Koncert w Poznaniu był ostatnim występem zespołu Quidam w jesiennej
trasie Alone Together Part II. Często bywam w pubie Johnny Rocker na
koncertach i przyznaję, że takiego tłumu dawno tu nie widziałem. Gdyby
nie to, że przyjechałem standardowo z godzinnym zapasem czasowym nie
miałbym pewnie szansy nawet obejrzeć sceny a tak udało zająć mi się
bardzo przyzwoite miejsce tuż przed zespołem.
Wszystkich przybyłych przywitał Witek Andree z firmy Oskar. Przedstawił
nam patronów medialnych trasy Quidam (o dziwo nie dosłyszałem tam ani
nas ani ArtRock.pl ani również MLWZ , którzy między innymi tej trasie
patronowali) oraz poinformował nas o zbliżających się koncertach
organizowanych przez jego firmę.
Jeżeli chodzi o sam występ zespół musiał dość poważnie wziąć się za bary
z minimalnym rozmiarem sceny w tym klubie ale dali sobie radę.
Ucierpiał tylko na tym biedny Jacek Zasada, którego ulokowano za
kolumnami.”Cześć Poznań” przywitał nas wszystkich Bartek Kossowicz i
rozpoczął ten bajkowy wieczór. Co do utworów które mogliśmy wysłuchać to
odsyłam Was do relacji z Leszna, gdyż set lista wyglądała tak samo jak
tam i pewnie na całej trasie. Wokalista jak zwykle bardzo szybko
podłapał kontakt z publicznością i już od pierwszego utworu wszyscy
śpiewali, klaskali bądź falowali w rytm utworów pod jego komendą.
Przyznam szczerze, że po raz pierwszy mam problem z napisaniem relacji
ale to z prozaicznej przyczyny. Tydzień wcześniej pisałem relacje z
Leszna a nie chciałbym się powtarzać gdyż koncert w Poznaniu wyglądał
bardzo podobnie i nie uważam tego broń Boże na minus dla zespołu. Quidam
to stare wygi sceniczne i zaskoczyć ich mogą tylko problemy niezależne
od nich. W Poznaniu niestety się bez nich nie obyło. O ile problemem
technicznym nie można nazwać pewnego maniaka znanego już Wam na pewno z
wielu relacji, który to potrafi popsuć każdy nastrój wydzierając się z
tyłu sali przeważnie kompletnie nie trafiając w temat (tym razem pół
koncertu darł się na całą sale „heavy metal”?????) o tyle oświetlenie
sceny woła o pomstę do nieba. Było po prostu ciemno a scenę oświetlało
tylko zawieszone kilka reflektorów pamiętających pewnie koncerty Ireny
Santor. Pierwszy raz musiałem korzystać z lampy błyskowej a bardzo tego
nie lubię na koncertach. Nie tylko ja co również potwierdziło kilka osób
które bardziej profesjonalnie ode mnie zajmują się fotografowaniem.
Na szczęście całość koncertu zatarła ten drobny niuansik i wszyscy
świetnie się bawili. Występy Quidam to zawsze powód do ogromnego
zadowolenia i radości. Cieszy fakt, że nigdy nie zapominają podziękować
przybyłym, pamiętają o ludziach, którzy im pomagają jak i również o
patronach medialnych. I co ważne mimo zmęczenia zawsze znajdą czas na
chwilę rozmowy, wspólne zdjęcia i autografy. Szkoda,że zobaczymy się
dopiero w przyszłym roku
Irek Dudziński