2008.10.29 – The Musical Box – Katowice

Muzyczna jesień w Polsce nadeszła pod znakiem Genesis.

Nie dane mi było zobaczyć na żywo tego zasłużonego dla muzyki zespołu mimo ich dwóch wizyt w naszym kraju i to tak blisko, czemu tak się stało ? Powiem szczerze, po prostu dla mnie zespół Genesis skończył się wraz z wietrzną okładką płyty Wind and Wuthering, po odejściu Steva Hacketta, kiedy zostało ich trzech (tak też zatytułowali swój kolejny album) czar prysnął. Oczywiście pogratulować sukcesów na polu bardziej komercyjnym, i nie przeczę że na tym polu również nagrali wiele ciekawych rzeczy, ale ….
Były pewne przesłanki że legendarny Genesis powróci, choć na krótko, niestety tak się nie stało, i mało prawdopodobne żeby kiedykolwiek to nastąpiło. Lecz znalazła się tabletka na niespełnione marzenia, a właściwie cała skrzynka muzycznych tabletek, do naszego kraju zawitał bowiem The Musical Box – cover band grupy Genesis który doskonale odwzorował to co chciałem usłyszeć. Formacja ta powstała w 1991 roku w Kanadzie z okazji 20 rocznicy wydania albumu Selling England By The Pound. Udałem się więc do katowickiego spodka by obiekt ten niczym wehikuł czasu przeniósł mnie przez magiczne dwie godziny w lata siedemdziesiąte, w lata w których tworzyło się piękno, tworzyła się ta muzyczna wrażliwość którą starają się doścignąć zespoły, które fascynują nas, garstkę ludzi spośród ogarniających zewsząd zwolenników komercyjnego bezmiaru. Cieszy mnie fakt że ta garstka ludzi w katowickim spodku była dosyć spora, z doniesień prasowych wynika że koncert obejrzało ok. 2000 sympatyków muzyki Genesis. Zaobserwowałem że przedział wiekowy publiczności objął trzy pokolenia, bywały również całe rodziny, co jest bardzo pocieszające. Jest więc zapotrzebowanie na klasykę spod znaku Genesis, i zainteresowaniem dobra muzyką starsze pokolenie przelewa na młodszych.

Z założenia koncert miał być odzwierciedleniem tych które odbywały się w drugiej połowie lat 70-tych po ukazaniu się płyty A Trickof The Tail., i tak też było. Dla oryginalnego Genesis był to okres pewnych zmian. Odszedł Peter Gabriel a jego miejsce z za zestawu perkusyjnego zajął Phil Collins, jednak w tym okresie muzyka Genesis nie straciła jeszcze tej magii, dwie kolejne płyty z udziałem Collinsa były kontynuacją pogabrielowskiej spuścizny. Zespół The musical Box doskonale uchwycił i odwzorował klimat tamtego okresu, byśmy mogli go poczuć w czasach współczesnych. I dzięki tej muzycznej skrzynce która została rozpakowana w katowickim spodku mogliśmy chłonąć urok tej muzyki przez dwie magiczne godziny.
Koncert spięty był właśnie klamrą który stanowiły pierwszy i ostatni utwór płyty A Trick of The Tail , a więc Dance On A Volcano i Los Endos, wieczko i denko muzycznej skrzynki do której zespół powrzucał utwory z wcześniejszych albumów grupy Genesis, a oto co zawierało ten niezwykły muzyczny prezent :

– Dance On a Volcano (A Trick Of The Tail – 1976 r.)
– The Lamp Lies Down On Brodway (The Lamp Lies Down On Brodway – 1974 r.)
– Fly On A Windshield (The Lamp Lies Down On Brodway – 1974 r.)
– The Carpet Crawlers (The Lamp Lies Down On Brodway – 1974 r.)
– The Cinema Show (Selling England By The Pound – 1973 r.)
– Robbery, Assault And Battery (A Trick Of The Tail – 1976 r.)
– White Mountain (Trespass 1970 r.)
– Firth Of Fifth (Selling England By The Pound r11; 1973r.)
– Entangled (A Trick Of The Tail – 1976 r.)
– Squonk (A Trick Of The Tail – 1976 r.)
– Supper’s Ready (Foxtrot – 1972)
– I Know What I Like (Selling England By The Pound r11; 1973r.)
– Los Endos ((A Trick Of The Tail – 1976 r.)

Muzyczna skrzynka opleciona była misterną wstęgą bisów w postaci dwóch połączonych ze sobą tematów It i Watcher Of The Skies, żałować można jedynie tego że ta wstęga nie była nieco dłuższa. Wiadomo że każdy z sympatyków tej żywej legendy dodał by do tego repertuaru swoją ulubiona kompozycję której zabrakło. Dziwi mnie fakt że zespół w repertuarze koncertowym nie umieścił utworu The Musical Box z płyty Nursery Cryme od którego wziął nazwę. Niestety muzyczna skrzynka ma ograniczoną pojemność nie sposób umieścić w niej wszystko, jednak nic straconego teraz już wiem że marzenia się spełniają…

Koncert rozpoczął się prawie punktualnie, kilka minut po godzinie 20 -tej. Pogasły światła a zabłysły barwne reflektory które oświetliły scenę, i zobaczyliśmy muzyków a zarazem aktorów wcielających się w rolę swoich sławnych idoli. Charyzmatyczny wokalista The Musical Box – Denis Gange nawet wizualnie upodobnił się do Philla Collinsa z tamtych czasów, jego twarz zdobiła bujna krzaczasta broda jaką nosił Collins kiedy łysina nie była jeszcze jego domeną, kostiumy które przywdziewał odzwierciedlały tamte kostiumy z lat 70 – tych, cyrkowe zabawy z tamburynem, gesty które wykonywał i solo na dodatkowym zestawie perkusyjnym oraz doskonały kontakt z publicznością. Jeżeli chodzi o sposób śpiewania, trzeba przyznać że dysponuje podobną barwą głosu co oryginał. Grający na gitarze 12 -sto strunowej i akustycznej muzyk, swoim wyglądem również mógł kojarzyć się ze swym wzorem – Stevem Hackettem.
Muzyce towarzyszyła wspaniała oprawa świetlna, jak i wizualna w postaci ilustracji filmowych, po laserowe zapierające dech w piersiach efekty, lecz efekty były by niczym bez tego co stanowiło sedno sprawy, bez muzyki. Wraz z kolejnymi utworami zmieniały się filmowe obrazy, obrazy niezwykłe. Mogliśmy oglądać kontury ogromnych czaszek, różnobarwne zmieniające swoją postać ciało niebieskie, piękno przyrody, górzyste białe krajobrazy, oraz przebogate różnorodne ilustrację zmieniające się tak szybko że nie sposób ich opisać.
Denis Gange rozpoczął swój występ w zwykłym podkoszulku, by przed utworem Robberty, Assault & Battery założyć charakterystyczna czapeczkę jakby furażerkę i stary prochowiec,
Najbardziej okazale prezentował się jednak w kulminacyjnej części koncertu zakładając białą tunikę, kiedy laserową laską rozświetlał mrok katowickiego spodka wyglądał jak tolkienowski Gandalf, natomiast kiedy w blasku reflektorów wznosił ręce do góry jego postać mogła kojarzyć się z świętym Piotrem otwierającym nam śmiertelnikom wrota do biblijnego raju.
Nikt chyba nie ma wątpliwości że punktem kulminacyjnym koncertu była suita Supper’s Ready. Nawet w najgłębszych snach nie przyszło mi na myśl że będzie mi dane usłyszeć tą przepiękną kompozycję w takim wykonaniu i w takiej oprawie. I chyba warto było przemierzyć wiele kilometrów krajowych dróg, jak wielu uczestników tego wydarzenia, chociażby tylko po to aby zobaczyć i usłyszeć Supper’s Ready, która w wykonaniu The Musical Box robiła wrażenie nie dające się opisać. Najprościej oddają to odruchy naszego ciała, kiedy ciarki przechodzą ci jak stada mrówek i włosy stoją na baczność, wtedy wiesz że przeżywasz coś wielkiego, niezwykłego, coś co na długo pozostanie wyryte w pamiętnikach twego życia. Utwór ten był jedną z pierwszych dłuższych form muzycznych która zrobiła na mnie takie wrażenie, i nie tylko na mnie. Supper’s Ready to suita która miała wielki wpływ na nowe pokolenia muzyków, bez tej kompozycji nie było by chyba Marillionu, bez tego legendarnego długasa nie było by ich Grendela ani Forgotten Songs.
Najstarszą kompozycja która zabrzmiała tego wieczoru był utwór White Mountain z wydanego w 1970 roku albumu Trespass, utwór wzbogacony obrazem pięknych wysokogórskich pejzaży pokrytych białą powłoką. Oryginalnie na albumie tym nie było jeszcze gitary Steva Hacketta, czy ktoś dzisiaj pamięta że pierwszym gitarzystą Genesis był Antony Philips ? Jeżeli chodzi o prywatne odczucia to ten niedoceniony album należy do moich ulubionych.
Spośród przedstawionego repertuaru wyróżniłbym też kompozycję The Carpet Crawlers z albumu The Lamp Lies Down On Brodway, ci którzy znają wczesne dokonania Genesis zgodzą się że to przepiękna kompozycja.
Kiedy zabrzmiało Los Endos wszyscy przeczuwali że to już koniec, powrót do rzeczywistości. Zespół długo kazał na siebie czekać by oklaski skłoniły ich do powrotu na scenę. Niestety bisy były wyjątkowo krótkie, zagrali jeszcze połączone ze sobą motywy It z płyty The Lamp Lies Down On Brodway oraz Watcher Of The Skies z Foxtrota i muzyczna podróż dobiegła końca.

Muszę przyznać że muzycy ci doskonale oddali magię jaka posiadają wczesne kompozycje grupy Genesis . Idealnie odzwierciedlony genesisowy klimat w połączeniu z doskonałą oprawą świetlną oraz filmami podkreślającymi klimat tej muzyki robiły powalające wrażenie.
Dla osób których muzyka Genesis stanowiła zaczątek przygody z muzyką rockową jako sztuką a nie tylko i wyłącznie rozrywką wydarzenie to było prawdziwą ucztą duchową.

Jesień w naszym kraju była pod znakiem Genesis, nadejdzie zima która też będzie taka…
Jest szansa że już w grudniu usłyszymy te utwory których tutaj zabrakło zagrane przez innych wyznawców genesisowej religii – zespół The Watch.


Marek Toma

Dodaj komentarz