WILSON, STEVEN – 2010 – Insurgentes (DVD)

Reżyseria: Lasse Hoile
Region: 2
Dźwięk: 2.0 stereo oraz 5.1 surround
Napisy: hiszpańskie, francuskie, niemieckie i angielskie


„Zaczęło się od dokumentowania pracy nad solową płytą Stevena, lecz z czasem pomysł rozwijał się i coraz więcej ludzi angażowało się w jego powstanie aż w końcu zdaliśmy sobie sprawę, że mamy szansę stworzyć wspaniały dokument, który może zaistnieć niezależnie od płyty.”

…takim to sposobem Lasse Holie stał się reżyserem jednego z najbardziej intrygujących filmów dokumentalnych związanych z muzyką. Jak widać już po wstępie, nie jest to typowe DVD, z koncertem, wywiadem i kilkoma dodatkami. Tu danie główne stanowi ponad siedemdziesięciominutowy film obrazujący proces powstawania albumu „Insurgentes”. Steven Wilson jako główny bohater opowiada jak powstawały niektóre dźwięki, prowadzi dyskusje na temat współczesnej kondycji muzyki. W materiale pojawiają się między innymi: Aviv Geffen (współpracuje z Wilsonem przy projekcie Blackfield), Mikael Akerfeldt (Opeth) czy Jonas Renske (Katatonia).

Lider Porcupine Tree ukazuje się jako prawdziwy artysta. Człowiek, który tworzy muzykę z głębi serca, bez oglądania się na trendy, bez szufladek itp. Symptomatyczne dla filmu są sceny niszczenia odtwarzacza mp3 (ipoda). Prawdę mówiąc ilość sposobów jest przeogromna. Od gniecenia po palenie palnikiem. Poznajemy stosunek muzyka do jakże popularnego formatu kompresji dźwięku i nie jest on jego wielkim zwolennikiem. Odwiedzamy kilka krajów (Meksyk, Japonię, Finlandię czy rodzinną dla Wilsona Anglię), poznajemy miejsca związane z jego młodością i dorastaniem. Jakże ironicznie wypada tu wizyta dorosłego już Stevena w Disneylandzie – ma na głowie uszy Myszki Mickey a w dłoni balonik…

Wielką zaletą filmu jest sposób jego montażu. Nie jest to typowy dokument. Nakręcony w nieco mrocznej atmosferze z wtrąceniami w postaci pełzających w maskach gazowych ludzi czy postaci z głowami kruka potrafi wywołać na plecach ciarki. Sporo tu niemal transowych przerywników, w których króluje muzyka i specyficzny sposób przedstawiania ruchu (nie jest on płynny, wygląda jakby odbywał się skokowo, jakby ktoś z całości powycinał co którąś klatkę).

DVD „Insurgentes” to pozycja obowiązkowa dla fanów talentu Stevena Wilsona. Niestety materiał nie posiada polskich napisów co zapewne w dużej mierze może ograniczyć liczbę potencjalnych odbiorców, ale zapewniam, że te kilkadziesiąt minut wartych jest obejrzenia.

Piotr Michalski

Dodaj komentarz