2008.07.05 – Let Me Introduce You To The End – Poznań

5 lipca br w poznańskim klubie Johnny Rocker odbył się koncert grupy Let Me Introduce Yuo To The End. Do klubu przybyłem jak zawsze z godzinnym zapasem aby wstroić się w subtelny klimat tego miejsca. Pierwsze co zaniepokoiło mnie i to dosyć poważnie to kompletna pustka na sali. Miałem nadzieje że to kwestia wczesnej pory lecz niestety jak się później okazało strasznie się myliłem.

Na początku jednak parę słów o samym zespole.
O projekcie Let Me Introduce You To The End po raz pierwszy można było usłyszeć już w roku 2000 kiedy to ukazała się ich pierwsza płyta „The Hands Of Hope”, która powstała w wyniku współpracy Ryana Socasha i Seana Foege’a. Album ten charakteryzował się bardzo ciemnym, psychodelicznym wręcz klimatem i nastrojem i został dobrze przyjęty w świecie muzycznym a grupa przez kolejne pięć lat koncertowała po Europie i Stanach Zjednoczonych umiejętnie łącząc pokazy multimedialne z muzyką graną na żywo. Zagrali w miejscach tak prestiżowych jak np „Pianos” w Nowym Jorku, „The Bottleneck” w Kansas ,”Club Halo” w Salt Lake City czy też w „The Historic Madison Theatre” w Ohio zapełniając je do pełna. W międzyczasie Ryan Socash który zajmuje się także fotografią (wszystkie zdjęcia na płytach są jego autorstwa) wydał album ze swoimi zdjęciami „Times Of Growing Grimmer” który w niedługim czasie ukazał się również poza Stanami Zjednoczonymi.Równocześnie grupa rozpoczęła przygotowania do nagrania drugiego krążka. Płyta „A Love Of The Sea” ukazuje się w roku 2006 i jest już dużo łatwiejsza w odbiorze. Muzyka Let Me End (taka nazwa zespołu jest również spotykana) nie jest klasycznym rockiem progresywnym. Dużo w niej elementów art-rocka, gotyku a nawet delikatnego jazzu. Jest spokojna ,niesie w sobie duże pokłady ciepła i pozytywnej energii, nie śpieszy się i nie ma w niej zbędnego efekciarstwa. Nie usłyszymy na ich płytach przesterów i fuzzów. Prym wiodą gitara akustyczna i pianino. Przy pierwszym odsłuchu może wydawać się sennie i monotonnie ale w połączeniu z doskonale wpisanym w ten nastrój „sennym” głosem Ryana ta muzyka porywa nas niczym wielka rzeka o nazwie „Melancholia”. Teksty utworów to głównie problemy dotykające nas wszystkich: miłość i jej rozpad, zaufanie i jego brak. Daleki jestem od przyrównywania różnych zespołów do siebie ale dla zainteresowanych kupnem ich płyty podpowiem tylko że druga płyta kojarzy mi się z pierwszym albumem Blackfield, Anathemą i Antimmater. Głos Ryana momentami przypomina Roberta Smitha z The Cure. Od roku 2006 grupa poszerzyła się o polskich muzyków i w takim składzie koncertuje po Europie i Polsce.

Koncert w Poznaniu jest jednym z 14 jakie odbywają się w Polsce i niestety Poznań znowu zawiódł jeżeli chodzi o publiczność. Nie wiem czy to kwestia braku reklamy na mieście i w mediach (pomijając napisany na kolanie flamastrem plakat przed klubem co dla mnie raczej reklamą nie jest) czy też to kwestia martwego sezonu jakim jest lato w każdym razie w momencie rozpoczęcia koncertu na sali było ok 20 osób z czego bezpośrednio zainteresowanych koncertem może ok. 10 osób. Mimo tego Let Me End zdecydowali się zagrać i chwała im za to bo doświadczyliśmy niezwykłego widowiska. Zespół wystąpił jako duet: Ryan Socash oraz Wojtek Szupelak. Wyposażeni w trzy gitary akustyczne i pare przystawek do nich dali pokaz niezwykłych umiejętności i kunsztu jaki niewątpliwie posiadają. Całość kameralnego nastroju dopełniały zapalone przy muzykach świeczki i pokaz multimedialny. Wszystko to cudownie się komponowało. Akustyczne wersje utworów brzmiały świeżo i ciekawie i w połączeniu z pokazem z projektora wprowadzały słuchaczy w stan zadumy i refleksji. W jednym z utworów Wojtek wspomógł się afrykańską rurą deszczu co w połączeniu z pokazywanymi akurat na ekranie ulicami (chyba Krakowa bo to właśnie tam osiadł na stałe Ryan Sosach )smaganymi rzęsistym deszczem dało niesamowity efekt. Po kolejnym utworze małomówny dotąd Ryan powiedział, że lubi jak jego koncerty są krótkie i treściwe i dlatego tak właśnie zagrają. Była to zapowiedz ostatniego utworu w tym koncercie. Szkoda i nie szkoda. Szkoda-bo widowisko było naprawdę wyjątkowe, a nie szkoda bo o godz 23 w klubie miała rozpocząć się dyskoteka i do klubu zaczęło schodzić się czekoladowo umaszczone towarzystwo w kreszowych strojach o kolorach rodem z łowickich strojów ludowych które zaczęło psuć klimat skupienia jaki z powodzeniem stworzył zespół. Dla wszystkich którzy chcieliby odrobinę doświadczyć tego nastroju podsyłam poniżej parę fotek.
Gorąco polecam obie płyty zespołu. Pierwszą „The Hands Of Hope” mimo że dosyć ciężką ale przez to wartościową i drugą „A Love Of The Sea” – dużo łatwiejszą idealną by przy niej spędzić uroczy wieczór z kimś bliskim przy lampce dobrego wina lub szampana.
Set lista koncertu w Poznaniu:

The ways we dream
Kasia
A love of the sea
Of ghost
Upon ending
I lay down my life
God’s above God
Sitting alone
I never thought i’d hurt you
I’ve been down
The brightness
Who will save me
Something unclear

Irek Dudziński (remik-73)

Dodaj komentarz