15 lutego w poznańskim klubie „Blue Note” zagościła gwiazda z najwyższej
półki historii polskiego rocka progresywnego czyli zespół SBB. Już sam
widok tłumu ludzi skłębionego przed klubem stanowił przedsmak tego, co
czeka nas tego wieczoru. O ilości ludzi, którzy chcieli obejrzeć ten
występ może świadczyć sam fakt, że zabrakło w pewnym momencie biletów.
Blue Note pękał w szwach. Chłonna progresywnych doznań publiczność stała
dosłownie wszędzie. Na schodach, na tarasie, na piętrze, na parterze, w
przejściach i przy barze. Nie wiem czy dobrym pomysłem było ustawienie
przed sceną stolików, które zajmowały jednak dużo miejsca. Może
wystarczyłyby same krzesła. Jeżeli chodzi o samą scenę, to starczyło na
niej miejsca praktycznie tylko na potężny zestaw perkusyjny Gabora
Nemetha. Józef Skrzek ze swoim zestawem klawiszy oraz Apostolis Anthimos
ze swoimi gitarami oraz jeszcze jeden mniejszy już zestaw perkusji
ustawiono przed sceną. Z uwagi na ogromną liczbę ludzi, których trzeba
było wpuścić do środka, koncert rozpoczął się z przeszło 30 minutowym
opóźnieniem. Ale nikt nie miał tego za złe. Wszyscy czekaliśmy na to
widowisko. Zarówno ci, którzy twórczość SBB znają bardzo dobrze, jak i
ci, którzy chcieli zobaczyć ich na żywo po raz pierwszy, bo będąc
pasjonatem rocka progresywnego nie można odpuścić sobie możliwości
obejrzenia ich na żywo. Gdy publiczność zaczęła się już lekko niepokoić w
głośnikach dał się słyszeć odgłos kroczącej defilady i w jej rytm
pojawiła się na scenie i przed nią trójka gwiazd tego wieczoru.
Uśmiechnięci, skromni i otwarci od razu zasiedli do swoich instrumentów.
Widowisko czas zacząć.
Bite dwie godziny podziwiania fenomenalnej wirtuozerii gry, doskonałych
improwizacji i cudownej muzyki. Naprawdę trzeba mieć dużo silnej woli
aby nie wparować na scenę i nie paść na twarz w głębokim ukłonie przed
tym co zaprezentowali. Cudowne brzmienie gitar Apostolisa wspomagane
wszelakiej maści przystawkami, Gabor, jego opanowanie i technika gry na
perkusji oraz Józef Skrzek i to, co potrafi wyczarować ze swoich
instrumentów klawiszowych sprawiają, że nie można ani na chwilę oderwać
się myślami, by nie stracić ani jednej nuty. A to co Józef Skrzek
wyrabia na gitarze basowej szokuje. Oczywiście pozytywnie szokuje. Na
osobne słowa uznania zasługuje też pokaz, a właściwie pojedynek Gabora
Nemetha i Apostolisa Anthimosa na zestawy perkusyjne. Stałem może metr
od perkusji za którą zasiadł Apostolis i wierzcie mi. Jego solo czułem
każdym fragmentem mojego ciała.
Józef Skrzek okazał się tego wieczoru także doskonałym showmanem. Jego
ruchy i zachowanie przy instrumentach, pełen luz i swoboda, mnóstwo
żartów kierowanych w stronę publiczności sprawiły że ten koncert stał
się widowiskiem zatytułowanym „SBB i przyjaciele”. Wszyscy stali się
jedną wielką muzyczną rodziną.
Nagłośnienie było fenomenalne, nie działo się nic nad czym nie
panowaliby muzycy. Każdy dźwięk wydobywający się z głośników był
krystalicznie czysty, wszystko brzmiało bardzo selektywnie i naprawdę
pięknie.
Niestety nie odbyło się bez małych zgrzytów. Z koncertu na koncert
staję się coraz większym zwolennikiem zakazu sprzedaży alkoholu na tego
typu imprezach. Po raz kolejny reagować trzeba było i zwracać uwagę
ludziom, którzy po kolejnym piwie, zamiast skupić się i chłonąć muzykę,
przeszkadzali wszystkim głośną rozmową. Na szczęście tym razem tylko
rozmową ale bywało już i gorzej. Szczytem nietaktu i chamstwa było dla
mnie rzucanie w stronę muzyków a zwłaszcza Józefa Skrzeka tekturowych
podkładek pod piwo. Wszystko co prawda zostało obrócone przez muzyka w
żart gdy stało się to po raz pierwszy, natomiast kolejnym razem było
widać że to już śmieszne nie jest.
Pomijając te drobne, nieprzyjemne incydenty, koncert ten sprawił
cudowne i wspaniałe przeżycie. Trzech ludzi, którzy potrafią tak
szczelnie muzycznie zapełnić pejzaż doznań, że nie ma miejsca na żaden
niedosyt. Może tylko taki, że tak szybko się kończy. Po koncercie można
było zakupić płyty zespołu, zdobyć autograf czy też zrobić sobie
pamiątkowe zdjęcie. Udało mi się jeszcze przed koncertem zamienić parę
słów z Józefem Skrzekiem który zaprosił mnie na scenę, żebym mógł
sfotografować set listę (zdjęcie poniżej). Wspaniały, wielki i otwarty
człowiek. Legenda w każdym calu. Podobnie jak i reszta zespołu. Możecie
tylko żałować,że Was tu nie było.
Irek Dudziński