1. Luminol (12.10)
2. Drive Home (7.37)
3. The Holy Drinker (10.13)
4. The Pin Drop (5.03)
5. The Watchmaker (11.43)
6. The Raven that Refused to Sing (7.57)
Rok wydania: 2013
Wydawca: Kscope
http://stevenwilsonhq.com/
Dla Stevena Wilsona rok bez nowej płyty, któregoś z jego rozlicznych
muzycznych wcieleń, byłby pewnie rokiem straconym. Co prawda Porcupine
Tree nadal pozostaje w uśpieniu, artysta kontynuuje jednak swoją
muzyczną karierę, pod swoim własnym nazwiskiem. Dwa lata po ukazaniu się
płyty „Grace for Drowing”, otrzymalismy kolejną – “The Raven That
Refused to Sing”. I chociaż płyta jest sygnowana jego imieniem i
nazwiskiem , w krótkim wywiadzie, jakiego udzielił redaktorowi Piotrowi
Kaczkowskiego w Programie 3 Polskiego Radia (30.01.2013) wyjaśnił, że
tak naprawdę należy ją traktować jako album zespołowy. Napisany został
bowiem pod konkretnych muzyków, którzy towarzyszyli mu podczas ostatniej
trasy po świecie. Nawiązała się bowiem między nimi chemia, którą
należało przełożyć na muzykę!
Jeżeli chodzi o tematykę nowego albumu, to należy go traktować jako
dzieło koncepcyjne. Temat przewodni, to historie kryminalne, opowieści o
duchach, ale raczej nie te współczesne, lecz wzięte z klasyki. Okazuje
się, że nie pierwszy już raz, inspiracją dla muzyków okazała się m.in.
proza Allana Edgara Poe. Nie przypadkowo wymienić by tutaj należało,
chociażby płytę Alana Parsona „Tales of Mystery and Imagination”. Ta
znana muzyczna osobowość, jako inżynier dźwięku, miała bowiem pewien
wpływ na muzyczne oblicze nowego albumu Wilsona.
A więc mamy nawiązania do klasyki, jeśli chodzi o warstwę literacką. Po
przesłuchaniu płyty okazuje się jednak, że również sama muzyka bardzo
wyraźnie nawiązuje do klasycznych, muzycznych wzorców (King Crimson,
Yes, Genesis, Jethro Tull…). Sam początek albumu, to jakby muzyczny
cytat (bardzo dobrze znany słuchaczom radiowej „Trójki”), pochodzący z
kompozycji „Into the Lens” albumu „Drama” grupy Yes! I ta wyraźna linia
basu, co prawda nie Chrisa Squire’a lecz Nicka Beggsa! Jako całość,
muzyka najbardziej przesiąknięta jest chyba „crimsonową” aurą. Fakt ten
jednak nie powinien dziwić, skoro Steven Wilson zajmował się również
ostatnimi czasy, remasteringiem tych najbardziej klasycznych płyt grupy
King Crimson. Ten wyjątkowy, muzyczny klimat udzieliłby się pewnie
każdemu! I nie jest to broń boże jakiś zarzut, ślepego naśladownictwa,
raczej jedynie pewna aura. Ponieważ w rzeczy samej, muzyka ta posiada
typowe dla artysty pierwiastki, które sprawiają, że nie możnaby było
pomylić ją z nikim innym! Oprócz bardziej złożonych kompozycji, znalazła
się jedna, nieco lżejsza gatunkowo, bardzo piękna muzyczna perełka –
„Drive Home”. Jest to taki utwór, który nie spowodowałby raczej
zdziwienia, gdyby znalazł się na którymś z albumów „Porców” czy
Blackfield.
Albumy jakie wydaje Steven Wilson pod własnym nazwiskiem, bez wątpienia
wymagają większego zaangażowania słuchacza, większego skupienia w
odbiorze, w stosunku do płyt Porcupine Tree, No-Man czy Blackfield. Ich
muzycznego bogactwa nie można ogarnąć po pierwszym, lapidarnym
przesłuchaniu. Wymagają czasu, który jednak procentuje! Zwraca się
bowiem w dwójnasób mnogością wrażeń. Tak było w przypadku „Insurgentes”,
tak było z płytą „Grace for Drowing”, tak jest i z „The Raven That
Refused to Sing”.
9/10
Marek Toma




















































