2008.05.15 – Rob Tognoni – Piekary Śl.

Kolejny koncert w MDK Andaluzja, kolejny z cyklu Piekarskie Wieczory Bluesowe.
Tematyka tego koncertu może nie po drodze z muzycznymi trendami portalu, ale skoro na łamach Rock Aree ukazała się już relacja z koncertu Living Blues to dlaczego nie umieścić relacji z występu australijskiego gitarzysty Roba Tognoniego ?
Swoją muzykę Tognoni określa mianem power-blues-rock i chyba jest to trafne określenie do zdefiniowania muzyki którą prezentuje.
Koncert rozpoczął się tradycyjnie o godz. 19.00 co w okresie wiosennym nie jest najlepszą porą dla tego typu imprez. Niestety frekwencja również daje dużo do życzenia. Na bluesowych koncertach andaluzyjski ośrodek zapełniają tylko artyści z najwyższej półki (ulubione określenie pana dyrektora), a szkoda bo Rob Tognoni to naprawdę artysta godny zobaczenia na żywo. Współpracował niegdyś z legendarnym Ten Yers After, występował na wielu prestiżowych festiwalach bluesowych. Jest to już druga jego wizyta w tym ośrodku.
Kto zna salę andaluzyjskiego domu kultury kojarzy rzędy krzesełek na które narzekali muzycy Riverside, tym razem organizatorzy aby zamaskować nieco pustawa widownię wzięli się za sposób, ustawiając w szachownicę rzędy stolików, co dało niezły efekt atmosfery jazzrockowego klubu. Pamiętam jeszcze zamierzchłe czasy kiedy na deskach tej sali występował zespół Walk Away wtedy właśnie sala wyglądała podobnie a atmosfera mimo niskiej frekwencji była równie znakomita. Średnia wieku widzów na czwartkowym koncercie przekroczyłaby znacznie serialowe 39 i pół gdyby nie młode pokolenie zabrane przez swoich rodziców.
Muzykę jaką zaprezentował nam ten przesympatyczny gitarzysta z antypodów to prawdziwa porcja blues-rocka z wyraźnym naciskiem na rockowe brzmienie, z soczystymi mięsistymi solówkami. Australijskiemu artyście na scenie towarzyszyli Łukasz Gorczyca na basie i Tomek Dominik – perkusja. Co zrobiło na mnie ogromne wrażenie: artysta zagrał tak jakby występował dla tysięcznej publiczności a nie dla garstki miłośników bluesa, świetnie się przy tym bawiąc (bez kąśliwych uwag pokroju naszych rodzimych muzyków) widać że lubi to co robi. Czas koncertu wystarczył aby Tognoni zdegustował butelkę czerwonego wina którą przemycił na scenę, i oczywiście nie przekroczył magicznej liczby 21(aby demonom Świętego Miasta nie zakłócić wieczornego oglądania bzdur w cieniu domowego zacisza).
Muzyka Tognoniego był bardzo ekspresyjna i chyba więcej w konwencji rocka niż tradycyjnego bluesa. W swoje utwory Tognoni wplótł szereg cytatów z rockowego kanonu: był Smoke On The Water, byli Doorsi no i ojciec i mentor tego typu grania, nieśmiertelny Jimi Hendrix. Oprócz umiejętności gitarowych wykonawca popisywał się zdolnościami lingwistycznymi ( zaj….ście!!!) Zagrzewany szczerymi brawami i okrzykami publiki, wykonał dwa bisy. Potem zapowiedź przez pana Piotra Zalewskiego nadchodzących artystycznych atrakcji i koniec.
Po koncercie można było nabyć najnowszą płytę Roba Tognoniego. Artysta jak i nasz ceniony dyrektor pan Piotr chętnie pozowali do wspólnych zdjęć.
Atrakcją wieczoru okazał się również wspaniały dwukołowiec który zaparkował przy piekarskim ośrodku. (Harley mój to jest to kocham go)
To był przesympatyczny kameralny wieczór w dobrym towarzystwie przy soczystych gitarowych dźwiękach, szkoda że tak niewielu umie to docenić.


Dodaj komentarz