2008.11.28 – Riverside – Katowice

Riverside to niezaprzeczalnie gwiazda rodzimego rocka i swego rodzaju fenomen. O tym może jednak za chwilę. Zacznijmy od początku. Jak to mawiają – szewc w podartych butach chodzi, a parafrazując tą sentencję, redaktor serwisu muzycznego wie mniej od czytelników tegoż serwisu, po prostu „na śmierć” zapomniałem, że koncert zaczyna się o 19:00 i niczym nie poganiany spokojnie szykowałem się w domu do wyjścia na 20:00. Na szczęście są jeszcze życzliwi ludzie na tym świecie, a ten telefon spowodował iż udowodniłem sobie, że wraz z ubraniem, dojazdem i znalezieniem miejsca parkingowego, jestem w stanie dostać się do Mega Clubu w około 15 minut.

Gdy wpadałem zdyszany do klubu rozbrzmiewały pierwsze dźwięki intro!!! Udało się, zdążyłem! Pierwsze co rzuciło mi się w oczy po wejściu na salę to nieprawdopodobnie wysoka frekwencja. Byłem już na wielu koncertach w Mega Clubie, na jednych było mniej, na innych więcej widzów, ale to co się działo w piątkowy wieczór przeszło moje najśmielsze oczekiwanie. Klub po prostu pękał w szwach, a dostanie się bliżej sceny było zadaniem z gatunku „mission impossible”. Niemniej, łatwo się nie poddaję i narażając się na kilka groźnych spojrzeń zacząłem mozolne przepychanie w kierunku sceny. No, może i do barierek brakło mi z 6-7 metrów, ale udało się ulokować w dość przyzwoitym miejscu, w którym żaden dryblas nie przysłaniał widoku;-) Zespół zagrał materiał przekrojowy z trzech albumów. Były sztandarowe „Conceiving You” czy „Second Life Syndrom”, ale prawdziwą wisienką na tym apetycznym torcie było wykonanie kompozycji „REM” – majstersztyk!! Do tego to brzmienie! Było fantastyczne, nie za głośne i nie za ciche, bardzo selektywne, proporcje pomiędzy poszczególnymi instrumentami (przynajmniej tam gdzie stałem) były dobrane idealnie! Zespół jest w wybornej formie, a masa osób i ich żywiołowe reakcje, nie zostały niezauważone przez samych muzyków. Nie wiem, na ile to była kurtuazja, ale Mariusz w pewnym momencie stwierdził, że następne DVD nagrają w Katowicach – trzymam za słowo;-)

W koncercie zabrakło mi tylko jednego – lepszej interakcji w publicznością. Mariusz jest fenomenalnym muzykiem i bardzo dobrym wokalistą, ale jakoś brakuje mi trochę większej spontaniczności i zabawy z publiką. Nie jest to jednak zarzut z mojej strony a krótkie zapowiedzi, które od czasu do czasu serwował spotykały się z entuzjastycznym przyjęciem.

Teraz może co nieco o tym „fenomenie”. W czasach tak nieprzychylnych dla ambitnego grania Riverside potrafili zbudować sobie niezwykłą pozycję! Grają koncerty, które są wyprzedane do ostatniego biletu, a z samego grania są w stanie opłacić rachunki! Wielkie ukłony i szacunek! Należy tylko mieć nadzieję, że tą drogą podążą kolejne polskie formacji, a tych wartościowych w ostatnim czasie pojawiło się naprawdę sporo.

Po około dwóch godzinach grania szoł dobiegło końca i chcąc nie chcąc trzeba było się ewakuować (w czym ponaglała wszystkich ochrona) gdyż o 22:00 rozpoczynała się…..andrzejkowa dyskoteka…..ech życie….

Piotr Michalski

Dodaj komentarz