WOLF – 2014 – Devil Seed

1. Overture in C Shark
2. Shark Attack
3. Skeleton Woman
4. Surgeons of Lobotomy
5. My Demon
6. I Am Pain
7. Back from the Grave
8. The Dark Passenger
9. River Everlost
10. Frozen
11. Killing Floo

Wydawca: Century Media
Rok wydania: 2014
https://www.facebook.com/officialwolf


„Devil Seed” to siódmy album szwedzkiego zespołu Wolf. Jest to moja pierwsza styczność z tą grupą, nie znam ich wcześniejszych nagrań. Rzut oka na tracklistę i mega zaskoczenie: demony, groby, szkielety, chirurdzy… Okładka i tytuł płyty nie lepsze. Pierwsze przesłuchanie: zdziwienie. Przecież to rasowy heavy metal! Jeszcze ten wokal… Cięższy James LaBrie. No to już wiemy co nas czeka.

Na rozkręcenie się otrzymujemy intro „Overture in C Shark”, po czym przechodzimy do rzeczy w postaci „Shark Attack”. Tutaj mamy do czynienia z szalonym tempem, przy którym śmiało można pogować. Wokalista wypruwa flaki, chce śpiewać coraz głośniej, by wszyscy go dobrze słyszeli. I to się mu udało. Piosenka jest pełna elektryzującego napięcia, poraża swoim brzmieniem, słychać także echa „Painkiller” Judas Priest. „Skeleton Woman” kojarzyć się może z Dream Theater z epoki „Images and Words”, momentami z Led Zeppelin, a co za tym idzie – z Gretą Van Fleet. Fajne heavy rockowe granie. W „Surgeons of Lobotomy” grupa prezentuje nam dużą dawkę zmechanizowanego heavy metalu. Pozycją numer 5 jest „My Demon” gdzie również słyszymy wokale a la James LaBrie. Muzycznie jest drapieżnie i zadziornie, co fajnie brzmi. „I Am Pain” to mieszanka Iron Maiden, Dream Theater, Symphony X i Judas Priest. Są zwolnienia, są wibrujące gitary, co najważniejsze: jest przystępnie. „Back from the Grave” nie wnosi niczego ciekawego do muzyki Wolf, jest nudny i marny. „The Dark Passenger” to kolega poprzednika. Za to „River Everlost” ma świetne gitary, a wokalista śpiewa z niesamowitym oddaniem. Przedostatni „Frozen” przywodzi na myśl Dream Evil, gitary wypadają znakomicie. Na końcu czeka na nas „Killing Floor” – akustyczny wstęp wprowadza słuchacza w stan skupienia. Czuć ducha Brainstorm, Primal Fear, Iron Fire, Edguy czy Symphorce.

Cóż mogę jednak napisać o całym albumie „Devil Seed”? Przyznam, że pierwsza połowa okazała się dosyć interesująca, potem automatycznie robiło się nudno. Prawie na każdym kroku czekał nas wokal podobny do Jamesa LaBrie, co w pewnym momencie zrobiło się denerwujące. Gitarzyści jednak odwalili solidną robotę, więc chyba nie jest aż tak źle. Tej płycie należy dać trochę czasu, nie jest ona łatwa, osobiście ciężko mi się udało przez nią przebić. Wybitna może nie jest, ale można posłuchać.

6/10

Marta Misiak

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *