2008.11.14 – Quidam / Coffee Inn– Ostrów Wielkopolski

Nie tak dawno, bo w lutym tego roku uczestniczyłem w koncercie, który był częścią pierwszej odsłony trasy sygnowanej nazwą „Alone Tourgether 2008”. Było to we Wrocławiu i relację z tego wydarzenia można było przeczytać na łamach serwisu. Tamten koncert wywarł na mnie ogromne wrażenie i nie mogłem się doczekać kolejnego spotkania z formacją Quidam. Łatwo można sobie wyobrazić moją radość, gdy idąc ulicą, zobaczyłem plakat zwiastujący koncert twórców „Alone Together”. Decyzja o moim udziale w tym wydarzeniu była podjęta w jednej chwili. Moje uczestnictwo w drugiej części „Alone Tourgether 2008” było więcej niż pewne.

Ponadto byłem ciekaw, jak zespół zaprezentuje się w mniejszym mieście, jednak w tej kwestii wszelkie obawy okazały się zupełnie bezpodstawne. Dodatkowym zaskoczeniem był fakt, że całe wydarzenie miało być oglądane z miejsc siedzących, czyli w atmosferze dość kameralnej. Czynnikiem, który wywoływał u mnie największe podejrzenia, był support w postaci lokalnego zespołu Coffee Inn, bo jak wiadomo z suportami jest różnie i często bywa tak, iż takie zespoły skutecznie zniechęcają słuchacza już na samym wstępie. Tak na marginesie, właśnie z takim zespołem, którego nazwy lepiej nie wymieniać, miałem „przyjemność” spotkać się przy okazji występu Totentanz, również w Ostrowie Wielkopolskim. Support, podczas tamtego wieczoru zaprezentował materiał tak niestrawny i traumatycznie odpychający, że na samą myśl o ich koncercie, przechodzą mnie dreszcze (te chorobliwe).
Tym też akcentem chciałbym powrócić do opisywania wydarzenia z udziałem zespołu Quidam, bo to powinno być głównym wątkiem tego tekstu.

Na miejsce zdarzenia dotarłem kilka minut przed czasem i jak się okazało – było to trafne posunięcie, bo do sali, gdzie miał się odbyć koncert, zaczęto wpuszczać dopiero o 19-tej. Wchodząc do środka, ogarnęło mnie niemałe zdziwienie, gdy zobaczyłem, że przed tymczasowo postawioną sceną, zostały rozstawione wielkie stoły i krzesła. Wyglądało to tak jakby za moment miała się rozpocząć jakieś posiedzenie partyjne lub wielka wigilia. Nie muszę chyba dodawać, że na pierwszy rzut oka część przeznaczona dla publiczności wyglądała raczej mało koncertowo. Tym nie mniej – wygląd to nie wszystko!

Koncert rozpoczął się z kilkuminutowym opóźnieniem i po tym czasie na scenie pojawiła się pierwsza grupa, Coffee Inn – kwartet, na którego czele stała wokalistka. Zespół jak zapowiadano miał łączyć style charakterystyczne dla takich zespołów jak Led Zeppelin, czy Tool. Krótko mówiąc grupa wypadła przyzwoicie. Instrumentalnie było poprawnie. Wzrok przykuwała naturalna postawa basisty, którego styl bycia, mimika sprawiały, że na scenie było żywiej. Do tego ożywienia przyczyniał się również energiczny perkusista, który ruszał się jak tylko mógł. Niestety osoba, która powinna stać na czele, reprezentować zespół, wypadła blado i „bezpłciowo”. Wydaję mi się, że do muzyki jaką prezentuje Coffee Inn o wiele bardziej pasowałby męski wokal, taki z werwą i siłą. Głos wokalistki był mdły, a wyśpiewywane przez nią frazy sprawiały wrażenie podobnych do siebie. Dodatkowo zachowanie wokalistki wywoływało poczucie braku zaangażowania. Może to wynik tremy lub brak obycia ze sceną – nie wiem, ale wydaje mi się, że panowie powinni poważnie pomyśleć nad zmianą wokalisty.

Po trwającym około pół godziny występie Ostrowiaków, nastąpiła przerwa organizacyjna. Na samym jej początku „konferansjer”, najwyraźniej mocno podekscytowany występem gwiazdy, zapowiedział zespół ze sporym wyprzedzeniem, co spowodowało, że poczynił to raz jeszcze w odpowiednim momencie, czyli tuż przed wyjściem zespołu na scenę. Po tej ciepłej zapowiedzi Quidam zainstalował się na scenie. Jednak z powodu problemów natury technicznej, występ zainicjowano raz jeszcze, co wokalista Bartosz Kossowicz umiejętnie obrócił w żart. Takich zabawnych wtrąceń i żartów było tego wieczora więcej, może nawet zbyt wiele, co raziło nie tylko mnie.

Na początek zespół nie mógł zaprezentować nic innego jak „Different”, co oczywiście wzbudziło spore poruszenie wśród zgromadzonej publiczności. Już od pierwszych dźwięków dało się wyczuć, że sekstet z Inowrocławia nie należy do dyletantów na scenie muzycznej. Zespół posiadł rzadką i trudną umiejętność budowania specyficznej i wyjątkowej atmosfery, co daje się wyczuć podczas słuchania zespołu i to nie tylko na płycie.
W następnej kolejności dane było usłyszeć „ Kinds Of Solitude At Night”, „ One Day We Find” i „Hands Off” z przedostatniego krążka. Po każdym kolejnym utworze zespół zbierał gromkie brawa. Dało się zauważyć, że wśród obecnych, nie było osób przypadkowych. Zgromadzona publiczność dobrze znała prezentowany przez grupę materiał, co wśród muzyków Quidam nie mogło przejść niezauważone.

Następnie zespół zaprezentował „Surrevival”, „Depicting Colours Of Emotions”, „We Lost” oraz medley różnych kawałków, które jak mi się wydaje można było również usłyszeć podczas pierwszej części „Alone Together 2008”. Podczas tych utworów muzycy improwizowali i tu jeszcze bardziej można było podziwiać wysokie umiejętności jak też wyczucie instrumentalistów. W tym momencie jak dobrze pamiętam wokalista zmobilizował publikę do opuszczenia miejsc siedzących i podejścia bliżej sceny.

W kolejnym „They Are There To Remind Us” zespół wplótł motyw „Riders On The Storm” z wiadomo czyjego repertuaru, co prezentowało się naprawdę wyśmienicie. Po tym kawałku Quidam zagrał jeszcze „Not So Close” oraz melancholijny „ We Are Alone Together” z ostatniej płyty, po czym zespół opuścił scenę, z tym że nie na długo.
Rozgrzana publika zmusiła grupę do ponownego wyjścia, czego następstwem było odegranie „But Strong Together” i po tym utworze koncert miał dobiec końca, ale ponowny aplauz publiczności spowodował, że Quidam raz jeszcze pojawił się na scenie i zagrał „Wish You Where Here” z repertuaru Pink Floyd. Tak też zakończył się wieczór w towarzystwie formacji z Inowrocławia, która i tym razem pokazała klasę.

To była solidna dawka muzyki spod znaku atmosferycznego grania przepełnionego wieloma emocjami. Jak się dało poznać po twarzach zgromadzonych uczestników, koncert można śmiało zaliczyć do tych udanych. Mimo iż sama sala koncertowa dawała wiele do życzenia, o czym wspomniałem na początku, to nagłośnienie było zadziwiająco dobre. Wszystko brzmiało selektywnie i nawet partie grane przez Jacka Zasadę (flet) były dokładnie słyszalne. Natomiast we Wrocławiu ten instrument był ledwie słyszalny. Warto wspomnieć, że frekwencja podczas tego koncertu było dość wysoka, w porównaniu z tym co widziałem podczas lutowego występu Quidam we Wrocławiu. Wśród publiczności było sporo osób, których wiek wskazywał na to, że z muzyką mają oni do czynienia od wielu lat. Taki stan rzeczy z pewnością musi wzbudzać wśród muzyków wielką radość, bo widząc na swoich koncertach ludzi w różnym przedziale wiekowym nie może być inaczej Co się dziwić skoro muzyka Quidam jest świeża, dojrzała i zrobiona z pomysłem. Tak więc kto nie widział jeszcze zespołu na żywo – powinien to szybko zmienić. Jeżeli ktoś lubi progresywne dźwięki, to na koncercie tej formacji z pewnością będzie się bawił wyśmienicie.

Marcin Magiera

Dodaj komentarz