2008.11.30 – Quidam – Poznań

Koncert w Poznaniu był ostatnim występem zespołu Quidam w jesiennej trasie Alone Together Part II. Często bywam w pubie Johnny Rocker na koncertach i przyznaję, że takiego tłumu dawno tu nie widziałem. Gdyby nie to, że przyjechałem standardowo z godzinnym zapasem czasowym nie miałbym pewnie szansy nawet obejrzeć sceny a tak udało zająć mi się bardzo przyzwoite miejsce tuż przed zespołem.
Wszystkich przybyłych przywitał Witek Andree z firmy Oskar. Przedstawił nam patronów medialnych trasy Quidam (o dziwo nie dosłyszałem tam ani nas ani ArtRock.pl ani również MLWZ , którzy między innymi tej trasie patronowali) oraz poinformował nas o zbliżających się koncertach organizowanych przez jego firmę.
Jeżeli chodzi o sam występ zespół musiał dość poważnie wziąć się za bary z minimalnym rozmiarem sceny w tym klubie ale dali sobie radę. Ucierpiał tylko na tym biedny Jacek Zasada, którego ulokowano za kolumnami.”Cześć Poznań” przywitał nas wszystkich Bartek Kossowicz i rozpoczął ten bajkowy wieczór. Co do utworów które mogliśmy wysłuchać to odsyłam Was do relacji z Leszna, gdyż set lista wyglądała tak samo jak tam i pewnie na całej trasie. Wokalista jak zwykle bardzo szybko podłapał kontakt z publicznością i już od pierwszego utworu wszyscy śpiewali, klaskali bądź falowali w rytm utworów pod jego komendą.
Przyznam szczerze, że po raz pierwszy mam problem z napisaniem relacji ale to z prozaicznej przyczyny. Tydzień wcześniej pisałem relacje z Leszna a nie chciałbym się powtarzać gdyż koncert w Poznaniu wyglądał bardzo podobnie i nie uważam tego broń Boże na minus dla zespołu. Quidam to stare wygi sceniczne i zaskoczyć ich mogą tylko problemy niezależne od nich. W Poznaniu niestety się bez nich nie obyło. O ile problemem technicznym nie można nazwać pewnego maniaka znanego już Wam na pewno z wielu relacji, który to potrafi popsuć każdy nastrój wydzierając się z tyłu sali przeważnie kompletnie nie trafiając w temat (tym razem pół koncertu darł się na całą sale „heavy metal”?????) o tyle oświetlenie sceny woła o pomstę do nieba. Było po prostu ciemno a scenę oświetlało tylko zawieszone kilka reflektorów pamiętających pewnie koncerty Ireny Santor. Pierwszy raz musiałem korzystać z lampy błyskowej a bardzo tego nie lubię na koncertach. Nie tylko ja co również potwierdziło kilka osób które bardziej profesjonalnie ode mnie zajmują się fotografowaniem.
Na szczęście całość koncertu zatarła ten drobny niuansik i wszyscy świetnie się bawili. Występy Quidam to zawsze powód do ogromnego zadowolenia i radości. Cieszy fakt, że nigdy nie zapominają podziękować przybyłym, pamiętają o ludziach, którzy im pomagają jak i również o patronach medialnych. I co ważne mimo zmęczenia zawsze znajdą czas na chwilę rozmowy, wspólne zdjęcia i autografy. Szkoda,że zobaczymy się dopiero w przyszłym roku

Irek Dudziński

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *