2007.11.25 – CETI, KRUK, DIVISION BY ZERO – Katowice

2007.11-ceti

Na początek kilka słów refleksji, które mnie naszły w związku z tym koncertem. Pamiętam, że gdy byłem nastolatkiem, z wypiekami na twarzy biegło się na każdy rockowy, czy metalowy koncert. Ciułało się pieniądze tylko po to, żeby można było poskakać przy muzyce, chłonąć dźwięki, zobaczyć swoich idoli. Dzisiejsza młodzież, młodzież ery „mp3” ma chyba koncerty głęboko „gdzieś”…mocna słowa, ale jak wytłumaczyć fakt, że na występy CETI, w którym jakby na to nie spojrzeć śpiewa legenda polskiego heavy metalu przychodzi garstka ludzi. Kilkadziesiąt (w porywach było może z 60 osób), które pojawiły się w Mega Clubie (podobno w pozostałych miastach, z nielicznymi wyjątkami, było podobnie) to jakieś nieporozumienie, ja tego nie rozumiem, nie potrafię pojąć dlaczego tak się dzieje?? Dojdzie do tego, że zespoły zawieszą instrumenty na kołkach, przestaną jeździć w trasy i wtedy zacznie się lament…będzie już jednak za późno.

Koncert rozpoczął się występem formacji Division by Zero. Pełen profesjonalizm, skupienie na twarzach i muzyka, która powinna przypaść do gustu zarówno zwolennikom brutalizmów jak i progresywnego grania. W tym zespole brzmi ogromny potencjał i myślę, że ze swoją nieszablonową muzyką mogą jeszcze sporo namieszać na rynku. Niestety po około trzydziestu minutach nastąpił nieoczekiwany koniec i zespół musiał opuścić scenę.

Po krótkiej przerwie na scenie zainstalował się zespół Kruk. Przyznaję, że pierwszy raz miałem okazję ich usłyszeć, ale jakoś zespół nie zrobił na mnie powalającego wrażenia. Hard rock mocno osadzony w latach siedemdziesiątych, z wyraźnymi wpływami Deep Purple (nawet klawiszowiec nieco przypominał Johna Lorda). Na słowa uznania zasługuje gitarzysta tej formacji, którego soczyste solówki były prawdziwą ozdoba tego występu, i który co jak co, ale na gitarze grać potrafi – wielkie brawa. Na sam koniec zespół żywiołowo odegrał utwór „Burn” w trakcie którego na scenie pojawił się sam Grzegorz Kupczyk

Wraz z rozpoczęciem występu CETI, rozpoczął się ostatni występ tej formacji w ramach „Perfecto Mundo Tour”. Co tu dużo mówić, ten zespół to prawdziwa koncertowa maszyna! W set liście znalazły się utwory z dwóch ostatnich płyt zespołu i trzeba sobie jasno powiedzieć, że „na żywo” brzmią świetnie. Grzegorz przechadzał się po scenie, gitarzysta oraz basista „zawodowo” wymachiwali czuprynami, po lewej stronie ukryta nieco w kącie Marihuana no i szalejący za swoim zestawem pekusyjnym „Mucek” zagrali bardzo dobry, choć wydaje mi się nieco krótki koncert. Nie wiem, czy tylko ja odniosłem takie wrażenie, ale wydawało mi się, że muzycy byli …smutni….o ile przy okazji koncertu w Piekarach było widać zapał i entuzjazm, o tyle w kończącym trasę występie w Katowicach pojawiło się chyba zwątpienie. Być może było to tylko zmęczenie, a może coś więcej…rezygnacja??

Zacząłem i skończę refleksją. Gdy wracałem do domu zastanawiałem się jak to jest możliwe, jak to się dzieje, dlaczego tak mało osób przyszło na ten koncert? Czy w Katowicach i okolicy, w liczącej prawie dwa miliony mieszkańców aglomeracji naprawdę tak ciężko jest znaleźć choćby kilkuset fanów heavy metalu? Może to kwestia promocji? Faktem jest, że kupienie biletu na ten koncert nie było najłatwiejsze i, że na mieście nie pojawił się chyba ani jeden plakat reklamujący trasę…szkoda, szkoda, szkoda.

PS. Już 19.12 CETI znów zagra w katowickim Mega Clubie (tym razem u boku DORO) i miejmy nadzieję, że wtedy frekwencja będzie zdecydowanie lepsza.


Tekst: Piotr Michalski, zdjęcia: Piotr Spyra

[supsystic-gallery id=8]

Dodaj komentarz