2008.05.29 – RBC – Piekary Śl

Od jakiegoś czasu było wiadomo, że trasę po Polsce ma jechać projekt RBC. W skład zespołu wchodzą znani z Camel Colin Bass i Denis Clement oraz gitarzysta/ wokalista Prince Robinson. Oczekiwania fanów były zapewne różnorodne. Część ludzi przybyło zapewne na żywioł i bez specjalnych preferencji. Osoby znające wcześniejsze nagrania Robinsona nastawione były na solidną dawkę bluesrocka, gro fanów jednak pojawiło się z zamiarem usłyszenia namiastki choćby zespołu Camel (co zresztą pojawiało się w zapowiedziach trasy).
Pojawiliśmy się z redakcyjnym kolegą Piotrkiem Michalskim (tego wieczoru piastującym funkcję fotografa) tradycyjnie niewielkim wyprzedzeniem, czasowym. Mieliśmy więc okazję porozmawiać ze spotkanymi znajomymi a także z organizatorami koncertu. I już na samym początku spotkało nas spore zaskoczenie – w przedsprzedaży rozeszło się niemal 200 biletów, co sugerowało, że koncert może być frekwencyjnym rekordem jeśli chodzi o cykl „Progresywna Andaluzja”.

Na samym początku – podczas tradycyjnej zapowiedzi i w trakcie pierwszego utworu, pojawiła się ekipa telewizyjna, kręcąca spot o tym wydarzeniu… nie przeszkadzała jednak zupełnie w odbiorze koncertu. Pierwszym utworem, który zagrał zespół (bo myślę, że w tym przypadku o zespole możemy już mówić) był jeden z utworów z solowej płyty Prince’a Robinsona „Burning Desire”, który świetnie rozgrzał publiczność i wprowadził w bądź co bądź bluesrockowy klimat królujący tego wieczoru. Utwory z tego albumu pojawiały się jeszcze wielokrotnie w secie.
Pod koniec pierwszego utworu Colinowi Bassowi spalił się wzmacniacz – lecz publiczność nie została narażona na oczekiwanie. Podczas, kiedy techniczny RCB – Olaf instalował nowy sprzęt, Colin Bass chwycił za gitarę akustyczną – i zostaliśmy uraczeni akustyczną balladą.
Oprócz utworów Robinsona pojawiły się oczywiście kawałki z solowych płyt Collina Bassa, oraz utwory z albumu będącego hołdem dla klasyków bluesa.
W tym repertuarze muzycy mogli popuścić zapędy wirtuozerskie. Colin Bass wyczyniał niesamowite harce na swoich basówkach, jednak totalnie zaskoczył mnie Denis Clement, który na nieco skromnym zestawie perkusyjnym potrafił rozpętać precyzyjne tornado.
Jeśli chodzi o Prince’a Robinsona jeśli ktoś znał jego twórczość nie mógł być zaskoczony charakterystyczną manierą gitarową. Soczyste solówki, sporo gry akordami i maksymalne wykorzystanie kaczek, to niektóre z ulubionych technik Robinsona. Czasem na scenie pojawiała się wręcz jazzowa swoboda – to tego nawet stopnia, że improwizujący muzycy popadali w dysonanse… co oczywiście również znalazło swoich zwolenników.
W połowie koncertu muzycy zafundowali fanom przerwę „na piwo” (wymówione po Polsku przez Colina) i po przysłowiowym kwadransie show trwał nadal.
Podczas koncertu nie zabrakło zapowiedzi i rozmów z publicznością. Colin Bass poinformował wszystkich o stanie zdrowia Andy’ego Latimeria, który podobno czuje się coraz lepiej i myśli poważnie o powrocie na scenę… to ostatnie zostało skwitowane żartobliwie, że znaczy to, iż Andy nie czuje się najlepiej.
Z publicznością rozmawiał głównie Colin, kiedy bowiem do mikrofonu podchodził Prince – ciężko było go zrozumieć…
Celowo na koniec zostawiłem – niejako wisienkę na torcie – kwestie utworów Camel. Przed pierwszym utworem w secie z repertuaru Camel, Colin Bass zaznaczył, ze RBC nie chce uchodzić za coverband. Utwory Camel śpiewał oczywiście sam Colin, charakteryzowały się one jednak specyficznym i odmiennym klimatem, głównie z powodu braku klawiszy. Prince Robinson na swój sposób poradził sobie z niezapomnianymi partiami gitar Latimeria (czego przed koncertem niepotrzebnie obawiali się fani). Podczas koncertu RBC zagrali 4 utwory Camel: dwa kawałki z albumu „Stationary Traveller” – „Fingertips” i „Cloack and dagger man”, pochodzący z „Nude” kawałek „Drafted” i „Never let go” z pierwszej płyty Camel. Oczywiście utwory nie były zagrane pod rząd lecz wplecione w set.
Muzycy wywoływani byli długo na bisy, w związku z tym zagrane zostały dwa – w tym ostatni utwór odegrał Colin samotnie, na gitarze akustycznej.

Myślę, że należy mieć świadomość, że RBC prezentuje także utwory solowe muzyków, oprócz kawałków Camel. Być może było kilku fanów, którzy czuli niedosyt wobec proporcji repertuaru Camel w secie… Jeśli natomiast RBC ma ambicje funkcjonować jako zespół – ja rozumiem takie podejście do skonstruowania setlisty.
Koncert wypełniony był luzem i świetną zabawą, zarówno na scenie jak i wśród publiczności.

Po koncercie muzycy nie stronili od rozmów z fanami, każdy mógł oczywiście zrobić sobie zdjęcie ze swoim idolem i dostać autograf.
Na koniec poznaliśmy pogląd Colina na temat T-shirtów, jak to człowiek od rana powinien mieć podczas zapinania guzików o czym myśleć i jak to t-shirty negatywnie wpływają na kondycję ludzkiego mózgu… Mimo tego udało nam się namówić Colina do przyjęcia naszego prezentu – i sfotografować go w koszulce z logo Rock Area.


Tekst: Piotr Spyra
Zdjęcia: Piotr Michalski

Dodaj komentarz