1. Away!
2. The Desperate Poet
3. The Mad Sailor
4. The Last Tribe (Mother Earth)
5. Tears
6. Weather the Storm
7. The Field
8. Water of Life
9. Lost at Sea
Rok wydania: 2010
Wydawca: Scarlet Records
http://www.myspace.com/wutheringheightsofficial
Od wydania genialnego „The Shadow Cabinet” minęły już cztery lata. Tak
długo jeszcze nie przyszło nam czekać na kolejną odsłonę twórczości
ekipy z Danii. Czas wyczekiwania dobiegł jednak końca i już teraz możemy
się delektować nowym materiałem studyjnym – nazwanym krótko „Salt”. Dla
mnie ten zespół jest o tyle wyjątkowy, że zaliczam się do grona
sympatyków talentu wokalisty Nilsa Patrika Johanssona i w zasadzie każda
premiera nowej płyty z jego udziałem jest dla mnie sporym wydarzeniem. W
tym przypadku sytuacja jest o tyle bardziej atrakcyjna, bo Wuthering
Heights można uznać za zespół wyjątkowy i przede wszystkim oryginalny.
Grupie udało się stworzyć własny styl, który łączy w sobie elementy
power i progressive metalu, folku, a teraz również i szanty!
Tak się zastanawiam, czy panowie rozsmakowali się w rumie, czy też zasłuchali się
w Running Wild, a może zafascynowały ich przygody słynnego pirata Jacka Sparrowa,
w którego wcielił się powszechnie ceniony Johnny Deep – tego się pewnie
nie dowiem. Na „Salt” zespół ewidentnie obrał kurs na morskie klimaty,
co zwiastuje już sama okładka oraz tytuły utworów („Lost At Sea”, „The
Mad Sailor”). Muzyka jest przesiąknięta szantową atmosferą od początku
do końca i już otwierający „Away!” idealnie to odzwierciedla,
a kolejne kompozycje są tego potwierdzeniem. Klimat potęgują skrzypce,
akordeon, tamburyn, czy zagrywki na flecie, nie wspominając już o samych
chóralnych przyśpiewkach (apogeum w „Water Of Life”).
Z początku ta „piracka” otoczka wzbudzała u mnie mieszane uczucia, a do
słuchania albumu podchodziłem z dystansem. W mojej głowie wciąż
wybrzmiewał doskonały poprzednik i „Salt” odbierałem jako jakiś
niesforny żart. Jednak po kilku odsłuchach zmieniłem zdanie – odkryłem
album na nowo. Trudno było się przebić przez przepych pomysłów jaki
tradycyjnie zaserwowali panowie z Wuthering Heights. Być może
wszystkiego jest za dużo, ale z czasem poszczególne elementy układają
się w zgrabną całość. Zespół umiejętnie żongluje rytmiką, zamianami
nastroju oraz samym klimatem zachowując przy tym przysłowiową
przebojowość i chwytliwość, czego przykładem może być „The Mad Sailor” z
efektownym zakończeniem, zróżnicowany „The Last Tribe (Mother Earth)”,
czy wzniosły „Field”.
Wydawnictwo uatrakcyjnia świetna praca gitar. Pod tym względem muzycy
wykonali naprawdę porządną robotę i w zasadzie w każdym utworze ten
instrument przykuwa uwagę. Również sekcja rytmiczna nie pozostawia wiele
do dyskusji. Instrumentalnie Wuthering Heights dopieścił „Salt” do
perfekcji. Również Nils idealnie wpasował się w morską atmosferę i to po
części dzięki niemu zamierzony cel został osiągnięty.
Nie ma co się specjalnie rozpisywać odnośnie ostatniej pozycji wydawniczej
w dorobku Wuthering Heights. Tego trzeba posłuchać i jeżeli nie za
pierwszym razem, to na pewno za którymś kolejnym „Salt” odkryje przed
słuchaczem swoją tajemnicę. Wilki morskie do ataku, żagle w górę i niech
sól morska nas obmywa 🙂
8,5/10
Marcin Magiera