2008.05.30 – RBC – Warszawa

R jak Robinson
B jak Bass
C jak Clement
czyli świetne trio złożone z wyżej wymienionych panów na trasie koncertowej w Polsce.

30-go maja bieżącego roku na zaproszenie agencji OSKAR zawitało do warszawskiego klubu PROGRESJA trzech wspaniałych muzyków, którzy polskiej publiczności powinni być doskonale znani.
Koncert rozpoczął się o godz. 19.30 na małej scenie klubu przy niedużym oświetleniu i rewelacyjnym nagłośnieniu. Jak się później okazało przed publicznością było prawie dwie i pół godziny przepięknego grania.

Słowo o członkach grupy.
Pierwszy z nich – Prince Robinson to muzyk kojarzony raczej z dokonań na arenie blues rocka, jest niesamowitym gitarzystą, którego zobaczyć i posłuchać na żywo to prawdziwa przyjemność, a do tego także śpiewa bardzo charakterystycznym zachrypniętym głosem.
Drugi, to ( z racji częstych wizyt ) doskonale znany w kraju nad Wisłą , basista i wokalista formacji Camel – Colin Bass, człowiek niezwykle sympatyczny i nie stroniący od rozmów z fanami, a na scenie tryskający humorem. Kolejnym członkiem grupy jest ostatni perkusista grupy Camel – Denis Clement, nieco skromny lecz przesympatyczny muzyk, a po tym co pokazał na koncercie uważam go za jednego z lepszych bębniarzy jakich dane mi było słuchać, jego solówka – że tak się wyrażę – po prostu mnie powaliła na kolana.

Camel.
Jeżeli chodzi o sam koncert, to nie ma się co czarować, ale większość publiczności miała nadzieję posłuchać utworów grupy Camel i niestety w tym aspekcie się odrobinę zawiodła, jednakże to co dane było mi posłuchać w trakcie całego występu pełni mnie usatysfakcjonowało. Były zagrane cztery utwory Camela: „Fingertips”, „Drafted”, „Cloak And Dagger Man”, a już na bis zagrano „Never Let Go”, w którym Denis Clement popisał się wcześniej wspomnianą solówką perkusyjną.

Teraz kilka słów o utworach Colina Bassa.
Drugim utworem koncertu był „No Way Back”, wprowadzający słuchaczy w klimaty na jakie czekali, dalej z solowych dokonań Colina mieliśmy do czynienia z piękną balladą „As Far As I Can See”.
Ostatnim utwór pana Bassa to „So Hard To Say Goodbye”.
Może to i mało, lecz jeszcze grano utwory z solowej płyty Prince’a Robinsona, a także blues rockowe standardy. Całość dała niesamowitą mieszankę muzyczną po której publika zdawała się być usatysfakcjonowana.
Dało się to zauważyć po gromkich brawach po każdym utworze, a także po całym koncercie.
Można rzec, iż panów z RBC nie chciano puścić ze sceny.
Po bisach było tradycyjne podpisywanie płyt, wspólne fotki i wspaniała luźna atmosfera.

Osobiście wydaje mi się, że na sali było około 60-70 osób i dziwi mnie dość mocno czemu tak mało ludzi chodzi na koncerty, tym bardziej, że mówimy o największym mieście w Polsce, ale ci którzy zostali w domach mogą tylko żałować, bo była to potężna dawka emocji i Muzyki przez duże „M”.

Michał Walczak

Dodaj komentarz