Jakie jest największe marzenie każdego wielkiego fana muzyki rockowej? Pójść na koncert Pink Floyd. Ale co zrobić kiedy zespół nie istnieje i nie zanosi się, żeby miał jeszcze kiedyś zagrać? Wtedy pozostaje grupa The Australian Pink Floyd Show, której występ mieliśmy okazje zobaczyć 1.03.2008r. w katowickim Spodku.
Po wielu godzinach rozważań na wiele tematów z tym związanych postanowiłem udać się na koncert. Muszę przyznać, że naprawdę było warto!
W Spodku zjawiłem się ok godz. 18.00 i po krótkim zwiedzaniu usiadłem na swoim miejscu na płycie. Ku mojemu zdumieniu kilka minut po 19.00 zaczął się już koncert, a przyznam, że spodziewałem się dość dużego opóźnienia. Do końca nie byłem pewny czego się spodziewać, ale gdy usłyszałem melodię rozpoczynającą album the Wall, a potem uderzenie utworu „In The Flesh” wiedziałem że czeka mnie coś niezwykłego.
Muzyka przeszła moje oczekiwania. Wszystkie utwory zostały wykonane i zaśpiewane w sposób fenomenalny i praktycznie nie różniły się od oryginału. Nie było też żadnych problemów z nagłośnieniem.
Takie jest ogólne wrażenie, a chciałbym się teraz skupić na szczegółach.
Były momenty które szczególnie mnie zachwyciły. Jednym z nich było wykonanie utworu „Great Gig In The Sky”, przez polkę Olę Bieńkowską. Z wielką ekspresją zaśpiewała piosenkę, która na żywo robi ogromne wrażenie.
Świetnie wypadły też inne utwory z płyty Dark Side of the Moon: „Time” i „Money”. A nie są one łatwe. Muzycy pokazali swoje wielkie umiejętności w grze na instrumentach. Wszystkie sola Gilmoura m.in. w utworach „Shine On You Crazy Diamond”, „Another Breack In The Wall”, czy genialnym „Comfortably Numb” idealnie grali na zmianę Steve Mac i Damian Darlington. Jason Sawford pięknie odwzorowywał partię Wrighta, a Paul Bonney na perkusji był fenomenalny. Oczywiści oprócz tych odwzorowanych pojawiły się też fragmenty mniej lub bardziej improwizowane. Jestem też pełen podziwu dla basisty Colina Wilsona, który wystąpił chory, a swoje partie basu jak i wokalu wykonał bezbłędnie.
Całość uzupełniał chórek.
To co wyróżniło koncert TAPFS spośród wszystkich innych były efekty wizualne. Filmy i obrazy wyświetlane nad sceną świetnie wpasowane w muzykę, w których co jakiś czas „nie wiedzieć czemu” pojawiał się kangur. I chyba największa atrakcja: wielki dmuchany kangur, który chycał na scenie w rytm utworu „One Of These Days” i wielka dmuchana świnia która pojawiła się w ostatnim zagranym utworze „Run Like Hell”.
Usłyszeliśmy kilka słów po polsku od naszej rodaczki z zespołu, co było miłym zaskoczeniem dla widzów.
Koncert był świetny i naprawdę warto było go zobaczyć. Było to wyjątkowe przeżycie, ponieważ prawdziwego Pink Floyd chyba już nie zobaczymy. Słyszałem wiele opinii na temat zespołu, często negatywnych. Uważam jednak, że dzięki niemu legenda Pink Floyd jest jeszcze bardziej żywa.
Jedyny, ale za to wielki minus koncertu był taki, że to jednak nie Pink Floyd, nawet jeśli prawie taki sam. No ale to już nie wina muzyków, którzy w Spodku dali z siebie wszystko.
Maciej Klimasara
Setlista:
set 1:
1. Intro 2
. In The Flesh
3. The Thin Ice
4. Another Brick In The Wall Part 1
5. The Happiest Days Of Our Lives
6. Another Brick In The Wall Part 2
7. Learning To Fly
8. Money
9. Keep Talking
10. One Of These Days
set 2:
11. Shine On You Crazy Diamond (Parts 1-5)
12. Time
13. Breathe Reprise
14. The Great Gig In The Sky
15. Goodbye Blue Sky
16. Empty Spaces
17. Young Lust
18. Wish You Were Here
19. Comfortably Numb
set dodatkowy:
20. Run Like Hell