Kilka minut przed rozpoczęciem koncertu zameldowałem się przed klubem
Riff-Raff znajdującym się w samym centrum Łodzi, blisko słynnej ulicy
Piotrkowskiej. Okazało się, że koncert będzie opóźniony, a w ogóle
wisiało nad nim widmo odwołania. Zespół podjął jednak decyzję o zagraniu
tegoż koncertu. Całe zamieszanie wywołane było brakiem jakiejkolwiek
reklamy ze strony klubu (poza dwoma plakatami wewnątrz).
Sam klub prezentuje się całkiem przyjemnie, posiada niewielką scenę, ale młodym zespołom powinno to wystarczyć w zupełności.
Brak reklamy równa się brakowi publiki, więc na sali znalazło się 15 osób zainteresowanych występem.
Zespół POINT OF VIEW zagrał w składzie:
Łukasz Ferenc – perkusja, Bartek Kurkowski – gitara/wokal, Tomasz
Grabowski – gitara, Andrzej Frołow – inst. Klawiszowe, oraz nowy basista
zespołu Mariusz Leśniewicz.
Koncert w ramach trasy „DISILLUSIONED TOUR 2008” rozpoczął się od
tytułowego utworu płyty, czyli „Disillusioned”, po którym nieliczna
publika pokazała – po raz pierwszy, ale nie ostatni – w jakim celu się
znalazła w klubie, co później zostało skomentowane w pozytywny sposób ze
sceny przez Tomka Grabowskiego.
Jako następny został zagrany „Reborn” natomiast kolejnym kawałkiem był
jeden z moich ulubionych utworów zespołu – „Bleak”, który oczarował
wszystkich słuchaczy.
Dalej mogliśmy posłuchać „Zero Transmission” – niestety na płycie go nie znajdziemy, został on wydany na demo zespołu w 2005r.
Następnie mieliśmy do czynienia z „Shame” i przepiękną balladą „Out Of
The Blue”, w której głos Bartka Kurkowskiego przypominał mi nieco wokal
Steva Hogartha z MARILLION.
Miał to być koniec koncertu, jednak owacje publiczności spowodowały, że panowie zagrali jeszcze dwa utwory.
Pierwszym z nich był „Mercy Killing”, a drugim cover „Perfect Strangers”, „mało znanej” kapeli
o nazwie DEEP PURPLE. W utworze tym niesamowitą klawiszową partię
odegrał Andrzej Frołow, ale i cały zespół pokazał pełnię swych
możliwości. Po prostu granie tego utworu sprawia im wielką frajdę.
W tym momencie koncert dobiegł końca – rozpoczęło się pakowanie sprzętu,
sprzedaż płyt (niemała jak na skromną publikę), autografy i wspólne
fotki z zespołem.
Wspomnę jeszcze o dźwięku – bo z tym nie było najlepiej.
O ile nagłośnienie nie było najgorsze, to można się troszkę czepiać
jakości wokalu, gdyż był on zbyt mało wyrazisty (zupełnie inaczej niż na
płycie), jednak jest na to wyjaśnienie ponieważ miksującym był sam
wokalista, a trudno w trakcie grania i śpiewania jednocześnie „grzebać”
przy stole mikserskim.
Z mojego „punktu widzenia” POINT OF VIEW przedstawia się jako zespół
„rockujący” dobre nadzieje na przyszłość, więc gorąco zachęcam do
odwiedzenia kolejnych koncertów i bliższego zapoznania się z jego
twórczością.
Michał Walczak