XIII STOLETI – 2009 – Dogma

1 Labyrinth
2 Kabarette Voltaire
3 Katakomby
4 Hypnotizér
5 Černé slzy
6 La Femme Fatale
7 Měsíc lovce
8 Prokletí domu slunečnic
9 Dogma
10 Martyrium

Rok wydania: 2009
Wydawca: EMI Czech Republic


Nosferatu is back.. I to z najciekawszym materiałem od ładnych paru lat. Wprawdzie do poziomu „Ztraceni w Karpatech” jeszcze co nieco brakuje, ale chimeryczny lider tej czeskiej kapeli Petr Stepan najwyraźniej odzyskał radość z grania i komponowania, co zresztą było widać i słychać podczas wiosennego koncertu w zabrzańskim „Wiatraku”, jakże innego od pańszczyzny odrobionej w tym samym miejscu w 2008 roku.

„Dogma” rozpoczyna się odpowiednio mrocznym wstępem („Labirynth”), by zaraz zaatakować słuchacza kompozycją „Kabarette Voltaire”. Jeśli kiedyś XIII Stoleti będzie przygotowywać kolejną składankę „The best of…”, ten kawałek z pewnością na nią trafi. Mocna kompozycja, osadzona w najlepszej tradycji starego, dobrego Sisters of Mercy, z wyeksponowanym basem oraz melodyjnym, od razu wpadającym w ucho refrenem. Duch ekipy Eldritcha unosi się również nad utworami „Katakomby” (w którym pada znamienny tekst „ignorujte MTV”), „Cerne slzy” i „Mesic lovce”. Stepan definitywnie chyba dał już sobie spokój z trąbkami, wiolonczelami i skrzypcami, znów postawił na prostotę, która cechowała klasyczne gotyckie grupy z lat osiemdziesiątych. Dziewiąty – nie licząc składanek – materiał w dyskografii XIII Stoleti wyraźnie nawiązuje do debiutanckiego „Amuletu”. Z pewnymi wyjątkami jednak. Pierwszy to „Hypnotizer” – kolejna wampiryczna opowieść Stepana, gdzie klimat grozy odpowiednio budują partie klawiszy oraz dzwony. Za dźwiękowy podkład do jakiegoś horroru mógłby także służyć „Prokleti domu slunecnic”. Te dwa utwory bliższe są już czasom „Nosferatu” lub wspomnianego wyżej „Ztraceni w Karpatech”.

Rozczarowuje niestety tytułowa „Dogma”. Zamiast mocnego finału, czegoś na miarę pamiętnej „Elizabeth” dostajemy kilkuminutową deklamację tekstu na klawiszowym podkładzie. Może sprawdziłoby się to na jakimś konkursie poetyckim, ale nie na płycie… „Marthyrium” to natomiast króciutka klawiszowa impresja, trudno liczyć ją jako pełnoprawny utwór…

Szkoda tej końcówki, ale i tak płyta jest ok. Zwłaszcza na tle wymęczonego albumu „Vendetta”…

7/10

Robert Dłucik

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *