XIII STOLETI – 2024 – Noc Vlků

Cháronův dech
Noc vlků
Alchymistův dům
Ze stromů listí už padá
Černá kočka
Smrtihlav
Pán havranů
Golgotha
Můj bratře můj
L’amour e’st éternel

Rok wydania: 2024
Wydawca: Warner Music CZ


Jihlawska „trzynastka” przyzwyczaiła już swoich fanów do tego, że na każdy nowy album należy czekać minimum pięć, sześć lat. Tym razem studyjna cisza trwała aż osiem lat (ostatni „Intacto” z 2016). Przez ten okres działo się bardzo wiele, bowiem reaktywowana została pierwsza grupa braci Štěpan – punkrockowa H.N.F. (Hrdinové Nové Fronty). Wydany został wówczas album będący nagranymi na nowo utworami z repertuaru H.N.F. („Když se bombadéry vracejí”, 2021). Podczas lockdownu lider grupy Století – Petr- za pośrednictwem kanału na Youtube czytał swoją poezję zawartą w książce „Zpovědnice”, by wreszcie po okresie pandemii uroczyście świętować jubileusz trzydziestolecia debiutanckiego albumu „Amulet”. Na światło dzienne wypuszczono bardzo dobrze brzmiącą reedycję krążka, do której dodano kilka utworów wraz z bogato ilustrowaną książeczkę. Głównym wydarzeniem jubileuszu był wyjątkowy koncert zagrany w DKO w Jihlawie, podczas którego zagrano cały album w pierwotnym składzie. Wieczór ten został uwieczniony na koncertowym albumie „Amulet Live 2023”. W międzyczasie doszło również do zmiany personalnej w zespole. Z grupą pożegnała się Kateřina Kameniková, która od kilku dobrych lat dbała o gotyckie klimaty grając na klawiszach. Zastąpiła ją niemniej urodziwa i uzdolniona Andrea Kožená. Reszta grupy nadal pozostaje bez zmian bracia Petr (gitara, śpiew) i Pavel (perkusja) oraz Miroslav Paleček (gitara basowa). W tym składzie zarejestrowano utwory na jedenasty studyjny album (nie wliczając w to singli, kompilacji czy projektów pobocznych), któremu nadano tytuł „Noc Vlků”. Zanim, jednak przejdę do muzyki to zwrócę uwagę na dość ciekawą okładkę, którą zdobi oryginalny obraz autorstwa wokalisty zespołu. Jest to zupełne novum, ponieważ mało kto wie, iż Petr jest również całkiem niezłym malarzem. Niektóre jego obrazy, w tym „Popraviště” która zdobi album, można było obejrzeć podczas wyjątkowego wieczoru „Gothic Iglau” 19 października 2024 w Jihlavie. Tego wieczora nie tylko grupa ochrzciła swój najnowszy krążek, ale i także wyświetlono drugą część filmu dokumentalnego o Petrze, który przy okazji zawiera sceny nakręcone w Zabrzu.

Gdy już część wzrokowa nacieszyła się okładką, jak i ciekawymi zdjęciami na których zespół pozuje wraz z wilkami pora nacieszyć zmysł słuchu. A jest czego słuchać, bowiem album zawiera dziesięć kompozycji, którą tradycyjnie otwiera krótkie intro.

„Cháronův dech” to krótkie wprowadzenie grane na syntezatorze przez wokalistę i gitarzystę grupy. Wiele się tu nie dzieje, klimatem zaś może pasować jako muzyczna ilustracja niemych filmów grozy. Płynnie przechodzi ono w drugi na płycie, a zarazem utwór tytułowy „Noc vlků”.

Z miejsca rusza charakterystyczna dla Stoleti gitara, której towarzyszą klawisze. Jest ciężko, rytm jest kroczący. Od razu rzuca się w uszy doskonała forma wokalna Petra, który w swym niemal wściekłym głosie napawa strachem i grozą. A te momenty kiedy przedłuża twarde głoski „r”, powodują ciarki na plecach. Doskonale brzmi tutaj gra gitary basowej, który dodatkowo wgniata słuchacza w fotel. Bardzo dobrze również słychać, że „nowa” w składzie Andrea bez trudu weszła w tok myślenia grupy, podczas gdy na co dzień swymi klawiszami ubarwia death metalowy świat zespołu Raven’s Agony. W utworze tytułowym znajdziemy jeszcze krótki gitarowy popis Petra, który kojarzy mi się z legendarnym albumem „Nosferatu”. Utwór kończy się mocnymi bębnami Pavla i można przejść do trójki, którą jest „Alchymistův dům”.

Odpalamy gitarę z ciekawym riffem by za chwilkę dołączyły klawisze. Petr śpiewa tutaj już zupełnie inaczej. Nie jest już tak nisko, złowrogo. Jest za to melodyjnie, rockowo. Riff może jest bardzo podobny do poprzedniego podczas zwrotki, lecz warto wsłuchać się w tekst, który przenosi nas do domu alchemistów, którego Petr umieścił w Paryżu. Fajnie wpada w ucho zagrywka gitarowo-klawiszowa będąca łącznikiem pomiędzy zwrotkami.

Numer cztery na płycie to zarazem pierwszy singiel z płyty, do którego z początku miałem duże obiekcje. W „Ze stromů listí už padá” zakochałem się jednak dopiero podczas krakowskiego koncertu, który zespół dał 6 października 2024 roku. Dopiero tam, w klubie „Zaścianek”, zrozumiałem, kto jest tym drzewem. Czym są owe liście oraz, że to wcale nie jest taka pioseneczka o jesiennym drzewie. A jak to muzycznie wypada? Od pierwszych sekund mamy do czynienia z cudowną rockową kołyszącą się balladą, w której wybrzmiewa bardzo nostalgiczny śpiew lidera grupy.

Niezwykle nostalgicznie brzmią tutaj klawisze, zwłaszcza w drugiej części kompozycji, podczas której przez chwilę Petr tworzy przeszywającą melorecytację. Warto wsłuchać się w te wersy, zresztą liryki na tym albumie stoją na bardzo wysokim poziomie, o czym jeszcze wspomnę.

„Černá kočka” zamyka pierwszą część tej płyty. Jest to delikatna ballada grana tylko na fortepianie. Znów doskonale maluje dźwiękami Andrea, stając się tym samym obok Ollie i Kateřiny moją ulubioną dziewczyną grająca na klawiszach w tej grupie. Bez trudu możemy sobie ją wyobrazić, a Petr z papierosem w ręku siedzący na wysokim krześle barowym. Poza nimi mrok oświetlony tylko zapalonymi czarnymi świecami z charakterystyczną XIII. Jest w tej kompozycji coś delikatnego, miłosnego, otulającego.

Drugą część albumu otwiera chyba najlepsza kompozycja, która pojawiła się na tym krążku. A jest nią „Smrtihlav”. Warto tutaj os samego początku zwrócić uwagę na potężnie brzmiące bębny Pavla, oraz znów genialne, przesiąknięte grozą klawisze. Równie dobrze i co ważne melodyjnie wypada tutaj Petr. Doskonałą robotę robi tutaj tańczący z basem, czyli nie kto inny, jak Miroslav. Myślę, że jeśli ten numer zagości na koncertowej set liście to nieprędko z niej spadnie za sprawą dobrego do śpiewu refrenu. Wszystko tutaj jest na swoim miejscu i dzięki temu te kilka minut przemija nie postrzeżenie niczym tytułowa Trupa Główka.

Za pomocą specyficznego trzepotu skrzydeł ów ćmy płynnie przelatujemy do kolejnego bardzo dobrego utworu, którą jest „Pán havranů”.

Tutaj od początku mamy przeszywające klawisze i klimat bardzo zbliżony do kompozycji „Iglau”. Tutaj jest równie nostalgicznie, z niesamowitą gra na gitarze basowej. Ale to niski, głęboki głos wraz z klawiszami sprawia, że na rękach i plechach pojawiają się ciarki. Zagrane tutaj partie klawiszy bardzo mocno konkurują z gotyckimi klawiszami zawartymi w „Absinth” o miano tych najlepszych. Na szczęście bas w tej konkurencji nie ma przeciwników, bowiem to tutaj Miro staje na wyżyny swych możliwości w kwestii oddania nastroju kompozycji. W repertuarze „Trzynastki” możemy odnaleźć czasem bardzo dziwne i różne dźwięki. Esencją tego, o czym mówię jest album „Gotika”, ale jeszcze nigdy do tej pory zespół nie brzmiał tak inaczej, tak poetycko jak w kompozycji, która właśnie przed nami. A jest nią „Golgotha”. Jest tutaj gitara akustyczna, która wraz ze śpiewem Petra bardzo mocno kojarzyć się może z czeskim bardem Karlem Kryllem czy Bobem Dylanem. Mamy tutaj tak zupełnie „niestuleciowe” bębny, że aż ręce same składają się do wystukiwania rytmu. Fajnie brzmi tutaj gitara basowa. Zastanawiam się czy utwór ten został odkopany podczas reaktywacji starego składu, czy po prostu Petrowi udało się wyczarować ten „Amuletowy” klimat, tak bardzo już archaiczny. Niemniej jest to bardzo udana kompozycja.

Wokalista od wielu, wielu lat bardzo mocno podkreśla, że nie było by H.N.F-u, Stoleti. Nie było by także grająco-śpiewającego Petra, gdyby nie jego brat-Pavel, który od zawsze gra na perkusji, nadając odpowiedni rytm obu kapel. Na dowód swej braterskiej miłości Petr napisał „Můj bratře můj”. Również ten utwór premierowo można było usłyszeć podczas niedawnego koncertu w Krakowie. Jest fajna gitara akustyczna, skoczna melodia, ale i bardzo ważne wersety. I o ile tradycją stało się nadawanie różnych mott na wcześniejszych albumach – a to cytaty z „Knihy Nosferatu”, czy Nietzschego, o tyle „Jesteśmy jedną duszą w dwóch ciałach” stawiam za najważniejsze zdanie jakie pada w całej muzycznej działalności braci Štĕpán. Równocześnie przepiękne nazwanie czym jest braterstwo. Nie trzeba nic więcej. Idealnie zakończenie tej płyty, którą wieńczy outro w postaci „L’amour e’st éternel”. Posłuchajcie, posłuchajcie jak Dzieci Nocy grają… Czy trzeba coś dodać? Wydaje mi się, że chyba nie. Zdecydowanie warto było czekać, aż taki kawał czasu by usłyszeć starych, dobrych przyjaciół, którzy nie stracili nic ze swej magicznych mocy.

8,5/10

Mariusz Fabin

Dodaj komentarz