Przeważnie kiedy idę pierwszy raz do jakiegoś klubu czy hali koncertowej mam pewne obawy. W zależności od charakteru zespołu, są to obawy dotyczące dopasowania nagłośnienia i temperamentu zespołu do lokalizacji. Trzeba przyznać, że ciężko przeżywać koncerty dynamicznej muzyki w pozycji siedzącej… A jednak i takie miejsca jak Dom Kultury w Tarnowskich Górach okazują się być odpowiednie do organizacji koncertów rockowych.
Z klubem Szuflada związane miałem zgoła inne obawy. Po pierwsze czy klub jest miejscem na tyle dużym aby pomieścić wszystkich chętnych, po drugie – nie oszukujmy się w klubach zazwyczaj akustyka jest o wiele gorsza niż w specjalnie projektowanych do tych celów salach koncertowych.
Po przybyciu do chorzowskiego klubu szuflada, załamałem ręce. Gęsto ustawione stoliki i masywne fotele nie pozostawiały wiele miejsca dla ludzi preferujących aktywną zabawę na koncertach… sama scena była również nieco mała jak na 6-cio osobowy zespół.
Zaletą takiego miejsca jest natomiast możliwość uraczenia się różnorakimi trunkami zarówno przed jak i w trakcie koncertu.
Wraz z moim bratem zajęliśmy wcześniej upatrzone strategiczne miejsca przy filarze, około 5 m od sceny. Osoby które pojawiły się przed nami zajęły pozycje siedzące, więc mieliśmy zarówno dobry widok jak i ciekawe miejsce do robienia fotek. Tuż przed rozpoczęciem koncertu dotarł również PM, który wkomponował się w pierwszy rząd. Stąd pomysł, aby aparat fotograficzny był tego wieczoru naszym atrybutem przechodnim.
W tym momencie pozwolę sobie na dygresję. Quidam jest jednym z niewielu zespołów, który stawia selektywność dźwięku ponad jego moc. Przypuszczam, że większość źle nagłośnionych koncertów wynika po prostu ze zbyt dużego nacisku na natężenie dźwięku.
Kolejny raz okazało się że Quidam nagłośniony jest genialnie. Oprócz tego zaznaczyć trzeba, ze przez cały koncert nie usłyszałem ani jednego sprzężenia, czy niepożądanego dźwięku! Wielkie ukłony w stronę pana akustyka. Moje obawy dotyczące nagłośnienia prysły już podczas pierwszego utworu.
Koncert rozpoczął się dźwiękami „Different” – i normalnie ciary przebiegły po plecach. Quidam potrafi niesamowicie wpływać na emocje odbiorców swoją muzyką. Bartek pozdrowił publiczność i zostaliśmy uraczeni kolejną porcją muzyki pochodzącej z „Alone Together”. Pełnej setlisty nie pomnę, jednak z tego co pamiętam album „Alone together” został odegrany chyba cały. Z „surREvival” pojawił się utwór tytułowy, „Not so close” i „Hands off” natomiast utworem reprezentującym starszą twórczość zespołu był zagrany na bis „Sanktuarium”.
To co urzeka w koncertowym obliczu Quidam to ogień jaki potrafi krzesać zespół w kawałkach dynamicznych i klimat z jakim potrafi słuchaczy ukołysać. Niekwestionowaną zaletą jest również wplatane w muzykę Quidam cytatów – fragmentów innych, znanych utworów, że tylko „Rider of the storm” z repertuaru The Doors wspomnę…
Na tym koncercie nie było problemów z namówieniem publiczności do klaskania, czy nawet do wspólnego śpiewania, widać że zarówno publiczność jak i zespół angażowali się w występ i czerpali z niego niekłamaną przyjemność. Wokalista grupy kilka razy błysnął dowcipem, w trakcie utworów przedstawiał pozostałych muzyków zespołu, namawiał publiczność do klaskania w odpowiednich momentach, a kiedy szykował się dłuższy popis instrumentalistów, dyplomatycznie schodził ze sceny.
Z zewnątrz problemem mógł wydawać się wciśnięcie basisty – Mariusza Ziółkowskiego pomiędzy piece, a perkusję. Muzyk, który słynie z dość dynamicznego i swobodnego zachowania scenicznego był w owym kącie nieco ograniczony… mimo to wyglądał na zadowolonego.
Po zakończeniu regularnego setu, muzycy przyznali, że zazwyczaj w tym momencie schodzą ze sceny i są wywoływani na bis, jednak z powodu ograniczeń przestrzeni… zagrają bis, bez schodzenia. Taka szczerość również spotkała się z przychylnym odbiorem publiczności.
Właśnie na bis zespół zagrał „Sanktuarium” i z tego co pamiętam zamykający najnowszy album grupy, dynamiczny „But Strong Together”. Kiedy zespół zszedł ze sceny, publiczność zaczęła skandować nazwę Quidam – i po chwili grupa pojawiła się ponownie na scenie… lecz nie zupełnie na swoich miejscach. Jacek Zasada obsługujący flety i instrumenty perkusyjne chwycił za gitarę basową, a Mariusz Ziółkowski pojawił się z 12-strunowym akustykiem w rękach. Na sam koniec zespół zagrał pochodzący z repertuaru Pink Floyd – „Wish you were here”, publiczność oczywiście pomagała śpiewać refreny…
Ale tak naprawdę to również nie był koniec tego wieczoru. Po zejściu ze sceny muzycy chętnie rozdawali autografy, rozmawiali z fanami i pozowali do zdjęć.
Ze względu na rozległość klubu ciężko oszacować ilość ludzi zgromadzonych na koncercie Quidam w klubie „Szuflada”… Razem z Modym spróbowaliśmy policzyć jednak ludzi będących na widoku… doliczyliśmy się ponad setki osób, z czego połowa stała na podwyższeniu przed sceną, druga połowa rozlokowała się w wygodnych fotelach klubu…
Piotr Spyra
[supsystic-gallery id=15]