WRIGHT, RICHARD – 1978 – Wet Dream

1. Mediterranean C
2. Against The Odds
3. Cat Cruise
4. Summer Elegy
5. Waves
6. Holiday
7. Mad Yannis Dance
8. Drop In From The Top
9. Pink’s Song
10. Funky Deux

Rok wydania: 1978
Wydawca: One Way Records Inc


Ta solowa płyta Richarda Wrighta powstała w 1978 roku po trasie koncertowej promującej album Animals, więc w okresie kiedy zespół znalazł się na rozdrożu, w okresie poprzedzającym dominację w zespole watersowskich wizji i wydaniem The Wall.
Po zakończeniu tejże trasy koncertowej członkowie zespołu zajęli się praktycznie własnymi planami, angażując się w swoje własne projekty muzyczne. Roger Waters zaabsorbowany był już pracą nad The Wall jak również nad The Pros And Cons Of Hitch-Hiking, David Gilmoure zaczął tworzyć swój pierwszy album solowy, a Nick Mason zaangażował się jako producent płyty punkrockowej grupy The Damned.
Nie próżnował również Richard Wright wydając swoje własne dzieło – Wet Dream.
Płyta została nagrana w Superbear Studio w Miravel, tym samym w którym wcześniej rejestrował swój solowy album kolega z zespołu – David Gilmour. Do pracy nad swą płytą Richard Wright zaprosił m.in. saksofonistę Mela Colinsa i gitarzystę Snowy Whitea.
W nagraniach pomagała artyście jego małżonka Juliette która wcześniej występowała z grupą The Abdabs. Napisała nawet teksty niektórych utworów do tej płyty.

W warstwie muzycznej płyta nie odbiega klimatem od tego co prezentował zespół Pink Floyd, wiele z utworów zamieszczonych na albumie mogło by śmiało znaleźć się na autorskich płytach tego zespołu. Jest to płyta bardzo liryczna i melancholijna jakby artysta chciał się wyciszyć, odpocząć po trudach jakie towarzyszyły mu podczas wielkich tras koncertowych w których uczestniczył. Składa się z dziesięciu utworów, część z nich to utwory instrumentalne, w pozostałych śpiewa sam Wright. Utwór pierwszy to wałaśnie instrumentalny Mediterranean C z bardzo charakterystycznym solem na saksofon Mela Colinsa i przepiekną solówka gitarową Snowy Whitea w nieco innej tonacji niż te do których przyzwyczaił nas David Gilmour. Kolejny utwór Agains The Odds to piękna nostalgiczna ballada, jej klimat kojarzy mi się z balladami innego artysty – Alana Parsonsa, i tutaj znowu przepiękne akustyczne dźwięki gitary Whitea. Instrumentalny utwór Cat Cruise swym klimatem najbardziej chyba zbliżony jest do floydowskiej aury. W dalszej części płyty przeplatają się utwory bardziej piosenkowe, liryczne (Summer Ellegy) z tymi instrumentalnymi w których prym wiedzie saksofon Mela Colinsa (Waves)
Do moich ulubionych na płycie należy piosenka, nie bójmy się użyć tego słowa – Holiday, zawiera tyle emocji i nastrojów, ma w sobie jakby pokłady pozytywnej energii, chciało by się jej słuchać bez końca. Ciekawą kompozycja jest również Drop In From The Top z ciekawą warstwą melodyczną organów hammonda oraz Pinks Song w której słyszymy piękne dźwięki fletu na którym gra również Mel Colins. Tytuł ostatniego utworu Funky Deux mówi sam za siebie, w takim nieco jazzowo-funkowym klimacie kończy się ta przepiękna płyta.

Płyta udowadnia że Richard Wright będący praktycznie w cieniu swoich kolegów Watersa i Gilmoura jest tym elementem bez którego muzyka Pink Floyd nie była by taka różowa.
Słuchając płyty po latach stwierdzam fakt że broni się absolutnie, nie zżarł ją ząb czasu i spośród wszystkich nazwijmy to, odskoczni muzycznych jakie popełnili członkowie Pink Floyd, właśnie do albumu Wrighta mam szczególny sentyment. Chyba nikt z członków Pink Floyd nie nagrał tak subtelnego i ciepłego albumu solowego. Płyta Wet Dream działa jak plaster na życiowe rany, jak tabletka przeciwbólowa, jak poduszka na zmęczoną głowę.
Jest to pozycja zapewne mniej znana a warta odkurzenia i przypomnienia zwłaszcza że nie dane nam już będzie usłyszeć niczego nowego jeżeli chodzi o tego artystę. Przyznam że inaczej płytę odbierało się przed 15 września, inaczej odbiera się ją teraz, słuchając jej w kontekście niedawnej śmierci artysty, po prostu nie sposób nie uronić łez.
Oczywiste jest że nie będę stawiał ocen tej płycie bo nie takie było moje zamierzenie.
Wśród kamieni milowych floydowskiej spuścizny jest to płyta mniej znana, chciałem przypomnieć o jej istnieniu i tym sposobem oddać hołd nieżyjącemu artyście.

Marek Toma


Dodaj komentarz