rewelacyjne
solówki były okrasą występu. Niezwykle przekonywująco wypadł wokalista
(i gitarzysta) Jeremie. Jego głos, który na płytach jest nieco schowany i
wyciszony na scenie brzmi niczym Dzwon Zygmunta. Aż dziw bierze ile
mocy jest w tym drobnym mężczyźnie! Nie mogę też nie wspomnieć o
obsługującym gitarę basową Anthonym Leteve. Muzyk, o twarzy, która
predysponowałaby go do roli filmowych aniołków bądź gry w Kelly Familly
na swoim instrumencie wyczyniał takie cuda, ze szczęka opadła mi na
podłogę kilkukrotnie i na szczęście za każdym razem udało mi się ją
odnaleźć! Pojawiały się basowe solówki, a w międzyczasie za pomocą
swojego instrumentu Anthony imitował…. instrumenty klawiszowe! Tak, tak,
dobrze napisałem, w kilku fragmentach to właśnie za pomocą gitary
basowej pojawiały się różne dźwiękowe bajery. Dawno żaden
instrumentalista tak mnie nie zaskoczył, a z rozmów z kilkoma innymi
uczestnikami występu, wiem, że nie byłem odosobniony w tym przekonaniu.
Grupa odegrała przekrojowy materiał z wszystkich trzech albumów plus
przezabawny motyw z bajki o inspektorze Gadgecie oraz cover KISS – I Was
Made for Loving You. Bez wątpienia, piekarska publiczność kupiła zespół
i choć frekwencja mogłaby być nieco lepsza (tak na oko coś pod 100
osób) to jednak Ci, którzy przyszli nie znaleźli się tam przypadkowo i
zgotowali zespołowi gorące przyjęcie. Było zresztą widać, że z każdym
kolejnym utworem, z twarzy muzyków znikała niepewność, a coraz częściej
gościł na nich uśmiech i zadowolenie.
Mam cichą nadzieję, że nie jest to pierwsza i ostatnia trasa zespołu po
Polsce. The Black Noodle Project to sceniczna maszyna, która potrafi być
i liryczna i motoryczna jednocześnie. Niezapomniany był to wieczór i
szkoda tylko, że w okolicy 23:00 zamknięto pub i pokoncertowa impreza,
która jeszcze się na dobre nie zaczęła siłą rzeczy musiała się skończyć.
Do zobaczenie kiedyś tam…mam nadzieję:-)
OSADA VIDA:
Body
Muscle
In(s) Thru Mental
After Hours
Tongue
Hart
Liver
Colours & Notes
Boiling Point
Bone
THE BLACK NOODLE PROJECT:
Awareness
Resistance
Garden of Delights
Lost
Time Has Passe
Escape
Hope
To Pink From Blue
1 (3 bute) 2
Sorrow
She Prefers Her Dreas
Where Everything is Dark
Somewhere Between Here & There
I Was Made for Loving You
Drops in the Ocean
Piotr Michalski
zdjęcia: Michał Walczak