„kjury”……. po raz 3-ci w Polsce !!!!!!!!!!!!!!!.
Przedtem koncerty w Katowicach (1996 r.) i w Łodzi (2000 r.)
Na warszawski koncert The Cure od dawna nie było biletów. Brytyjczycy przyjechali do nas tuż przed wydaniem swojej najnowszej płyty „4:13”. Podczas ponad 3 godzinnego ( z paroma minutami) koncertu, wraz z 3 -ma „wyjściami” na bisy, zagrali swoje starsze przeboje, które momentami powodowały „gęsią skórkę”, a także nowsze pozwalające mi wraz z innymi fanami na rytmiczne wykonywanie tanecznych ruchów przed sceną. Muzyka „kjurów” jest dobra na niepogodę, na słoneczny dzień, na chwile kiedy się śmiejesz i kiedy chce ci się płakać.
Odpowiednie „przygotowanie się” do koncertu odbyło się z pomocą Radiowej „3-ki”, która ponad tygodniowy okres oczekiwania na koncert przypominała w swoich audycjach ( a było tego sporo) Redaktorów Aleksandry Kaczkowskiej i Piotra Kaczkowskiego oraz Piotra Stelmacha.
Przywołuję tu wspomnienie nie żyjącego już Redaktora Tomasza Beksińskiego, który swego czasu uczył nas kochać … „The Cure”. Bo jakby inaczej, nie kochać „kjurów” za; „Seventeen Seconds” – za chłód, „Disintegration” -za umiarkowanie i „Bloodflowers” – za gorąc. To oczywiście tytuły albumów….
„The Cure” udowodnili wczoraj, że są jedną z najważniejszych grup świata !!!!!
Brak klawiszy był do zaakceptowania, światła i wizualizacje układały się w jedną, doskonałą całość.
Do tej pory słuchając ICH z kaset (mam tego sporo w swoich zbiorach), a po obejrzeniu ICH na „Torwarze”
jeszcze raz utwierdziło mnie w przekonaniu co do
odbioru ICH muzyki.
Lider Robert Smith, jak zwykle w „natapirowanej” czuprynie, pewno też ( ? ) w …„uszminkowanej” twarzy, jako typowy „frontman” stwarzał odpowiedni nastrój, szczególnie w zapowiedziach utworów. Fenomen gry na gitarze, bardzo dobrze wyśpiewywał „kawałki”, trochę inaczej zaaranżowane z braku klawiszy ( za brak klawiszy wcale ich nie potępiam ). To jest muzyka z NAJWYŻSZEJ półki, to nie jacyś tam smarkacze z „boys-bendów”. Trzeba to czuć, co się chce przekazać i w jaki sposób. Jedni powiedzą „Pornography”, „Faith” i „Seventeen Secons” to jest właśnie to ….. „kjury” !!!!! Być moze, ktoś inny powie, że „The Cure” skończyło sie na „Tree Imaginery Boys”, albo że tylko „Desintegration” to było prawdziwe „The Cure”. Są gusta i guściki !
Punktualnie o godz.19.00 – jako suport zagrał brytyjski „ 65 Days of Static” z wysp brytyjskich, również wspaniałe brzmienie.
Jednak wszyscy czekali za godz. 20.00, …. za „kurczakami”.
Chciałbym się teraz skupić na niektórych wykonaniach.
Od samego początku „ciary” miałem w trakcie genialnie wykonanego „Prayers For Rain”, by zaraz potem podczas „A Strange Day” , „Lovesong” i „Lullaby” przeżyć potężne, zajebiste walnięcie.
Główny zestaw utworów to:
01. Plainsong
02. Prayers For Rain
03. Fascination Street
04. A Strange Day
05. alt.end
06. A Night Like This
07. The End of the World
08. Lovesong
09. Pictures Of You
10. Lullaby
11. Figurehead (Polish girls)
12. From The Edge Of The Deep Green Sea
13. Please Project
14. Push
15. Inbetween Days
16. Just Like Heaven ( tu pękła struna Robertowi)
17. Primary
18. A Boy I Never Knew (z pogłosem)
19. Us or Them
20. Never Enough
21. Wrong Number
22. Hanging Garden
23. One Hundred Years
i na koniec długo oczekiwany utwór
24. Disintegration
Na tym koniec głównego zestawu.
Czekamy na bisy.
Robert zawzięcie dyskutował z Simonem, jak opuszczali scenę.
Po chwili pojawiły się 3 – zestawy bisów :
BIS 1, tzw. „mroczny”
25. At Night
26. M
27. Play for Today (potworne „wycie” fanów)
28. A Forest
BIS 2, tzw. „popowy”
29. Let’s Go To Bed
30. Freak Show
31. Close To Me (tutaj Robert tańczył z mikrofonem na scenie)
32. Why Can’t I Be You?
BIS 3, tzw. „punkowy”, podczas których waliły się ….. mury.
33. Boys Don’t Cry
34. Jumping Someone Else’s Train
35. Grinding Halt
36. 10:15 Saturday Night
37. Killing an Arab
W sumie AŻ – 37 utworów, SUPER !
Szkoda tylko, że nie doczekałem się „ The Kiss”, utworu który dawniej był utworem „flagowym” …. kurczaków.
Ach, bym zapomniał.
Zauważyć trzeba nową politykę w sprawach aparatów zdjęciowych, która wygląda następująco: można wnosić małe cyfrowe aparaty (nie wpuszcza się z aparatami fotograficznymi z wymiennym obiektywami). Również nadal nie wolno wnosić kamer dvd ani cyfrowych video, ale coraz częściej widać „produkcje” przy użyciu kamer… będących integralną częścią telefonów komórkowych. Stąd, jak „grzyby po deszczu” widać ogromną ilość filmików na „Youtube” .
Podczas całego koncertu Robert był wyjątkowo gadatliwy. A dodatkowo w trakcie „Never Enough” pospacerował sobie po scenie na lewo prawo, dając fanom możliwość robienia zdjęć, wniesionymi aparatami.
DZIĘKUJEMY !
Ryszard Bazarnik