2007.10.31 – CAAMORA, PALLAS, OLIVER WAKEMAN BAND – Katowice

caamora-she

Koncerty prog rockowe w Teatrze Śląskim wpisały się już na stałe w nasze kalendarium koncertowe. Genialna akustyka tego miejsca i to że praktycznie każde miejsce w teatrze jest dobrym miejscem, sprawia, że fani tłumnie zjawiają się na każdym takim gigu. Do tego każde takie wydarzenie jest rejestrowane na DVD, w związku z tym miło mieć na półce kilka krążków z zarejestrowanymi koncertami, w których się uczestniczyło.
To wydarzenie zostało zapowiedziane przez Cliva Nolana już 10 miesięcy wcześniej, na akustycznej trasie Caamory. Dowiedzieliśmy się wówczas, że w Teatrze Wyspiańskiego zostanie wystawiona Rock Opera „She”. Dopiero kilka miesięcy przed koncertem ogłoszono, że przed Rock Operą wystąpi Oliver Wakeman Band i Pallas. Występ Pallas – i to bezpośrednio przed rock operą było dość zaskakujące, bowiem Alan Reed wokalista Pallas odgrywał jedną z głównych ról w „She”. Jak się później okazało koncert Pallas nie miał wpływu ani na kondycję, ani na głos Alana.

Oliwer Wakeman Band promował swój ostatni album „Mother’s Ruin”. Dlatego set zespołu składał się głównie z utworów z ostatniego albumu. Nieco zaskakujące mogło być jak umiejętnie kompozycje z „Psa Baskerwillów” i „Jabberwocky” zostały odegrane przez zespół, który bądź, co bądź obecnie para się bardziej purplowym hard rockiem niż progresywnymi rock operami. Okazuje się jednak, że to klawisze Olivera były tymi elementami charakterystycznymi, na które czekali wszyscy fani. Kawałki z płyt duetu Nolan/Wakeman, zachwyciły chyba najbardziej wybrednych fanów.
Niesamowite było również przyjęcie nowych kompozycji zespołu Olivera Wakemana. Tutaj trzeba przyznać, że muzyka generalnie powinna obronić się sama – „Mother’s Ruin” to przecież bardzo dobry album, ale zaskoczyło mnie tak dobre przyjęcie fanów, którzy nastawieni byli raczej na prog. Zaskoczenie i zadowoleni było również widać na twarzach muzyków, którzy zapewne nie spodziewali się nawet, że tak gromko będą wzywani na bisy.
Zespół Wakemana występował na nieco zmniejszonej scenie, bowiem po bokach (teraz przykryta płachtami) stała scenografia rock opery a tuż za muzykami stał wielki ekran.

Ekran został użyty już w trakcie koncertu Pallas. Podczas koncertu drugiej gwiazdy wieczoru na ekranie wyświetlane były animacje związane z utworami i grafiki z płyt. Jak się można było domyślić, również Pallas serwował nam utwory z najnowszego albumu – „Dreams of men”, nie zabrakło jednak nawet bardzo starych kompozycji, które urzekały słuchaczy. Jakby nie patrzeć, utwory zagrane dwie dekady po premierze brzmiały bardzo świeżo i aktualnie.
W przeważającej części koncertu rolę konferansjera objął basista grupy, który wykonał również część wokaliz w kilku utworach…
Pallas miał również więcej efektów świetlnych niż podczas koncertu zespołu Wakemana. Nie muszę pewnie zapewniać, że jakość dźwięku graniczyła z doskonałością! Publiczność reagowała gorącymi owacjami, niektórzy zostali nawet tak porwani muzyką, że poderwali się z siedzących miejsc i tańczyli. Myślę, że również dla zespołu to był niezapomniany koncert!

Zaskoczeniem już przed samymi koncertami, było to że widzom wręczono biuletyny, gdzie było rozpisane na akty libretto rock opery. Ulotki te zaopatrzono w grafiki okładki Rock Opery. Każdy mógł przeczytać, czego może się spodziewać a nawet dzięki grafice przenieść poczuć klimat dzikiej Afryki sprzed lat…
Zaczęło się dość nietypowo. Śpiewem Agnieszki Śiwty, która stała na drugim balkonie. W trakcie tego utworu kurtyna w dalszym ciągu pozostawała opuszczona.
Niestety minusem było to, że osoby zajmujące miejsca na pierwszym balkonie (miedzy innymi ja) nie widziały tego… Po podniesieniu kurtyny widok sceny nieco mnie zaskoczył.
To że zamiast pracochłonnych dekoracji, scenografia będzie wyświetlana na ekranie – można było spodziewać się już wcześniej. Zaskoczyła mnie jednak ograniczona przestrzeń dla aktorów. Ale dzięki temu można było widzieć muzyków… Po lewej stronie (z widowni patrząc) zajmowali miejsce gitarzyści i sekcja rytmiczna, po prawej dwaj klawiszowcy i muzycy klasyczni (róg, obój i wiolonczela)…
Miejsce dla aktorów pozostawało zatem z przodu sceny, za orkiestrą (na schodach) i oczywiście z przodu sceny tuż przed widownią. Mimo, że na początku było to dość zaskakujące, ta formuła okazała się sprawdzać… Bezpośredni kontakt wzrokowy z samymi muzykami wprowadzał do przedsięwzięcia pierwiastek koncertu rockowego.
Trzeba przyznać, że już sama fabuła dla człowieka żyjącego w 21 wieku jest zaskakująca. Oparta jest na trójkącie miłosnym i wynikłej z tego tragedii, a wszystko to odbywa się na wybrzeżu Afryki Środkowej w miejscu rządzonym przez nieśmiertelną Ayeshę (Agnieszka Świta). Na brzeg zostają wyrzuceni Leo i Holly (Clive Nolan i Alan Reed), gdzie odnajduje ich Ustane (Christina Booth). Całości obsady dopełnia chór wojowników – podwładnych Ayeshy, który oprócz oczywiście śpiewania – robi piorunujące wrażenie!

Nie będę omawiał całej fabuły rock opery, zainteresowanych gorąco zachęcam do zakupu DVD – premiera zapowiadana jest na 27 stycznia 2008 roku..
Cóż trzeba przyznać, ze wystawienie rock opery „She” było wydarzeniem wyjątkowym, nawet dla przyzwyczajonych do świetnych koncertów progresywnych stałych bywalców Teatru Śląskiego. Z niecierpliwością czekam na kolejne zapowiedzi tego typu imprez…

tekst: Piotr Spyra / zdjęcia: Piotr Krawczyk i Piotr Spyra

[supsystic-gallery id=6]

Dodaj komentarz