Ostatnio byłem w Wiatraku chyba rok temu. Na pożegnalnym koncercie Turbo w ramach Metal Marathon. Wrażenia co do samego klubu były raczej przygnębiające… największą bolączką była kiepsko umiejscowiona scena i koszmarne nagłośnienie. Z pewnym zaniepokojeniem przyjąłem więc wieści o planowanym wspólnym koncercie Riverside i Division By Zero.
Nie mogłem jednak darować sobie takiego koncertu. Zaopatrzyłem się w stopery do uszu, aby przy zbyt intensywnym nagłośnieniu uzyskać nieco selektywnego dźwięku…
Niewątpliwą zaletą tego wieczoru miało być to, że na koncert wybieraliśmy się większą ekipą.
Razem z Mikmetem udaliśmy się z odpowiednim wyprzedzeniem pod Wiatrak i tu czekał nas pierwszy szok. Spotkaliśmy chłopaków z Division By Zero, którzy nam oświadczyli, że z powodu nieporozumień z organizatorem zespół nie wystąpi. Dźwiękowcy nie byli w stanie nagłośnić drugiego zespołu, a organizatorzy ponoć twierdzili, że nie wiedzieli nic o supporcie. Wcale nie dziwię się rozgoryczeniu muzyków… Muszę przyznać, ze znajomi, którym ogłosiłem te nieciekawe wieści również byli zawiedzeni. Co by nie mówić DBZ wyrasta nam na śląską gwiazdę prog metalową i wiele osób liczyło na ich występ… Cóż pozostaje nam czekać na koncert Division By Zero w Jaworznie w przyszłym miesiącu.
Po wejściu do klubu czekała nas kolejna niespodzianka, tym razem pozytywna. Klub został przebudowany. Scenę przeniesiono na inną ścianę sali – i trzeba przyznać wyglądała imponująco. Zarówno rozmiarami jak i wyposażeniem bije na głowę poprzednią scenę Wiatraka. Tuż przed godziną 19 w Wiatraku zaczęło się robić tłoczno. Chwilę później na scenie pojawił się Mariusz Duda i oznajmił, że z powodów niezależnych od zespołu – support – Division By Zero niestety nie wystąpi, natomiast Riverside zagra o godzinie 19:30.
Do tego czasu posiedzieliśmy przy piwku… I pogadaliśmy ze znajomymi. Na sali, mimo że frekwencja dopisała, było dość luźno. Znaczy tłum nie gęstniał i nie było mowy o przepychankach. Ludzie rozlokowali się po całej sali stawiając na wygodny odbiór koncertu – scena była bowiem na tyle wysoko że z całego klubu widoczność była bardzo dobra.
W kącie sali rozstawione było stoisko na którym można było kupić płyty i koszulki. Nie tylko ja byłem zawiedziony, że nie można było na nim kupić nowego singla grupy…
Kiedy Riverside pojawili się na scenie, za oprawę sceniczną mając przeróżne światła i mgły, dodatkowym zaskoczeniem było nagłośnienie. Muzyka zespołu była bardzo selektywna i każdy motyw i smaczek był doskonale słyszalny. W przypadku Riverside to dość istotne, zwłaszcza w utworach gdzie Mariusz Duda operuje szeptami… Świetnie słyszalny był zarówno bas jak i soczyste talerze… nie wspominając o klawiszach (pianinach) i gitarze solowej.
Niestety kilka razy podczas koncertu był słyszalny pewien charakterystyczny trzask… nie wiem czym był spowodowany – być może rozłączaniem któregoś z efektów… Nie był to na szczęście bardzo uciążliwy defekt…
Tłum dalej nie gęstniał i można był przemieszczać się dość swobodnie po sali… postałem więc kilka utworów w drugim rzędzie i zrobiłem kilka fotek… później kilka razy zmieniłem punkt widzenia… i z każdego miejsca Riveride było widać i słychać bardzo dobrze.
Set zorganizowany był bardzo przyjemnie. Mocniejsze utwory były przeplatane przez te spokojniejsze, nie zabrakło również kawałków instrumentalnych… Największy entuzjazm wzbudziły utwory najbardziej znane i singlowe… niestety nie zapamiętałem kolejności utworów, a setlisty nie udało mi się zdobyć…
Po półtoragodzinnym secie zespół zszedł ze sceny, a publiczność zaczęła domagać się bisów. Po ponownym pojawieniu się Riverside na scenie, Mariusz Duda podziękował publiczności, zachęcił do śpiewania kolejnych refrenów i dowcipnie oświadczył, że w ramach eksperymentu regularny set odbył się bez zapowiedzi… Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że może oprócz jednego przypadku kiedy wokalista powiedział „Witajcie Zabrze”, w trakcie koncertu nie było żadnych zapowiedzi… ani rozmów z publicznością. Mimo to publiczność nie potrzebowała zachęty do wyklaskiwania rytmów, czy nagradzania zespołu owacjami po utworach.
Riverside bisowali dwa razy i widać było, że czerpali z tego występu tyle przyjemności, co słuchacze.
Wraz z bisami koncert trwał około dwóch godzin. Były to dwie godziny spędzone na chłonięciu świetnej prog rockowej muzy, a Riverside kolejny raz potwierdził swoją pozycję na rockowej scenie. Profesjonalizm w każdym dźwięku, a zarazem brak zmanierowania charakterystycznego nawet dla mniej zasłużonych zespołów….
Piotr Spyra
[supsystic-gallery id=19]