2008.11.23 – Quidam – Leszno

Koncert Centrum Kultury i Sztuki w Lesznie był czwartym w kolejności koncertem grupy Quidam w jesiennej trasie Alone TourGether II. Na miejsce przybyłem jak zawsze z prawie godzinnym zapasem czasowym, mając nadzieję spotkać kogoś znajomego i zamienić z nim kilka słów. Nie pomyliłem się. Już w drzwiach wejściowych prawie się zderzyłem z menadżerem grupy Retrospective – Maćkiem Mendyką, który akurat na chwilę musiał opuścić klub, natomiast w środku spotkałem prawie wszystkich jego podopiecznych siedzących przy wielkim stole. Tuż za nimi dostrzegłem następną znajomą postać (na stoisku zaprzyjaźnionej firmy Oskar). Na sali wszystko dopinano na ostatni guzik zaś za potężną konsolą z niemałym zdziwieniem dostrzegłem Bartka Kurkowskiego – gitarzystę i wokalistę znanego z Point Of View. Sama sala do złudzenia przypomina salę kinową z charakterystycznymi rozkładanymi krzesłami zaś na niewielkiej scenie dość niefortunnie zaprojektowano i postawiono dwa wielkie filary, które sprawiły że bardzo uważnie trzeba było dobrać sobie miejsce siedzące, żeby nie przysłonić sobie nimi widoku muzyków. Zespół rozpoczął z małym opóźnieniem, ale wiedząc jaką mają gonitwę na trasie wszystko zostało im wybaczone. Na scenie ustawili się w kolejności od lewej Maciek Meller-gitara, tuż za nim magister Jacek Zasada (jak w pewnym momencie nazwał go Bartosz Kossowicz) wraz z kompletem fletów piszczałek wszelakich przeszkadzajek i dodatkowo syntezatorem, obok niego bliżej środka oddzielony od Jacka ekranem z pleksi Maciek Wróblewski ze swoim zestawem perkusyjnym, po prawej stronie Mariusz Ziółkowski – gitara basowa, po prawej skrajnej, przysłonięty lekko jednym z filarów Zbyszek Florek wraz ze swoim zestawem instrumentów klawiszowych. Dla Bartka Kossowicza – wokalisty pozostał cały środek sceny ale z czasem przekonaliśmy się że dla człowieka o tak niespożytej energii to i tak za mało.

Zespół rozpoczął tradycyjnie utworem „Different”rozpoczynającym ostatnią ich płytę.”No tak”-pomyślałem sobie w duchu „pewnie pojadą ze stałej set-listy jaką miałem okazję odsłuchiwać przez ostatnie trzy koncerty które widziałem”.Jednak nie. Ten wieczór był wieczorem niespodzianek.”Quidam wita się z Państwem” – tymi słowami wokalista grupy przywitał się z przybyłymi i już po chwili rozległy się dźwięki „Kinds Of Solitude At Night”. Tutaj od razu muszę wspomnieć, że zaskoczyło mnie o dziwo dobre nagłośnienie tej niewielkiej salki. Jadąc tu spodziewałem się raczej archaicznego post – gierkowskiego nagłośnienia pamiętającego jeszcze czasy Filipinek i Alibabek. Wszystko brzmiało czysto i dynamicznie. „Jest nam niezmiernie miło że możemy wystąpić tutaj i zaprezentować Wam naszą skromną twórczość-ponownie odezwał się do zgromadzonych Bartek – płytę Alone Together wszyscy nazywają nową płytą a ma już przecież rok. Mamy nadzieje że uda nam się coś na przyszły rok wymyślić i wtedy będzie to ta nowa płyta „Po tym komentarzu grupa zaserwowała nam „One Day We Find”. Nie musieli długo nakłaniać nas do czynnego udziału w koncercie i po chwili cała sala klaskała w rytm dźwięków dochodzących ze sceny. Następnym utworem zespół przeniósł nas do poprzedniej płyty i wysłuchaliśmy „Hands Off”. Bartkowi podczas całego koncertu wokalnie towarzyszyli Zbyszek, Jacek i Maciek Meller a i Mariuszowi nie zamykała się buzia. Bardzo fajnie to wszystko razem brzmiało. Kolejny utwór to tytułowy „Surrevival” z piękną solówką Jacka na flecie. „Słuchajcie, a teraz jeden z ważniejszych dla nas utworów. Przynajmniej dla mnie, ale myśle że dla Ciebie Zbyszku też. Posłuchajcie bo myślę że warto”.Tymi słowami Bartek rozpoczął chyba jeden z najładniejszych utworów zespołu czyli „Depicting Colour Of Emotions”. Piękny kawałek. Następny utwór to pierwsza niespodzianka tego wieczoru. Nie słyszany jeszcze przeze mnie na żywo a mój zdecydowany faworyt ich ostatniej płyty „We Lost”. Po nim nastąpił kolejny komentarz Bartka”A teraz fajny kawałek zagrany dla klimatu w Lesznie” i rozpoczął się lekko jazzujący „The Fifth Season” który po chwili przekształcił się w „Queen Of Moulin Rouge” w czasie którego umiejętnościami gry na swoich instrumentach wykazali się Maciek Wróblewski i Mariusz Ziółkowski. Po ich solówkach większość zgromadzonych zanurkowała pod fotele szukając swoich opadniętych szczęk. Ja też. Następny utwór to „They Are There To Remind Us”. Wszyscy którzy choć raz widzieli koncert grupy Quidam wiedzą co ma zaraz nastąpić i nie mylą się. W pewnym momencie utwór przemienia się w „Riders On The Storm” Doorsów. Cała sala klaszcze w takt by po chwili śpiewać refren wraz z Bartkiem. Jego słowa „Postanowiliśmy urządzić dla Was konkurs śpiewu, wyniki ogłosimy w internecie” zmuszają nas do maksymalnego wydzierania się w trakcie następnego utworu – „Not So Close” w którym Bartek przez moment nawet lekko zarapował. Tradycyjnie dla tego utworu w pewnym momencie przeszedł on płynnie w cover „Hush” pewnego Głęboko Purpurowego zespołu wraz z jego wszystkimi solówkami. Po tym kawałku zrobiło się dużo spokojniej i wysłuchaliśmy „We Are Alone Together” w którym to jak zawsze muzycy powoli schodzą ze sceny pozostawiając na końcu samego Maćka który płynnie wyciszył utwór swoją perkusją. Owacje publiczności zmuszają muzyków do powrotu na scenę. Bartek prezentuje nam małe leżące na podłodze urządzenie podłączone do jego mikrofonu.”To urządzenie-mówi Bartek-miało pokazać mój talent wokalny i co? „Na pytanie rzucone raczej w stronę publiczności krótką i ciętą ripostę szybko znajduje Maciek Meller odpowiadając mu „I nie ma!” wywołując salwę śmiechu zarówno na widowni jak i na scenie. Po tej krótkiej debacie zespół serwuje nam kończący płytę „Alone Together” utwór „P.S …But Strong Together” i powoli zbiera się do zejścia ze sceny. Ale nam ciągle było mało. Skandując głośno „Wish,wish wish wish wish” wymuszamy na muzykach ostatni bis. Na scenie dochodzi do małej reorganizacji. Mariusz Ziółkowski przekazuje Jackowi Zasadzie swoją gitarę basową, sam siada na podłodze tuż przy perkusji dzierżąc w dłoniach 12-strunową gitarę akustyczną i rozpoczyna się druga niespodzianka tego wieczoru. Mamy okazję wysłuchać Quidamowskiej wersji klasyka grupy Pink Floyd czyli „Wish You Were Here”. I przyznam że ta wersja śmiało mogłaby znaleźć się na płycie Floydów. Refren utworu chóralnie odśpiewuje zgromadzona pod sceną cała publiczność. Pod koniec następują podziękowania dla organizatorów koncertu, dla portalu Rockarea (znacie?), Art Rock oraz MLWZ.
Ogólnie koncert bardzo udany. Dyskretne oświetlanie sali i sceny nie rażące w oczy, dobre nagłośnienie i nie przeginanie z dymem który na niektórych koncertach spowija muzyków niczym w Londynie. Frekfencja na oko 30-40 osób. Ale liczy się jakość a nie ilość. Przyszli Ci którzy mieli przyjść.

Pozdrawiam gorąco
Irek Dudziński

Dodaj komentarz