2007.12.01 – INDUKTI, DIVISION BY ZERO, NEWBREED – Wrocław

2007.12-POLISH PROG ROCK METAL FESTIWAL

POLISH PROG ROCK METAL FESTIWAL

Kiedy dotarła do mnie wiadomość, że w mieście, w którym mieszkam czyli we Wrocławiu, odbędzie się festiwal, na którym wystąpią zespoły zaliczane do nurtu rocka progresywnego, poczułem wielką chęć, by wziąć udział w tym wydarzeniu. Od samego początku byłem nastawiony bardzo optymistycznie do tego przedsięwzięcia i wydawało mi się, iż opuszczając taki koncert, wiele bym stracił. Generalnie, Wrocław uważa się za miasto, w którym dzieje się sporo rzeczy. Może i tak, szczególnie, jeżeli chodzi o remonty dróg, czy realizacje dużych inwestycji budowlanych. Jednak, jeśli chodzi o życie kulturalne, a w szczególności o koncerty i to rockowe, to sytuacja już nie jest taka kolorowa. Pamiętam czasy, kiedy w tym mieście było sporo koncertów, by nie być gołosłownym, wymienię tutaj występy takich gwiazd, jak choćby Black Sabbath, Iron Maiden, czy innych przedstawicieli cięższego grania. Swego czasu odbywało się tu naprawdę sporo koncertów, również w wykonaniu naszych rodzimych zespołów, a pod koniec lat 90-tych, to wszystko jakoś ucichło. Obecnie rockowe koncerty to rzadkość. Dlaczego tak jest, nie mam pojęcia. Jednak sytuacja koncertowa we Wrocławiu nie jest akurat tematem tego tekstu, więc pora wrócić do meritum, czyli wydarzenia, które odbyło się 1 grudnia w klubie Firlej (o dziwo nie wypadło to w samym środku tygodniu, jak to zwykle bywa, ale w sobotę!!!). Wypadałoby pokrótce napisać coś o miejscu, gdzie odbywał się festiwal, a było to miejsce niezwykle trafnie wybrane, choć większość koncertów rockowych organizowanych jest w innych klubach, gdzie niestety akustyka pozostawia wiele do życzenia. Ten klub, to świetne miejsce do organizowania takiego typu imprez. Dzieli się na dwie sale. Jedna z nich, to miejsce gdzie usytuowana jest scena oraz miejsce dla publiczności. Ciekawostką jest drugie pomieszczenie, w którym to ludzie, że tak ich nazwę „wygodni”, mogą oglądać koncert w telewizorze, gdzie pokazywane jest to, co dzieje się w danej chwili na scenie. Pomysł dość ciekawy, ale powiem szczerze, że idąc na koncert, zdecydowanie wolę być bliżej sceny.

Na miejsce zdarzenia przybyłem dość wcześnie, bo około godziny 18-ej, a koncert miał się zacząć dopiero o 20tej. Niemniej jednak czas oczekiwania przebiegał w dość miłej atmosferze. Ludzie zaczęli wchodzić około godziny 19-ej i tak przez godzinę, klub wypełniał tłumek liczący nieco ponad sto osób. Wśród zgromadzonych przeważali ludzie bardzo młodzi, choć widać było również osoby, które w muzyce siedzą już nieco dłużej.

Koncert zaczął się kilka minut po 20-tej. W tym momencie pogasły światła, z głośników poleciało intro i na scenie pojawił się pierwszy zespół tego wieczoru, czyli NEWBREED w czteroosobowym składzie: Tomasz Wołonciej (gitara/wokal), Szymon Fiuk (gitara), Stanisław Wołonciej (bębny) i wspomagający zespół na koncertach basista. Na pierwszy ogień poszedł „So Far Away from Here” i tu na samym początku niespodzianka ze strony akustyka, który nie włączył wokaliście mikrofonu. Nastąpiła krótka przerwa i po kilku sekundach zespół, który żartobliwie skomentował zaistniały incydent, mógł już na dobre rozpocząć swoje interesujące wystąpienie. Mimo niefortunnego początku, zespół bez zastrzeżeń odegrał w/w kawałek i trzeba stwierdzić, że materiał z ich ostatniej płyty „Child of the Sun”, który w większości wypełniał setlistę, na żywo prezentuje się bardzo ciekawie. Kolejny utwór to „Cloudy-Coloured Window”, którym Newbreed przypomniało o swojej wcześniejszej płycie. Niestety nie dane mi było poznać wcześniejszej twórczości chłopaków. Pomijając ten aspekt, muszę stwierdzić, iż utwór w żadnym stopniu nie odstawał od reszty materiału, który usłyszałem tego wieczoru. Po tym kawałku, już do końca koncertu, zespół skupił się na materiale z ostatniej płyty i tak w następnej kolejności, Newbreed wykonał „Red”, który zarówno na płycie jak i na żywo prezentuje się bardzo smakowicie. Kolejnymi utworami były „Green Hill Top”, „Horizon”, „Innocence” i na koniec „By the Sea”. Jak widać, zespół wykonał prawie cały materiał ze swojego ostatniego krążka i trzeba powiedzieć, że zrobił to, tak jak należało. Jedynym mankamentem były nieco za długie przerwy pomiędzy poszczególnymi kawałkami. Ogólnie grupa pokazała się z dobrej strony. Wokalista nie zapominał o publice i myślę, że udało mu się w pewien sposób nawiązać z nią kontakt. Muzycznie również było poprawnie i mam nadzieję, że Neewbreed jeszcze namiesza na polskiej scenie, bo potencjał jest i szkoda byłoby go zmarnować.

Znów światła na sali. Na scenie zaczyna się instalować kolejna grupa, DIVISION BY ZERO, która ostatnio zaczyna wychodzić z cienia i powoli miesza na rodzimej scenie. Przyznam się, że idąc na koncert znałem twórczość zespołu w dość śladowych ilościach, ale to, co zdołałem usłyszeć przed koncertem sprawiło, że byłem niezmiernie ciekawy, jak chłopaki zaprezentują się na scenie, bo wykonują oni dość poważne dźwięki.

Wymiana sprzętu została przeprowadzona sprawnie i raz jeszcze tego wieczoru, światła zgasły. Intro i w tym momencie scena przeszła w ręce DIVISION BY ZERO, której skład wyglądał następująco: Sławek Wierny (wokal), Leszek Trela (gitara), Michał Wieczorek (bas), Robert Gajgier (klawisze) oraz Mariusz Pretkiewicz (bębny). Na pierwszy rzut poszedł „Deadline Meeting” i od pierwszych dźwięków dało się wyczuć, że zespół na scenie nie czuje się obco, a występy na żywo sprawiają im ogromną przyjemność. Byłem ciekawy jak Sławek poradzi sobie za mikrofonem, łącząc czysty wokal z growlingiem, ale nie było się czego obawiać. Wokalnie było bez zastrzeżeń. Następnymi kawałkami były „Incinerated Wishes” i „ True Peak”, które wraz pierwszym utworem, pochodzą z ostatniego wydawnictwa grupy, tj. „Tyranny of Therapy”. Kawałki bardzo ciekawie prezentowały się na żywo, czuć było klimat i atmosferę, jakie można wyczuć na płycie. Kolejne dwa utwory to powrót do wcześniejszego wydawnictwa „Out of Body Experience”. Najpierw „Trying to Understand”, a potem „Arachion”. Każdy kolejny utwór sprawiał, że czułem się coraz bardziej kupiony przez ich muzykę. Muzyka, poprzez swoje zróżnicowanie, nie nudziła i aż chciało się słuchać.

Po dwóch starszych kawałkach, DIVISION BY ZERO, ponownie poczęstował nas materiałem z nowego albumu. Najpierw odegrano świetny „Your salavation”. Tu znowu widać było duże umiejętności muzyków. Sekcja rytmiczna pracowała tak jak powinna, a klawisze dopełniały całości w odpowiednich proporcjach. Osobiście bardzo lubię ten numer, a na żywo brzmiał on jeszcze bardziej przekonująco. Potem nadszedł czas na ciekawy „Self Control”, którego początek kojarzy mi się ze stylem prezentowanym przez Dream Theater. Tutaj zespół również nie zawiódł. Po tym kawałku niestety nastąpił koniec. Jednak oklaski zgromadzonych spowodowały, że grupa raz jeszcze zasiadła za instrumenty i wykonała bis w postaci dość luźnego utworu „Taxi”. Tym żartobliwym akcentem DIVISION BY ZERO zakończył bardzo udany występ i wydaje mi się, że nie tylko ja byłem pod wrażeniem zasłyszanych dźwięków. Na uznanie zasługiwał warsztat muzyków, którzy z precyzją i wyczuciem zaprezentowali swój materiał. Każdy z muzyków pokazał, że na swoim instrumencie nie gra przypadkowo i ma coś do zaoferowania. Nie chcę tu porównywać kapeli do Dream Theater, ale momentami dało się wyczuć, że ten band nie jest im obcy. Takie skojarzenia wywołała u mnie praca klawiszy i perkusji. Nie chciałbym chwalić któregoś z muzyków osobno, bo każdy z nich wykonał świetną robotę. Na szczególne uznanie zasługuje perkusista i wokalista. Moim zdaniem ten wieczór należał właśnie do DIVISION BY ZERO.

Po nieco dłuższej przerwie nastąpiła chwila, gdy na scenie miała się pojawić gwiazda wieczoru w postaci grupy INDUKTI z Warszawy. Było widać, że duża liczba osób przyszła właśnie na ich występ. Dla mnie jednak te koncert w tym momencie dobiegał końca. Nie mniej jednak, nie mogłem sobie pozwolić na to, by nie zobaczyć gwiazdy wieczoru, chociaż przez moment. Osobiście nie pociąga mnie muzyka tej grupy, przez co moja ciekawość ich zobaczenia nie była wielka. Dodatkowo to poczucie spotęgował występ poprzedniego zespołu, który zaspokoił mój głód. Jednak to, co dane mi było usłyszeć, ze sceny podczas wystąpienia INDUKTI, wywołało u mnie dość pozytywne odczucia. Kwintet prezentował się dość apetycznie, grając z wyczuciem i polotem.

Słychać było, że są to doświadczeni muzycy, którzy grają nie od dziś. Dodatkowo smaczku dodawała Ewa Jabłońska, która obsługiwała skrzypce.
Poza nią, skład uzupełniali dwaj gitarzyści, basista i perkusista. Jak przebiegło całe wystąpienie INDUKTI, niestety nie wiem, ale po tym co zdołałem zobaczyć i usłyszeć, wydaję mi się, że było interesująco.

Na koniec wypada napisać jakieś podsumowanie. Skoro tak, to muszę powiedzieć, że stworzenie czegoś takiego, jak POLISH PROG ROCK METAL FESTIWAL to świetny pomysł. Sama organizacja przedsięwzięcia była na wysokim poziomie. Mam nadzieję, że to wydarzenie będzie miało swoją kontynuację w przyszłości i będzie skupiało coraz większe grono fanów muzyki progresywnej i nie tylko.

Widać, że Polska ma do zaoferowania nie tylko kapele grające ekstremalne odmiany metalu. Powstaje coraz więcej grup z kręgu rocka i metalu progresywnego, co mnie niezmiernie cieszy i napawa pozytywnym myśleniem na przyszłość.
Oby tak dalej!

Marcin Magiera

[supsystic-gallery id=11]

Dodaj komentarz