Koncert Centrum Kultury i Sztuki w Lesznie był czwartym w kolejności
koncertem grupy Quidam w jesiennej trasie Alone TourGether II. Na
miejsce przybyłem jak zawsze z prawie godzinnym zapasem czasowym, mając
nadzieję spotkać kogoś znajomego i zamienić z nim kilka słów. Nie
pomyliłem się. Już w drzwiach wejściowych prawie się zderzyłem z
menadżerem grupy Retrospective – Maćkiem Mendyką, który akurat na chwilę
musiał opuścić klub, natomiast w środku spotkałem prawie wszystkich
jego podopiecznych siedzących przy wielkim stole. Tuż za nimi
dostrzegłem następną znajomą postać (na stoisku zaprzyjaźnionej firmy
Oskar). Na sali wszystko dopinano na ostatni guzik zaś za potężną
konsolą z niemałym zdziwieniem dostrzegłem Bartka Kurkowskiego –
gitarzystę i wokalistę znanego z Point Of View. Sama sala do złudzenia
przypomina salę kinową z charakterystycznymi rozkładanymi krzesłami zaś
na niewielkiej scenie dość niefortunnie zaprojektowano i postawiono dwa
wielkie filary, które sprawiły że bardzo uważnie trzeba było dobrać
sobie miejsce siedzące, żeby nie przysłonić sobie nimi widoku muzyków.
Zespół rozpoczął z małym opóźnieniem, ale wiedząc jaką mają gonitwę na
trasie wszystko zostało im wybaczone. Na scenie ustawili się w
kolejności od lewej Maciek Meller-gitara, tuż za nim magister Jacek
Zasada (jak w pewnym momencie nazwał go Bartosz Kossowicz) wraz z
kompletem fletów piszczałek wszelakich przeszkadzajek i dodatkowo
syntezatorem, obok niego bliżej środka oddzielony od Jacka ekranem z
pleksi Maciek Wróblewski ze swoim zestawem perkusyjnym, po prawej
stronie Mariusz Ziółkowski – gitara basowa, po prawej skrajnej,
przysłonięty lekko jednym z filarów Zbyszek Florek wraz ze swoim
zestawem instrumentów klawiszowych. Dla Bartka Kossowicza – wokalisty
pozostał cały środek sceny ale z czasem przekonaliśmy się że dla
człowieka o tak niespożytej energii to i tak za mało.
Zespół rozpoczął tradycyjnie utworem „Different”rozpoczynającym ostatnią
ich płytę.”No tak”-pomyślałem sobie w duchu „pewnie pojadą ze stałej
set-listy jaką miałem okazję odsłuchiwać przez ostatnie trzy koncerty
które widziałem”.Jednak nie. Ten wieczór był wieczorem
niespodzianek.”Quidam wita się z Państwem” – tymi słowami wokalista
grupy przywitał się z przybyłymi i już po chwili rozległy się dźwięki
„Kinds Of Solitude At Night”. Tutaj od razu muszę wspomnieć, że
zaskoczyło mnie o dziwo dobre nagłośnienie tej niewielkiej salki. Jadąc
tu spodziewałem się raczej archaicznego post – gierkowskiego
nagłośnienia pamiętającego jeszcze czasy Filipinek i Alibabek. Wszystko
brzmiało czysto i dynamicznie. „Jest nam niezmiernie miło że możemy
wystąpić tutaj i zaprezentować Wam naszą skromną twórczość-ponownie
odezwał się do zgromadzonych Bartek – płytę Alone Together wszyscy
nazywają nową płytą a ma już przecież rok. Mamy nadzieje że uda nam się
coś na przyszły rok wymyślić i wtedy będzie to ta nowa płyta „Po tym
komentarzu grupa zaserwowała nam „One Day We Find”. Nie musieli długo
nakłaniać nas do czynnego udziału w koncercie i po chwili cała sala
klaskała w rytm dźwięków dochodzących ze sceny. Następnym utworem zespół
przeniósł nas do poprzedniej płyty i wysłuchaliśmy „Hands Off”.
Bartkowi podczas całego koncertu wokalnie towarzyszyli Zbyszek, Jacek i
Maciek Meller a i Mariuszowi nie zamykała się buzia. Bardzo fajnie to
wszystko razem brzmiało. Kolejny utwór to tytułowy „Surrevival” z
piękną solówką Jacka na flecie. „Słuchajcie, a teraz jeden z
ważniejszych dla nas utworów. Przynajmniej dla mnie, ale myśle że dla
Ciebie Zbyszku też. Posłuchajcie bo myślę że warto”.Tymi słowami Bartek
rozpoczął chyba jeden z najładniejszych utworów zespołu czyli „Depicting
Colour Of Emotions”. Piękny kawałek. Następny utwór to pierwsza
niespodzianka tego wieczoru. Nie słyszany jeszcze przeze mnie na żywo a
mój zdecydowany faworyt ich ostatniej płyty „We Lost”. Po nim nastąpił
kolejny komentarz Bartka”A teraz fajny kawałek zagrany dla klimatu w
Lesznie” i rozpoczął się lekko jazzujący „The Fifth Season” który po
chwili przekształcił się w „Queen Of Moulin Rouge” w czasie którego
umiejętnościami gry na swoich instrumentach wykazali się Maciek
Wróblewski i Mariusz Ziółkowski. Po ich solówkach większość
zgromadzonych zanurkowała pod fotele szukając swoich opadniętych szczęk.
Ja też. Następny utwór to „They Are There To Remind Us”. Wszyscy którzy
choć raz widzieli koncert grupy Quidam wiedzą co ma zaraz nastąpić i
nie mylą się. W pewnym momencie utwór przemienia się w „Riders On The
Storm” Doorsów. Cała sala klaszcze w takt by po chwili śpiewać refren
wraz z Bartkiem. Jego słowa „Postanowiliśmy urządzić dla Was konkurs
śpiewu, wyniki ogłosimy w internecie” zmuszają nas do maksymalnego
wydzierania się w trakcie następnego utworu – „Not So Close” w którym
Bartek przez moment nawet lekko zarapował. Tradycyjnie dla tego utworu w
pewnym momencie przeszedł on płynnie w cover „Hush” pewnego Głęboko
Purpurowego zespołu wraz z jego wszystkimi solówkami. Po tym kawałku
zrobiło się dużo spokojniej i wysłuchaliśmy „We Are Alone Together” w
którym to jak zawsze muzycy powoli schodzą ze sceny pozostawiając na
końcu samego Maćka który płynnie wyciszył utwór swoją perkusją. Owacje
publiczności zmuszają muzyków do powrotu na scenę. Bartek prezentuje nam
małe leżące na podłodze urządzenie podłączone do jego mikrofonu.”To
urządzenie-mówi Bartek-miało pokazać mój talent wokalny i co? „Na
pytanie rzucone raczej w stronę publiczności krótką i ciętą ripostę
szybko znajduje Maciek Meller odpowiadając mu „I nie ma!” wywołując
salwę śmiechu zarówno na widowni jak i na scenie. Po tej krótkiej
debacie zespół serwuje nam kończący płytę „Alone Together” utwór „P.S
…But Strong Together” i powoli zbiera się do zejścia ze sceny. Ale nam
ciągle było mało. Skandując głośno „Wish,wish wish wish wish” wymuszamy
na muzykach ostatni bis. Na scenie dochodzi do małej reorganizacji.
Mariusz Ziółkowski przekazuje Jackowi Zasadzie swoją gitarę basową, sam
siada na podłodze tuż przy perkusji dzierżąc w dłoniach 12-strunową
gitarę akustyczną i rozpoczyna się druga niespodzianka tego wieczoru.
Mamy okazję wysłuchać Quidamowskiej wersji klasyka grupy Pink Floyd
czyli „Wish You Were Here”. I przyznam że ta wersja śmiało mogłaby
znaleźć się na płycie Floydów. Refren utworu chóralnie odśpiewuje
zgromadzona pod sceną cała publiczność. Pod koniec następują
podziękowania dla organizatorów koncertu, dla portalu Rockarea
(znacie?), Art Rock oraz MLWZ.
Ogólnie koncert bardzo udany. Dyskretne oświetlanie sali i sceny nie
rażące w oczy, dobre nagłośnienie i nie przeginanie z dymem który na
niektórych koncertach spowija muzyków niczym w Londynie. Frekfencja na
oko 30-40 osób. Ale liczy się jakość a nie ilość. Przyszli Ci którzy
mieli przyjść.
Pozdrawiam gorąco
Irek Dudziński