2008.09.06 – Ino-Rock Festiwal

Na inowrocławski Ino-Rock Festiwal czekałem od momentu jak tylko pojawiły się pierwsze informacje o tym wydarzeniu ponieważ zależało mi na obejrzeniu przede wszystkim dwóch zespołów które na naszym portalu wywołują największe boje piśmiennicze czyli grupy Quidam i Riverside.
Do Inowrocławia zajechałem jak zawsze ze sporym zapasem czasowym. Teatr Letni to doskonałe miejsce na tego typu imprezy. Duża zadaszona muszla koncertowa i ustawione przed nią niczym w kinie rzędy ławek pnących się w górę sprawiają że scena widoczna jest praktycznie z każdego miejsca. Tuż po przybyciu odbyło się spotkanie „Trzech Muszkieterów” czyli Gallardo, Rysia Bazarnika i mnie .Dołączył do nas także Marian Grycz który jest stałym obserwatorem naszego portalu i zamiłowaniem słucha muzyki i jeździ na różne koncerty. Pogoda była ładna, nawet za bardzo. Przekonał się o tym najboleśniej zespół Quidam który występował jako pierwszy. Gdy rozpoczęli występ zachodzące właśnie słońce świeciło im prosto w oczy co z pewnością stanowiło dla nich pewien dyskomfort. Ale zagrali jak zawsze świetnie. Bartek od razu złapał kontakt z publicznością która dosyć licznie zebrała się już w Teatrze. Wśród ludzi którzy przybyli na miejsce przewinęło się dużo znanych mi już z wcześniejszych koncertów. Spotkałem między innymi Macieja Mendykę -menagera zespołu Retrospective który dopina już wydanie swojej pierwszej pełnej płyty a przyjechał na festiwal wraz z gitarzystą grupy Alanem Szczepanikiem, perkusistą Robertem Kusikiem oraz ze swoim dźwiękowcem. Wśród tłumu wypatrzyłem również gitarzystę zespołu After Wojtka Tymińskiego, Prezesa znanego nam wszystkim z klubu Progresja w Warszawie, na stoisku firmy Oskar wypatrzyłem Witka Andree. Tuż obok nich znajdowały się także stoiska z gadżetami zespołów Riverside i The Pineapple Thief gdzie można było uzupełnić swoje kolekcje w płyty, koszulki itp. Wśród widowni wypatrzyłem niestety również dwóch fanatycznych wywrotowców znanych mi z koncertów w Poznaniu (Arek – Ty wiesz o kogo chodzi) ze swojego głośnego i nie zawsze przyzwoitego zachowania. Jak się jednak później okazało tym razem zachowywali się wzorcowo.
Jeżeli chodzi o występ zespołu Quidam to tradycyjnie już mieliśmy okazję wysłuchać w większości utworów z płyty Alone Together w troszkę poszerzonych o dodatkowe partie solówek wersjach, wzbogacone o doskonale wplecione utwory Crimsonów i Doorsów oraz parę utworów z poprzedniej płyty. Quidam wystąpił w swoim stałym składzie i jak zwykle zaprezentował się w świetnej formie. Bartek szybko podłapał kontakt z widownią i wszyscy świetnie się bawili. Był to doskonały przedsmak tego co jeszcze miało nas czekać tego wieczoru. Po występie była możliwość zamienić z nimi parę słów, zebrać autografy i strzelić sobie pamiątkową fotkę lub też posilić się w ustawionym w pobliżu na tę okazje mobilnym Bistro barze który był bardzo dobrze zaopatrzony i co ważne można było bardzo dobrze zjeść za nieduże pieniądze.

Po przerwie na scenie pojawił się prowadzący cały koncert znany wszystkim z bydgoskiego Radia PiK i ze swojego zamiłowania do dobrej rockowej muzyki Adam Drozdzik, który zapowiedział kolejną gwiazdę wieczoru czyli przybyły z Wielkiej Brytanii (dokładniej z Manchesteru) zespół The Pineapple Thief. Przyznam że ich muzykę znałem tylko z ostatniej płyty, tym bardziej z ciekawością oczekiwałem tego występu. I nie powiem. Udało im się zainteresować swoimi utworami nie tylko mnie ale i całą zgromadzoną widownię. Pod sceną zaroiło się od ludzi i wszyscy bardzo żywo uczestniczyli w ich występie. Zespół wystąpił w składzie Bruce Soord-gitara i wokal, Steve Kitcin -instrumenty klawiszowe, KeithHarrison-perkusja oraz John Sykes-gitara basowa. Pineapple Thief wykonują rocka progresywnego opartego w większości na riffach i przesterach, brakowało mi w nim partii solowych na gitarze. Ich utwory są bardzo zróżnicowane, momentami bardzo psychodeliczne w odbiorze i mnie osobiście kojarzyły się z ciemniejszymi utworami The Porcupine Tree ale generalnie bardzo pozytywnie mnie zaskoczyli co zaowocowało uzupełnieniem kolekcji o ich poprzednie płyty (w bardzo przyzwoitej zresztą cenie 30 zł za szt). Również publiczność doceniła ich występ gromkimi brawami i wypuściła ich dopiero po bisie.
Bardzo miłym akcentem było zadedykowanie przez Pineapple Thief jednego z utworu grupie Quidam w podziękowaniu za zaproszenie na koncert co spotkało się z ogromnymi oklaskami ze strony widzów.

Po występie „Złodziejaszków” nastąpiła kolejna przerwa, na scenie zaroiło się od techników, zniknęła gdzieś płachta osłaniająca jakieś składowisko z lewej strony sceny i gdy ukazał nam się w tym miejscu potężny i rozbudowany zestaw perkusyjny już wiedzieliśmy co zbliża się do nas nieuchronnie ale nikt nie chciał przed tym uciekać. Zgasło światło i na scenie pojawili się wokalista i basista Mariusz Duda, gitarzysta Piotr Grudziński, klawiszowiec Michał Łapaj i perkusista Piotr Kozieradzki i rozpoczęło się widowisko zatytułowane „Riverside – czyli jak muzycznie zmiażdżyć widownię”. Po spokojnych odprężających wręcz utworach Quidamów, progresywnych psychodelicznych momentami kawałków Pineapple Thief na scenie pojawiło się dźwiękowe monstrum o natężeniu zdolnym wprowadzić w drżenie każdy najmniejszy mięsień naszego ciała a przy tym podane krystalicznie czysto i bez żadnych technicznych zarzutów. Potęga brzmienia gitary Piotra rozrywała bębenki, bas Mariusza wywracał żołądek, perkusja drugiego Piotra odbijała mózg a klawisze Michała wdzierały się w głowę powodując muzyczną ekstaze. Pod widownią zakotłowało się od przybyłych chyba z całej Polski fanów i już było widać kto ma być gwiazdą tego koncertu. Wszystkie zespoły dały dotychczas wspaniałe pokazy swoich umiejętności ale Riverside dał nam potężnego kopa mocy. Nie odważę się porównywać występów Quidam i Riverside bo to dwa wspaniałe zespoły każdy uprawiający swój wybrany gatunek muzyczny ale dla mnie tego wieczoru Quidam to jacht płynący po spokojnym oceanie doskonale zgranych ze sobą dźwięków a Riverside to sunący drogą 66 potężny osiemnastokołowy Kenworth mogący zmiażdżyć wszystko co stanie mu na drodze. Nie jestem w stanie odtworzyć dokładnie kolejności utworów, gdyż posiałem gdzieś rejestrator (jeżeli ktoś go znalazł to ma prezent na Gwiazdkę) ale usłyszeliśmy na pewno Out Of Myself ,I Believe w pięknej akustycznej wersji, Conceivin You, Volte Face, Second Life Syndrome, I Turned You Down, Reality Dream III, Dance With The Shadow, Rapid Eye Movement, na bis był Panic Room i pamiętam że w którymś momencie wpleciony został fragment Shine On You Crazy Diamond Floydów. Jeżeli coś pomyliłem to przepraszam. Występ Riverside zbliżył temperaturę na widowni do wrzenia więc i im nie upiekła się ucieczka bez bisu. Po prostu przejechali po nas walcem. Świetny występ. Mój pierwszy ich koncert na żywo i rozdziewiczono mnie głośno ale bez bólu.

Po Riverside część ludzi opuściła Teatr Letni (widać dla nich gwiazdą wieczoru byli właśnie oni) ale i tak pozostała liczna grupa ludzi oczekująca na klasyków rocka progresywnego. Ogółem cały koncert zgromadził około 1000 osób (800 sprzedanych biletów plus darmówki) co jest moim zdaniem dobrym wynikiem. Po przerwie technicznej na scenie pojawiła się czwórka ludzi.Za klawiszami zasiadł dystyngowany Thijs van Leer, pojawili się także gitarzysta Niels van der Steenhoven, basista Boby Jacobs i perkusista Pierre van der Linden i rozpoczęła się wyżerka dla starszej części widowni czyli występ zespołu Focus. Jak wiadomo zespół rozpoczynał działalność w latach 70 gdy o mnie nie myśleli nawet jeszcze moi rodzice więc nie mam za bardzo rozeznania w ich muzyce. Wiem że wykonywali bogato zaaranżowaną muzykę głownie instrumentalną nawiązującą do muzyki klasycznej urozmaiconej elementami jazzu. Co jednak muszę powiedzieć to to, że porwali nas wszystkich do wspólnej zabawy. Grali kapitalnie zachowując swój oryginalny styl i brzmienie organów Hammonda przeplatanych solówkami na flecie. Nikt nie siedział, wszyscy świetnie się bawili stojąc i włączając się do śpiewu i zabawy z zespołem. Focus zaprezentował przekrój całej swojej działalności zarówno z pierwszego składu jak i też składu po reaktywacji. Nie zabrakło oczywiście utworu Sylwia i magicznego Hocus Pokus z rewelacyjnym jodłowaniem Thijsa. Oczywiście i Focus nie został wypuszczony bez zagrania bisu. Całość imprezy zakończyła się około północy podziękowaniami dla organizatorów i wszystkich osób dzięki którym mógł się ten festiwal odbyć a z tego co usłyszeliśmy ma to być impreza cykliczna.
Festiwal wypadł świetnie. Jedyne zastrzeżenia można mieć do jakości dzwięku przy występie Quidam i Pineapple Thief co naprostowane zostało dopiero przed występem Riverside. Organizatorzy oprócz strawy dla uszu zadbali także o nasze żołądki i higienę, wszędzie widać było ochroniarzy i panował nienaganny spokój. Może to wpływ kompletnego braku stoisk z „Colą” na terenie Teatru Letniego. Może to jest właśnie metoda. Duże brawa dla Prezydenta Miasta Inowrocław za zorganizowanie Ino-Rock Festiwalu, dla zespołów które na nim grały i dla Adama Drozdzika który rewelacyjnie poprowadził całość.


Pozdrawiam i jak zawsze dokładam pare fotek.

Irek Dudziński

Dodaj komentarz