1. Blind Eye
2. Lady Whiskey
3. Errors of My Way
4. Queen of Torture
5. Handy
6. Phoenix
Rok wydania: 1970
Wydawca: MCA Records
Ależ ten czas leci… To już cztery dekady, odkąd ten znakomity album ujrzał światło dzienne. Debiut Wishbone Ash może nie wywrócił do góry nogami świata muzyki rockowej, jak chociażby „jedynki” Led Zeppelin, Jimiego Hendrixa, czy King Crimson, ale bezsprzecznie zalicza się do kanonu gatunku i – co bardzo ważne – wciąż brzmi bardzo dobrze i słucha się go z przyjemnością.
U progu dekady lat siedemdziesiątych obecność w zespołach dwóch gitarzystów prowadzących należała do rzadkości. Właśnie duet Andy Powell – Ted Turner, a raczej ich genialne współbrzmienie i melodyjność partii, nadawały niepowtarzalnego klimatu muzyce kwartetu. Jak to zwykle bywa, coś znakomitego – w tym przypadku skład personalny -narodziło się przypadkiem. Panowie zgłosili się na przesłuchania na wakujące stanowisko gitarzysty, obydwaj wypadli bardzo dobrze, pozostali muzycy rodzącego się Wishbone Ash długo nie mogli zdecydować się, którego z nich wybrać i w końcu… przyjęli zarówno Powella, jak i Turnera. Ku chwale rocka i z pożytkiem dla własnej kariery…
Pierwszy album w bogatej dyskografii Anglików rozpoczyna utwór „Blind Eye”. To jeszcze żadna rewelacja. Ot, stylowo zagrany, dynamiczny blues rock. Inaczej rzecz ma się z ponad sześciominutowym „Lady Whiskey”. Ten kawałek znamionuje już ogromny potencjał tkwiący w Wishbone Ash. Cóż tam się dzieje w środkowej części! A potem… „Errors of My Way” – pierwsza z ich cudownych ballad. Zwiastun genialnej płyty „Argus”. Mistrzowskie połączenie folku i rocka.
Wprawdzie „Queen of Torture” lekko sprowadza nas z obłoków na ziemię, bo to znów proste – choć miłe dla ucha – bluesrockowe granie, ale muzyczna uczta jeszcze przed nami. Pierwsze danie nazywa się „Handy” i brzmi jak zapis studyjnego jam session. Danie drugie to „Phoenix”, obowiązkowy punkt każdego szanującego się zestawu „The Best of Wishbone Ash”. Takie ich „Child In Time” lub „July Morning”… Nie mówię o podobieństwach stylistycznych, lecz o geniuszu i sile rażenia tych trzech kompozycji. W winylowej wersji albumu, „Handy” i „Phoenix” wypełniały całą stronę B.
Sześć kompozycji, ale tutaj nie ilość się liczy jest jakość. Bardzo wysoka jakość…
9/10
Robert Dłucik
p.s. Mam nadzieję, że parę kompozycji z tej fantastycznej płyty Wishbone Ash zaprezentuje podczas zbliżających się koncertów w Łodzi i Piekarach Śląskich.