2008.02.16 – QUIDAM – Wrocław

alone tourgether

Ogarnęło mnie uczucie wielkiej radości, kiedy dowiedziałem się, iż trasa QUIDAM zahaczy o Wrocław. Ostatnimi czasy wokół, tego bandu dzieje się naprawdę sporo i jest to oczywiście jak najbardziej uzasadnione, bo ich ostatnia płyta „Alone Together” to istny majstersztyk progresywnego grania. Płyta wywarła na mnie ogromne wrażenie, jak chociażby – dla porównania, przedostatni krążek Sieges Even „The Art Of Navigating By The Stars”, który to zagościł w moim odtwarzaczu na dość długi czas i nie mogłem się od niego uwolnić. Tym razem było podobnie… Dodatkowo każdy, komu puszczałem ten album, nie przeszedł koło niego obojętnie. No nie ma co mówić, płyta „Alone Together” to kawał genialnie wykonanej i przemyślanej muzyki, która zawiera właśnie to coś.
W tym momencie skończę słodzić i przejdę do meritum sprawy, czyli wydarzenia, które miało miejsce w sobotę, 16-tego lutego we wrocławskim klubie „Od Zmierzchu Do Świtu”.

Na miejsce zdarzenia przybyłem około 18:30 i trochę się przeraziłem, bo frekwencja przed klubem wyglądała raczej mało kolorowo. Dla zobrazowania dodam, że byłem tam sam… Po chwili dotarła do mnie Moja Połówka i mogłem wejść do środka. Tam również nie było lepiej. Byłem zdziwiony, iż tak mało ludzi przyszło na taki koncert, szczególnie, że reklama „Alone Together” jest dość poważna. Sytuacja dość szybko zaczęła ulegać poprawie i do klubu zaczęli schodzić się sympatycy zespołu. Koncert rozpoczął się z 20-to minutowym opóźnieniem, co wynikało najprawdopodobniej z tego, że chciano poczekać na większą liczbę osób. O 19:20 QUIDAM był już na scenie i z głośników wylały się dźwięki z albumu „Alone Together”, które tego wieczoru zdominowały repertuar koncertowy zespołu. Na twarzy zgromadzonych nie dało się nie zauważyć zadowolenia, kiedy to usłyszeli pierwsze dźwięki krótkiego „Different”, pierwszego kawałka z ostatniej płyty, który znakomicie pasuje nawet jako preludium. Mimo pewnych problemów z odsłuchami na scenie, muzycy od samego początku pokazali klasę oraz to, że na scenie czują się pewnie i swobodnie. Po krótkim powitaniu QUIDAM zaprezentował nam „Kinds Of Solitude At Night”, co również spotkało się z aprobatą ze strony publiki, która mimo skromnej frekwencji, zachowywała się tak jak powinna. Po dwóch świetnych utworach grupa zaprezentowała następny kawałek z „Alone Together”, a mianowicie „One Day We Find” i po tym numerze sięgnęli po materiał ze swojej wcześniejszej płyty wykonując „Hands Off”. Po dawce historii można było usłyszeć „Depicting Colours Of Emotions” oraz „We Lost” z improwizacją w postaci partii solowych Jacka Zasady na flecie, co trzeba przyznać wypadło bardzo ciekawie. Następne w kolejności okazały się starszy „Surevival” oraz „They Are There To Remind Us” z wplecionym „Riders On The Storm” z repertuaru The Doors. Takie połączenie dwóch kawałków, to świetny pomysł, trzeba przyznać, że na koncertach takie rzeczy sprawdzają się wyśmienicie. Żywiołowy „Of Illusions” okazał się następnym w kolejności utworem prezentowanym tego wieczoru. Klimat i precyzja sekcji rytmicznej tego kawałka została oczywiście zachowana. Przy okazji następnego „Not So Close” – ostatniego już kawałka z „Surevival” tego wieczoru, QUIDAM wspomogła nieco publika. Na koniec nadeszła pora na niezwykle klimatyczny i melancholijny „We Are Alone Together” i po jego zagraniu grupa zeszła ze sceny, by za moment powrócić. Klaszcząca publika zachęciła QUIDAM do odegrania bisów, na które złożyły się dwa utwory, a mianowicie, mocno wyczekiwany „Sanktuarium”, jedyny polskojęzyczny kawałek podczas koncertu oraz cięższy „But Strong Together”. I tak też nieuniknionym stało się to, że koncert dobiegł końca i mimo, iż set był dość rozbudowany, to i tak czułem niedosyt.. Tak to jest, gdy coś jest tak dobre, że ciągle chce się więcej..

To był niezwykle udany koncert, a chwil spędzonych w towarzystwie zespołu, nie mogę uważać za zmarnowane. Tego wieczoru usłyszeliśmy wszystkie utwory z ostatniej, jak już wspomniałem, bardzo udanej płyty, a że każdy kawałek na tym wydawnictwie jest „smakowity” to czułem się wręcz zachwycony mogąc posłuchać tego repertuaru na żywo. Dodatkowo, ucieszył mnie fakt, iż klimat i atmosfera zawarta na płycie została zachowana. Jeżeli chodzi o zdolności i umiejętności muzyków – każdego z osobna, to nie będę tutaj kogoś specjalnie wyróżniał, bo wszyscy pokazali naprawdę wysoką klasę. Widać, że ci panowie tworzą zespół z krwi i kości. Mam nadzieję, iż niebawem znów nadarzy się okazja do kolejnego spotkania z QUIDAM…

Marcin Magiera

[supsystic-gallery id=14]

Dodaj komentarz