Na inowrocławski Ino-Rock Festiwal czekałem od momentu jak tylko
pojawiły się pierwsze informacje o tym wydarzeniu ponieważ zależało mi
na obejrzeniu przede wszystkim dwóch zespołów które na naszym portalu
wywołują największe boje piśmiennicze czyli grupy Quidam i Riverside.
Do Inowrocławia zajechałem jak zawsze ze sporym zapasem czasowym. Teatr
Letni to doskonałe miejsce na tego typu imprezy. Duża zadaszona muszla
koncertowa i ustawione przed nią niczym w kinie rzędy ławek pnących się w
górę sprawiają że scena widoczna jest praktycznie z każdego miejsca.
Tuż po przybyciu odbyło się spotkanie „Trzech Muszkieterów” czyli
Gallardo, Rysia Bazarnika i mnie .Dołączył do nas także Marian Grycz
który jest stałym obserwatorem naszego portalu i zamiłowaniem słucha
muzyki i jeździ na różne koncerty. Pogoda była ładna, nawet za bardzo.
Przekonał się o tym najboleśniej zespół Quidam który występował jako
pierwszy. Gdy rozpoczęli występ zachodzące właśnie słońce świeciło im
prosto w oczy co z pewnością stanowiło dla nich pewien dyskomfort. Ale
zagrali jak zawsze świetnie. Bartek od razu złapał kontakt z
publicznością która dosyć licznie zebrała się już w Teatrze. Wśród ludzi
którzy przybyli na miejsce przewinęło się dużo znanych mi już z
wcześniejszych koncertów. Spotkałem między innymi Macieja Mendykę
-menagera zespołu Retrospective który dopina już wydanie swojej
pierwszej pełnej płyty a przyjechał na festiwal wraz z gitarzystą grupy
Alanem Szczepanikiem, perkusistą Robertem Kusikiem oraz ze swoim
dźwiękowcem. Wśród tłumu wypatrzyłem również gitarzystę zespołu After
Wojtka Tymińskiego, Prezesa znanego nam wszystkim z klubu Progresja w
Warszawie, na stoisku firmy Oskar wypatrzyłem Witka Andree. Tuż obok
nich znajdowały się także stoiska z gadżetami zespołów Riverside i The
Pineapple Thief gdzie można było uzupełnić swoje kolekcje w płyty,
koszulki itp. Wśród widowni wypatrzyłem niestety również dwóch
fanatycznych wywrotowców znanych mi z koncertów w Poznaniu (Arek – Ty
wiesz o kogo chodzi) ze swojego głośnego i nie zawsze przyzwoitego
zachowania. Jak się jednak później okazało tym razem zachowywali się
wzorcowo.
Jeżeli chodzi o występ zespołu Quidam to tradycyjnie już mieliśmy okazję
wysłuchać w większości utworów z płyty Alone Together w troszkę
poszerzonych o dodatkowe partie solówek wersjach, wzbogacone o doskonale
wplecione utwory Crimsonów i Doorsów oraz parę utworów z poprzedniej
płyty. Quidam wystąpił w swoim stałym składzie i jak zwykle
zaprezentował się w świetnej formie. Bartek szybko podłapał kontakt z
widownią i wszyscy świetnie się bawili. Był to doskonały przedsmak tego
co jeszcze miało nas czekać tego wieczoru. Po występie była możliwość
zamienić z nimi parę słów, zebrać autografy i strzelić sobie pamiątkową
fotkę lub też posilić się w ustawionym w pobliżu na tę okazje mobilnym
Bistro barze który był bardzo dobrze zaopatrzony i co ważne można było
bardzo dobrze zjeść za nieduże pieniądze.
Po przerwie na scenie pojawił się prowadzący cały koncert znany
wszystkim z bydgoskiego Radia PiK i ze swojego zamiłowania do dobrej
rockowej muzyki Adam Drozdzik, który zapowiedział kolejną gwiazdę
wieczoru czyli przybyły z Wielkiej Brytanii (dokładniej z Manchesteru)
zespół The Pineapple Thief. Przyznam że ich muzykę znałem tylko z
ostatniej płyty, tym bardziej z ciekawością oczekiwałem tego występu. I
nie powiem. Udało im się zainteresować swoimi utworami nie tylko mnie
ale i całą zgromadzoną widownię. Pod sceną zaroiło się od ludzi i
wszyscy bardzo żywo uczestniczyli w ich występie. Zespół wystąpił w
składzie Bruce Soord-gitara i wokal, Steve Kitcin -instrumenty
klawiszowe, KeithHarrison-perkusja oraz John Sykes-gitara basowa.
Pineapple Thief wykonują rocka progresywnego opartego w większości na
riffach i przesterach, brakowało mi w nim partii solowych na gitarze.
Ich utwory są bardzo zróżnicowane, momentami bardzo psychodeliczne w
odbiorze i mnie osobiście kojarzyły się z ciemniejszymi utworami The
Porcupine Tree ale generalnie bardzo pozytywnie mnie zaskoczyli co
zaowocowało uzupełnieniem kolekcji o ich poprzednie płyty (w bardzo
przyzwoitej zresztą cenie 30 zł za szt). Również publiczność doceniła
ich występ gromkimi brawami i wypuściła ich dopiero po bisie.
Bardzo miłym akcentem było zadedykowanie przez Pineapple Thief jednego z
utworu grupie Quidam w podziękowaniu za zaproszenie na koncert co
spotkało się z ogromnymi oklaskami ze strony widzów.
Po występie „Złodziejaszków” nastąpiła kolejna przerwa, na scenie
zaroiło się od techników, zniknęła gdzieś płachta osłaniająca jakieś
składowisko z lewej strony sceny i gdy ukazał nam się w tym miejscu
potężny i rozbudowany zestaw perkusyjny już wiedzieliśmy co zbliża się
do nas nieuchronnie ale nikt nie chciał przed tym uciekać. Zgasło
światło i na scenie pojawili się wokalista i basista Mariusz Duda,
gitarzysta Piotr Grudziński, klawiszowiec Michał Łapaj i perkusista
Piotr Kozieradzki i rozpoczęło się widowisko zatytułowane „Riverside –
czyli jak muzycznie zmiażdżyć widownię”. Po spokojnych odprężających
wręcz utworach Quidamów, progresywnych psychodelicznych momentami
kawałków Pineapple Thief na scenie pojawiło się dźwiękowe monstrum o
natężeniu zdolnym wprowadzić w drżenie każdy najmniejszy mięsień naszego
ciała a przy tym podane krystalicznie czysto i bez żadnych technicznych
zarzutów. Potęga brzmienia gitary Piotra rozrywała bębenki, bas
Mariusza wywracał żołądek, perkusja drugiego Piotra odbijała mózg a
klawisze Michała wdzierały się w głowę powodując muzyczną ekstaze. Pod
widownią zakotłowało się od przybyłych chyba z całej Polski fanów i już
było widać kto ma być gwiazdą tego koncertu. Wszystkie zespoły dały
dotychczas wspaniałe pokazy swoich umiejętności ale Riverside dał nam
potężnego kopa mocy. Nie odważę się porównywać występów Quidam i
Riverside bo to dwa wspaniałe zespoły każdy uprawiający swój wybrany
gatunek muzyczny ale dla mnie tego wieczoru Quidam to jacht płynący po
spokojnym oceanie doskonale zgranych ze sobą dźwięków a Riverside to
sunący drogą 66 potężny osiemnastokołowy Kenworth mogący zmiażdżyć
wszystko co stanie mu na drodze. Nie jestem w stanie odtworzyć dokładnie
kolejności utworów, gdyż posiałem gdzieś rejestrator (jeżeli ktoś go
znalazł to ma prezent na Gwiazdkę) ale usłyszeliśmy na pewno Out Of
Myself ,I Believe w pięknej akustycznej wersji, Conceivin You, Volte
Face, Second Life Syndrome, I Turned You Down, Reality Dream III, Dance
With The Shadow, Rapid Eye Movement, na bis był Panic Room i pamiętam że
w którymś momencie wpleciony został fragment Shine On You Crazy Diamond
Floydów. Jeżeli coś pomyliłem to przepraszam. Występ Riverside zbliżył
temperaturę na widowni do wrzenia więc i im nie upiekła się ucieczka bez
bisu. Po prostu przejechali po nas walcem. Świetny występ. Mój pierwszy
ich koncert na żywo i rozdziewiczono mnie głośno ale bez bólu.
Po Riverside część ludzi opuściła Teatr Letni (widać dla nich gwiazdą
wieczoru byli właśnie oni) ale i tak pozostała liczna grupa ludzi
oczekująca na klasyków rocka progresywnego. Ogółem cały koncert
zgromadził około 1000 osób (800 sprzedanych biletów plus darmówki) co
jest moim zdaniem dobrym wynikiem. Po przerwie technicznej na scenie
pojawiła się czwórka ludzi.Za klawiszami zasiadł dystyngowany Thijs van
Leer, pojawili się także gitarzysta Niels van der Steenhoven, basista
Boby Jacobs i perkusista Pierre van der Linden i rozpoczęła się wyżerka
dla starszej części widowni czyli występ zespołu Focus. Jak wiadomo
zespół rozpoczynał działalność w latach 70 gdy o mnie nie myśleli nawet
jeszcze moi rodzice więc nie mam za bardzo rozeznania w ich muzyce. Wiem
że wykonywali bogato zaaranżowaną muzykę głownie instrumentalną
nawiązującą do muzyki klasycznej urozmaiconej elementami jazzu. Co
jednak muszę powiedzieć to to, że porwali nas wszystkich do wspólnej
zabawy. Grali kapitalnie zachowując swój oryginalny styl i brzmienie
organów Hammonda przeplatanych solówkami na flecie. Nikt nie siedział,
wszyscy świetnie się bawili stojąc i włączając się do śpiewu i zabawy z
zespołem. Focus zaprezentował przekrój całej swojej działalności zarówno
z pierwszego składu jak i też składu po reaktywacji. Nie zabrakło
oczywiście utworu Sylwia i magicznego Hocus Pokus z rewelacyjnym
jodłowaniem Thijsa. Oczywiście i Focus nie został wypuszczony bez
zagrania bisu. Całość imprezy zakończyła się około północy
podziękowaniami dla organizatorów i wszystkich osób dzięki którym mógł
się ten festiwal odbyć a z tego co usłyszeliśmy ma to być impreza
cykliczna.
Festiwal wypadł świetnie. Jedyne zastrzeżenia można mieć do jakości
dzwięku przy występie Quidam i Pineapple Thief co naprostowane zostało
dopiero przed występem Riverside. Organizatorzy oprócz strawy dla uszu
zadbali także o nasze żołądki i higienę, wszędzie widać było ochroniarzy
i panował nienaganny spokój. Może to wpływ kompletnego braku stoisk z
„Colą” na terenie Teatru Letniego. Może to jest właśnie metoda. Duże
brawa dla Prezydenta Miasta Inowrocław za zorganizowanie Ino-Rock
Festiwalu, dla zespołów które na nim grały i dla Adama Drozdzika który
rewelacyjnie poprowadził całość.
Pozdrawiam i jak zawsze dokładam pare fotek.
Irek Dudziński