YES – 2014 – Heaven and Earth

01. Believe Again
02. The Game
03. Step Beyond
04. To Ascend
05. In A World Of Our Own
06. Light Of The Ages
07. It Was All We Knew
08. Subway Walls

Rok wydania: 2014
Wydawca: Frontiers Records
http://www.yesworld.com



„Fly From Here” z 2011 (jak to mówi mój znajomy) pewnej części ciała nie urywało, nie mniej było słuchalne. Nie ma Już Davida Benoit,za mikrofonem pojawił się kolejny klon niezastąpionego Jona Andersona, niejaki Jon Davison i z tym wokalistą zespół po raz kolejny postanowił wydać album studyjny. Swoją drogą godnym zauważenia jest fakt, że druk L-4 oznacza w Yes zwolnienie – tak było z „pozbyciem” się Andersona, podobnie z Benoit.

Frontiers Records (może ktoś mnie teraz i obrzucić błotem) to taki dom spokojnej starości dla styranych artystów. Ilość powrotów po latach i zespołów, które najlepsze lata mają za sobą będących w tej wytwórni jest coraz liczniejsza. Przykro mi to stwierdzić, ale wydawca ten jest swego rodzaju symbolem upadku danego wykonawcy, spadku do drugiej ligi. Nie chcą nas duże wytwórnie? Mamy stosunkowo rozpoznawalną nazwę? Byliśmy kiedyś znani? Uderzmy do Frontiers, oni nas wydadzą. Broń Boże nie mam nic do samego wydawcy, prawda jest jednak taka, że ich katalog wydawniczy to w 70% zespoły znane lata temu…

Wróćmy jednak do Yes i krążka „Heaven & Earth”. No cóż, najlepszym elementem wydawnictwa jest… okładka. Muzycznie zespół ma już niewiele do zaoferowania. To już nie jest odgrzewanie kotletów czy zjadanie własnego ogona (taka opcja byłaby przyjęta z otwartymi ramionami). Panowie zabrnęli w rejony, które chyba możemy nazwać… pop z elementami neoprogresywnego rocka? Nie powiem, płyta nie jest jakaś wybitnie słaba, słucha się jej całkiem przyjemnie, ALE TO NIE JEST YES! Gdzie ta wirtuozeria, gdzie ten polot? Kolejne utwory układają się poprawną, ale mało porywającą całość z irytującymi partiami klawiszy przywodzącymi chwilami na myśl piosenki dla małych dzieci. Ciekawsze fragmenty krążka to nastrojowa półballada „To Ascend”, emocjonalny „Light Of The Ages” z ładną gitarową solówką oraz zamykający całość, chyba najlepszy „Subway Walls”, w którym wreszcie klawisze brzmią jak powinny a całość okraszona jest udanym gitarowo-klawiszowym solo. Można? Można! Szkoda, że cała reszta nie dorównuje poziomem…

Cytat z pewnego utworu Perfect w kontekście obecnego Yes padł już chyba dziesiątki razy, pozwolę go sobie pominąć, ale panowie powinni już dać sobie spokój lub…. zmienić nazwę. Zapowiedź nowego albumu Pink Floyd wzbudziła sensację, nowy Genesis byłby marzeniem milionów fanów….o Yes pamięta coraz mniej liczna garstka fanów i z każdym kolejnym albumem łapią się za głowę… szkoda historii, szkoda nazwy, żal fanów…

5/10

Piotr Michalski


Dodaj komentarz