1. Teenage Nosferatu Pussy
2. Dead City Radio and the New Gods of Supertown
3. Revelation Revolution
4. Theme for the Rat Vendor
5. Gong Gang Gong De Do Gong De Laga Raga
6. Rock and Roll (In a Black Hole)
7. Behold, the Pretty Filthy Creatures!
8. White Trash Freaks
9. We’re an American Band
10. Lucifer Rising
11. The Girl Who Loved the Monsters
12. Trade in Your Guns for a Coffin
Rok wydania: 2013
Wydawca: Universal Music Enterprises
http://robzombie.com/
Wersja I recenzji – dla maturzystów
Słyszeliście „Astro Creep: 2000” albo „Hellbillly Deluxe”? To wiecie
czego się spodziewać. Dalej można nie czytać i już włączyć płytę. Warto!
Wersja II recenzji – dla niekorzystających ze streszczeń
Rob Zombie objawił światu swoją muzykę w 1987, kiedy założona przez
niego grupa White Zombie wydała album „Soul-Crusher”. Płyta nie zdobyła
wielkiej popularności, aczkolwiek wśród jej miłośników byli podobno Kurt
Cobain, Iggy Pop i Thurston Moore. Muzyka zawarta na tym krążku, a
zdradzająca wpływ punku spod znaku Misfits i alternatywnego rocka a’la
Sonic Youth uzyskała miano „noise rocka” (i nie był to raczej
komplement).
Grupa jednak nie zraziła się chłodnym przyjęciem debiutu, a każda
następna płyta („Make Them Die Slowly” z 1989, „La Sexorcisto: Devil
Music Vol. 1” z 1992) lądowała coraz wyżej na listach przebojów, a
„Astro Creep:2000” z 1995 znalazł się na 6 miejscu listy Billboard i
wysoko w kilku zestawieniach Albumu Roku 1995 roku. Co zdecydowało o
takim sukcesie? Trochę to, że przemijała już moda na grunge i zaczęto
rozglądać się za nowymi trendami w ciężkim graniu. Głównie jednak o
wielkiej popularności albumu zadecydowało umiejętne połączenie
metalowych, wręcz thrashowych riffów z industrialnym podkładem
rytmicznym, okraszone filmowymi wstawkami dialogowymi pomiędzy, a czasem
nawet podczas utworów. Wystarczyło dodać trochę melodii, profesjonalną
produkcję i status gwiazdy zapewniony. Notabene na tej samej fali, z
podobną muzyką, wypłynął wówczas niejaki Brian Warner (znany lepiej jako
Marilyn Manson).
Po wielkim sukcesie „Astro Creep” Rob Zombie w 1998 roku rozwiązał
zespół i rozpoczął karierę solową. Wydany w 1998 roku „Hellbilly Deluxe:
13 Tales Of Cadaverous Cavorting Inside The Spookshow International”
okazał się nawet większym sukcesem niż płyty White Zombie. Równolegle z
solową karierą muzyczną, Rob Zombie zaczął oddawać się swej drugiej
wielkiej pasji – reżyserowaniu horrorów (z dość sporym sukcesem, jak się
zdaje).
„Venomous Rat Regeneration Vendor” (hmm, „Trującoszczurzy czynnik
regenerujący” 😉 ?????) jest piątą płytą solową w dorobku Zombiego. I
skoro tyle rozpisałem się o dotychczasowym dorobku artysty, to pewnie
już wiecie dlaczego… Myślę, że gdyby wymieszać utwory z „Astro Creep”,
„Hellbilly Deluxe” i płyty najnowszej, to ktoś kto ich wcześniej nie
słyszał miałby zapewne problem z rozpoznaniem źródła z którego pochodzą.
Właściwie jedyną nowością na najnowszym krążku są organy Hammonda
przygrywające w tle kilku kawałków oraz „Theme for the Rat Vendor” –
instrumentalny utwór w orientalnym stylu, z wiodącym sitarem i
hinduskimi przeszkadzajkami.
Czy to źle? Odpowiem tak – wyjedźcie na najbliższą wam autostradę i
puśćcie „Teenage Nosferatu Pussy”. Potem już poleci samo :). Zaręczam
wam – za pół roku dostaniecie kilkanaście swoich ślicznych fotek za
kierownicą pojazdu notorycznie przekraczającego dozwoloną prędkość.
Motoryczne riffy, rytm basu i perkusji aż proszący o potupanie nóżką
(albo wciśnięcie gazu do dechy), przyprawione czasem elektronicznymi
wstawkami, o obowiązkowych cytatach ze ścieżek dźwiękowych horrorów (nie
wiem co prawda – prawdziwych czy wyimaginowanych) nie wspominając – tak
brzmi nowa płyta Zombiego. Nie ma tu przebojów – na chwilę obecną moimi
faworytami są „Revelation Revolution” i „Ging Gang Gong De Do Gong De
Laga Raga”, jutro to będą pewnie „Dead City Radio and the New Gods of
Supertown” i The Girl Who Loved the Monsters”, ale tak naprawdę
wszystkie kawałki trzymają równy, wysoki poziom.
Podsumowując – to jest to, czego od Roba Zombie oczekuję! Kawał
solidnego rockowego grania, bez napinania się i udawania wielkiego
artyzmu. Jak śpiewa Rob – „jesteśmy kim jesteśmy, czy wam się to podoba
czy nie”. Ależ podoba się, podoba!!!
Ocena? Dla fanów Roba Zombie – 8,5, dla reszty świata (ale kogo oni obchodzą, prawda Rob? ;-)) – mocna, solidna 7.
Staruch
PS. Na płycie znalazł się cover utworu „We’re An American Band” Grand
Funk Railroad. Dobrze wpasował się w ducha tej płyty. I też trafi do
przegródki „faworyci z płyty”.