Kiedy pierwszy raz usłyszałem o planach zorganizowania Progressive Rock Meeting i o spodziewanej obsadzie, bardzo się ucieszyłem. Byłem przekonany, że koncert odbędzie się w sali kameralnej MCKiSu, w miejscu bardzo odpowiednim na niewielkie koncerty. Miejscu które zapewnia świetna akustykę i kontakt z publicznością. Jakież było moje zaskoczenie kiedy dowiedziałem się, że impreza ma odbyć się w hali głównej a i frekwencja spodziewana jest dużo wyższa.
Po dotarciu na miejsce, czekał mnie szok. Świetna wielka scena zbudowana w hali. Przygotowane efekty świetlne, po prostu pełna profeska. Jedynym elementem, który był małym nieporozumieniem było zamieszczenie ekranu do wizualizacji zbyt nisko, także przygotowane pieczołowicie przez zespoły animacje mające ilustrować graną muzykę nie do końca miały okazję się sprawdzić.
Koncert zaczął się zaskakująco punktualnie, około godziny 19, na scenie pojawili się muzycy warszawskiej grupy Votum. Oczywiście zostaliśmy uraczeni materiałem z debiutanckiego krążka zespołu „Time must have a stop”. Tu trzeba przyznać, że set był dość sprytnie przemyślany. Po kilku agresywnych numerach następowały kawałki spokojniejsze, w których szalejąca już pod sceną publiczność mogła nieco odsapnąć. W związku, że większość publiczności stanowiła młodzież trudno dziwić się żywiołowej reakcji na jakby nie patrzeć metalową muzykę. Młyn tuż pod sceną, jak się miało okazać zwalniał zaledwie kilka razy podczas tego wieczoru. Wydaje się, też że muzycy mogli być zadowoleni z reakcji publiczności. Podczas występu Voum oszacowałem liczbę osób na sali na około 250, z czego blisko setka mogła bawić się pod sceną, reszta natomiast okupowała wygodne miejsca siedzące. Nie umknęło to uwadze muzyków, którzy próbowali parę razy poderwać siedzących do zabawy…
Na wspomnianym ekranie nieco nieszczęśliwie umiejscowionym wyświetlano wizualizacje przygotowane specjalnie pod konkretne utwory. Bardzo fajne migawki, jednak niestety bardzo słabo widoczne i ciężko było się na nich skupić…
Po około godzinnym secie zespół podziękował publiczności z zabawę i zakończył występ.
Zespół Votum pokazał się z bardzo do rej strony. Zauważyłem wśród publiczności zadowolone, zaskoczone wręcz miny, i potakiwanie z uznaniem.
Po krótkiej przerwie, podczas której część ludzi postanowiła się dotlenić, druga część wprost przeciwnie, na scenie zainstalował się zespół Division By Zero.
Muszę powiedzieć, że na tak dużej scenie kapela robi piorunujące wrażenie. Kiedy muzycy nie musieli ściskać się i uważać by nie wbić komuś gryfu w plecy, mieli zupełną swobodę na scenie. Co oczywiście zaowocowało nieco innym zachowaniem scenicznym niż w małym klubie. Gitarzysta zespołu Leszek, mógł swobodnie przechadzać się po scenie. A umiejscowienie sceny na podwyższeniu pozwoliło bębniarzowi być bardziej widocznym. Oczywiście najbardziej żywiołowym muzykiem grupy był wokalista Sławek Wierny, który szalał na scenie. Zespół złapał kontakt z publicznością i był w stanie skłonić do zabawy nawet wielu z okupujących wcześniej miejsca siedzące ludzi. Podczas ostrzejszych motywów pod sceną było istne szaleństwo, publiczności widocznie muzyka Division by Zero się spodobała. To na co zwróciłem od razu uwagę to zmienione w pewnym stopniu aranże i kilka innych, nowych wstępniaków. Muszę przyznać, że była to miła odmiana, zwłaszcza dla osób, które widziały zespół już wielokrotnie. Ciekawe były także patenty grane przez Roberta, klawiszowca zespołu, na jakimś elektronicznym instrumencie dętym.
Występ Division By Zero charakteryzował dużo większy luz niż zwykle. Czasem obserwując zespół można było odnieść wrażenie, że podchodzą do muzyki śmiertelnie poważnie, w Jaworznie widać, że świetnie się bawili. Jeden utwór stanowił dedykację i w tekst kawałka wokalista grupy wplatał growlem „Paweł” 😉 , co też zostało przez publiczność odebrane z pobłażliwą aprobatą.
Podczas tego występu tak dobrze się bawiłem, że nie zdołałem odnotować o której godzinie się zakończył. Publiczności udało się nawet wywołać zespół na bis, podczas którego zaserwowano nam żartobliwy utwór „Taxi” zbudowany na motywie z filmu „Zmiennicy”.
Kolejna chwila przerwy, wyniesiono jedną perkusję – pozostał drugi zestaw umiejscowiony na sporym podwyższeniu. Gwiazda wieczoru, jaworznicki zespół Animations zapowiadał na ten wieczór sporo niespodzianek – wiele ludzi zapewne czekało na ten występ jak na szpilkach.
Zaczęło się dość standardowo intro i z głośników popłynęło „Sonic Maze”. Również Animations na wielkiej scenie robi piorunujące ważenie. Być może nawet dla niektórych wrażeń był to namiar, bowiem trochę osób powróciło na swoje miejsca siedzące. Być może woleli odbierać muzykę instrumentalną w pozycji siedzącej, a być może byli już zmęczeni… kto wie.
Pierwszą niespodzianką okazał się gościnny występ flecistki (Kingi), która odegrała motyw dobrze znany nam z „911”. Motyw był tak doskonale odegrany, że aż zacząłem się zastanawiać czy na albumie był zagrany z klawiszy czy również „na żywca”. Kolejną niespodzianką była wiązanka utworów, z których najłatwiejszymi do wyłapania były kawałki Metallici i Dream Theater, podczas których na ekranie za sceną były wyświetlane okładki wspomnianych grup, z logiem Animations stylizowanym na logosy oryginalne. Widać było, że ten patent był przyjęty przez publiczność entuzjastycznie. Od początku było wiadomo, że zespół ma na pokładzie wokalistę i zagra swój nowy utwór „Last Man”, kiedy jednak Darek pojawił się na scenie, zaczęły sączyć się dźwięki „Pull me Under”. Po pierwsze to jest jeden z moich ulubionych kawałków DT, po drugie amerykanie nie grają go już na żywo. Wykonanie go przez Animations sprawiło mi prawdziwą przyjemność. A wokalista grupy świetnie sprawdził się w tym repertuarze i od tego momentu jestem jeszcze bardziej spokojny o nowe oblicze grupy. Zaraz po tym zespół odegrał spodziewany nowy utwór „Last Man”. Podczas koncertu publiczność domagała się perkusyjnego sola Pawła Larysza, otrzymaliśmy je na bis. Występ Animations jak zwykle pełny był luzu i perfekcyjnie odegranej muzyki.
Okazało się, że sam pomysł progresywnego festiwalu w Jaworznie sprawdził się. Oszacowałem, że na koncercie pojawiło się około 350 osób… Myślę, że zarówno publiczność, jak i zespoły mogą być z wczorajszych koncertów zadowoleni. Podejrzewam, ze narzekać nie mogą także organizatorzy. Pochwalić należy doskonałą scenę, dobre nagłośnienie i punktualność…
Chętnie wybiorę się na drugą edycję imprezy!
[supsystic-gallery id=24]
Piotr Spyra