2009.02.15 – SBB – Poznań

15 lutego w poznańskim klubie „Blue Note” zagościła gwiazda z najwyższej półki historii polskiego rocka progresywnego czyli zespół SBB. Już sam widok tłumu ludzi skłębionego przed klubem stanowił przedsmak tego, co czeka nas tego wieczoru. O ilości ludzi, którzy chcieli obejrzeć ten występ może świadczyć sam fakt, że zabrakło w pewnym momencie biletów. Blue Note pękał w szwach. Chłonna progresywnych doznań publiczność stała dosłownie wszędzie. Na schodach, na tarasie, na piętrze, na parterze, w przejściach i przy barze. Nie wiem czy dobrym pomysłem było ustawienie przed sceną stolików, które zajmowały jednak dużo miejsca. Może wystarczyłyby same krzesła. Jeżeli chodzi o samą scenę, to starczyło na niej miejsca praktycznie tylko na potężny zestaw perkusyjny Gabora Nemetha. Józef Skrzek ze swoim zestawem klawiszy oraz Apostolis Anthimos ze swoimi gitarami oraz jeszcze jeden mniejszy już zestaw perkusji ustawiono przed sceną. Z uwagi na ogromną liczbę ludzi, których trzeba było wpuścić do środka, koncert rozpoczął się z przeszło 30 minutowym opóźnieniem. Ale nikt nie miał tego za złe. Wszyscy czekaliśmy na to widowisko. Zarówno ci, którzy twórczość SBB znają bardzo dobrze, jak i ci, którzy chcieli zobaczyć ich na żywo po raz pierwszy, bo będąc pasjonatem rocka progresywnego nie można odpuścić sobie możliwości obejrzenia ich na żywo. Gdy publiczność zaczęła się już lekko niepokoić w głośnikach dał się słyszeć odgłos kroczącej defilady i w jej rytm pojawiła się na scenie i przed nią trójka gwiazd tego wieczoru. Uśmiechnięci, skromni i otwarci od razu zasiedli do swoich instrumentów. Widowisko czas zacząć.
Bite dwie godziny podziwiania fenomenalnej wirtuozerii gry, doskonałych improwizacji i cudownej muzyki. Naprawdę trzeba mieć dużo silnej woli aby nie wparować na scenę i nie paść na twarz w głębokim ukłonie przed tym co zaprezentowali. Cudowne brzmienie gitar Apostolisa wspomagane wszelakiej maści przystawkami, Gabor, jego opanowanie i technika gry na perkusji oraz Józef Skrzek i to, co potrafi wyczarować ze swoich instrumentów klawiszowych sprawiają, że nie można ani na chwilę oderwać się myślami, by nie stracić ani jednej nuty. A to co Józef Skrzek wyrabia na gitarze basowej szokuje. Oczywiście pozytywnie szokuje. Na osobne słowa uznania zasługuje też pokaz, a właściwie pojedynek Gabora Nemetha i Apostolisa Anthimosa na zestawy perkusyjne. Stałem może metr od perkusji za którą zasiadł Apostolis i wierzcie mi. Jego solo czułem każdym fragmentem mojego ciała.
Józef Skrzek okazał się tego wieczoru także doskonałym showmanem. Jego ruchy i zachowanie przy instrumentach, pełen luz i swoboda, mnóstwo żartów kierowanych w stronę publiczności sprawiły że ten koncert stał się widowiskiem zatytułowanym „SBB i przyjaciele”. Wszyscy stali się jedną wielką muzyczną rodziną.
Nagłośnienie było fenomenalne, nie działo się nic nad czym nie panowaliby muzycy. Każdy dźwięk wydobywający się z głośników był krystalicznie czysty, wszystko brzmiało bardzo selektywnie i naprawdę pięknie.
Niestety nie odbyło się bez małych zgrzytów. Z koncertu na koncert staję się coraz większym zwolennikiem zakazu sprzedaży alkoholu na tego typu imprezach. Po raz kolejny reagować trzeba było i zwracać uwagę ludziom, którzy po kolejnym piwie, zamiast skupić się i chłonąć muzykę, przeszkadzali wszystkim głośną rozmową. Na szczęście tym razem tylko rozmową ale bywało już i gorzej. Szczytem nietaktu i chamstwa było dla mnie rzucanie w stronę muzyków a zwłaszcza Józefa Skrzeka tekturowych podkładek pod piwo. Wszystko co prawda zostało obrócone przez muzyka w żart gdy stało się to po raz pierwszy, natomiast kolejnym razem było widać że to już śmieszne nie jest.
Pomijając te drobne, nieprzyjemne incydenty, koncert ten sprawił cudowne i wspaniałe przeżycie. Trzech ludzi, którzy potrafią tak szczelnie muzycznie zapełnić pejzaż doznań, że nie ma miejsca na żaden niedosyt. Może tylko taki, że tak szybko się kończy. Po koncercie można było zakupić płyty zespołu, zdobyć autograf czy też zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie. Udało mi się jeszcze przed koncertem zamienić parę słów z Józefem Skrzekiem który zaprosił mnie na scenę, żebym mógł sfotografować set listę (zdjęcie poniżej). Wspaniały, wielki i otwarty człowiek. Legenda w każdym calu. Podobnie jak i reszta zespołu. Możecie tylko żałować,że Was tu nie było.

Irek Dudziński

Dodaj komentarz