XIII STOLETI – 2016 – Intacto

1. Intacto
2. Hodina Stinu
3. Cerna Vez
4. Phobia Nocturna
5. Havran
6. Nebe pod Berlinem
7. Horror Monsters
8. Nocturama
9. V Slzach Pristich Dnu


Rok Wydania: 2016
Wydawca: Warner Music
http://www.xiiistoleti.com



Jak najlepiej uczcić jubileusz istnienia zespołu? Są na to różne sposoby. Jedni grają koncert z zaproszonymi gośćmi, który jest transmitowany przez telewizję i co chwilę przerywany reklamami, jeszcze inni wydają autoryzowaną biografię i podkolorowują swoją legendę. Najlepszym rozwiązaniem wydaje się jednak wydanie płyty. Powstaje wtedy problem. Czy wydać tzw. „The best of” (na co wielu wykonawców się decyduje), czy może jakiś album koncertowy (najlepiej będący zapisem tego telewizyjnego, ale już bez reklam)?
Rozwiązanie, jakie obrał Petr Štěpan, a więc współtwórca legendy rocka gotyckiego, XIII. Stoleti, jest najlepszym z możliwych. Po 7 latach studyjnej ciszy, na 25-lecie istnienia zespołu, postanowił ponownie wejść do studia i zarejestrować nowe utwory. Towarzyszyli mu w tym – na perkusji tradycyjnie jego brat, Pavel, oraz nowi w zespole – Katerina Kamenikova (klawisze) i Jindřich „Henry” Dostal (bas).
Pomimo tego, że ostatnia studyjna płyta („Dogma”) ukazała się w 2009 roku, to zespół ani na chwilę nie zwolnił tempa. Grupa koncentrowała się głównie na graniu koncertów, w tym wielokrotnie w Polsce, ale np. także i w Berlinie, co zostało udokumentowane koncertowym CD i DVD. Sam Petr również odkurzył zamierzchłe czasy, wydając reedycje płyt swojego pierwszego punkowego zespołu H.N.F. (Hrdinove Nove Fronty). Skupił się również na wydaniu kilku książek o mrocznych aspektach życia, objawił także trzypłytowy zbiór o nazwie „Horizont udalosti” zawierający głównie utwory, które stanowiły muzyczne tło do sztuk Wiliama Szekspira oraz nowoczesne odcienie gotyku spod znaku „Hindenburg”.

Nastał rok 2016 i oto w rękach mamy rocznicową płytę kwartetu z Jihlavy. Petr określił ten album jako próbę ukazania najlepszych fraz i tego, co od początku charakteryzuje tę grupę. Czy im się to udało? Posłuchajmy.
Już sama okładka, będąca nawiązaniem do legendarnego „Werewolfa” zapowiada, że będzie smakowicie. Niemal każdy album Stoleti zaczyna się od krótkiego intra. Tak jest i tym razem – króciutkie „Intacto” to trzaśnięcie drzwiami gdzieś nad przepaścią, jakieś głosy… Uderzeniami w talerze rozpoczyna się część właściwa, czyli „Hodina stinů”, pierwszy singiel albumu. Ciekawe klawisze i mocna, mięsista gitara połączona z sekcją zapowiada utwór, który może trochę przypominać dokonania grupy Dorian, w której liderował były basista „Trzynastki”, Martin Soukup. Wokal Petra jest jak wino – im starszy, tym lepszy, głęboki, ale i bardzo rockowy. W tekście można odnaleźć odniesienia do starych płyt grupy („Gotiki głos w godzinie cieni”). W tle przy refrenie ciekawie też dają o sobie znać organy, końcówka natomiast należy do Pavla. To na pewno jeden z obowiązkowych numerów na koncertach. A takich kawałków będzie więcej…
„Černa věž” rozpoczynają dziwne, mroczne klawisze i ten riff. Zupełnie nie-stuleciowy, ale jakże rockowy. Stopa, która nabija rytm powoduje, że dłonie same składają się do nabijania taktów. I ten nowofalowy bas, świadczący o tym, że zespół wciąż nie zapomina o swoich korzeniach. Bardzo fajne klawisze w refrenie przypominają grę Michała Rollingera z Closterkeller. Utwór ze świetnym riffem i refrenem, idealne trzymanie tempa. Ależ się będzie miło wchodzić na Czarną Wieżę podczas koncertów…
„Phobia Nocturna” to drugi wydany singiel z tej płyty. Rozpoczyna się jak na XIII. Stoleti bardzo klasycznie – dźwiękiem padającego deszczu. I znów te cudowne klawisze (w ogóle duże pochwały dla Katki Kamenikovej). Rytm z kolei jest tu wolniejszy i kojarzy się z utworem z poprzedniej płyty – „Prokleti domu slůnečnic”, jest niemalże jego młodszym bratem. Ale za to tutaj ciekawsza jest petrova solówka.
Pora się zająć zdecydowanie najlepszym utworem z „Intacto”. To „Havran”. Zaczynamy pianinem, brzmiącym jak z jakiegoś filmu grozy. Z czasem równie mrocznie zaczyna snuć wersy swej opowieści Petr. I pierwsze zaskoczenie: gitara akustyczna wraz z bongosami (przypomina się „Planet Caravan” Sabbathów) przygotowują na coś złowieszczego, jak skrzek tytułowego kruka. Jeszcze tylko oczko puszczone do starych płyt – „obraz wilkołaka w godzinie Amuletu” i ten cudowny refren wraz ze smykami urywa dość nowoczesny efekt na klawiszach. Ale już za chwilę umysł przeszywa (i na długo w nim pozostaje) niesamowity pisk, jak w scenach ataku ptaków u Hitchcocka. Napięcie rośnie, tym bardziej, że kolejnym pozytywnym zaskoczeniem jest niesamowita ciężkość drugiej części „Kruka”… Mistrzostwo kompozycji, ale i bardzo dobry śpiew wraz z niepokojącym riffem jeszcze bardziej wgniata w ziemię. To jeden z najczarniejszych i najbardziej niesamowitych utworów, jakie tylko XIII nagrali i spokojnie można go postawić obok takich dzieł, jak chociażby „Hněv andělu” z albumu „Gotika”. Ciarki na plecach obowiązkowe…
Lotem czarnych skrzydeł przenosimy się na „Nebe pod Berlinem”. Zaczynamy od jakiejś kawiarenki, słychać gwar uliczny przedwojennego Berlina. Klawisze, które tutaj bardziej przypominają dokonania Dietera Bohlena przygrywają nostalgicznie. Ciekawy utwór przypominający również czasy albumu „Ztraceni v Karpatech” – rockowy, w stylu, do którego zespół przyzwyczaił swoich słuchaczy.
Z Berlina przenosimy się do starego kina. „Horror monsters” to hołd dla wszystkich potworów znanych ze starego kina grozy. Nieco kiczowaty, ale po prostu utrzymany w klimacie takich filmów. Jest trochę psychodelii, nowofalowego basu, skrzypienie drzwi, dziwne odgłosy, echo w wokalu i wszystko inne, co związane jest z nietoperzami, wampirami i upiorami w gumowych maskach.
Takie seanse zazwyczaj kończą się późną porą, a właśnie wtedy zaczyna grać „Nocturama”. Szum wiatru i XIII. Stoleti akustycznie. Ten kawałek, utrzymany troszkę w stylu „Fatherland” ma swoją moc i bardzo miły dla ucha refren, śpiewany przez Petra zupełnie inną niż do tej pory barwą głosu. Słychać w nim nostalgię, ale też mądrość i zdobyte przez lata doświadczenie. Kolejny utwór do obowiązkowego zagrania na koncercie, ale i też koniecznie do wydania na singlu – jedna z najlżejszych, najładniejszych i najbardziej romantycznych kompozycji, jakie wyszły spod piotrowego pióra.
Album „Intacto” kończy ballada „V slzach přištich dnů”. Szum morza, delikatne pianinko i pełen powagi głos i tekst Petra, skłaniający do zamyślenia się… Czy to ostatni album kwartetu z Iglau? Po tym utworze można mieć właśnie takie wrażenie. Czas biegnie nieubłaganie, a przerwy między albumami są coraz dłuższe. Jeśli jednak ma to być świętowanie połączone z pożegnaniem (oby jednak tak się nie stało), to jest ono najwyższych lotów. Jest to bowiem bezsprzecznie najlepsza płyta XIII. Stoleti od czasów „Metropolis”.

PS. Najbliższa polska okazja do świętowania stuleciowej dwudziestki piątki wypada 28 lipca na Castle Party w Bolkowie. Myślę, że nie powinno zabraknąć niespodzianek.

8/10

Mariusz Fabin

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *