1. These Are The Changes
2. Inside
3. How High
4. The Fool In Me
5. Adolescent Breakdown
6. Sometimes
7. Alone
8. Magic Train
9. The Actor
10. Ever The Reason
11. Pumpkinhead
12.The Next Best Things
Rok Wydania: 2004
Wydawca: Inside Out
Ray
Wilson to jeden z moich ulubionych wykonawców. Nagrywał już płyty z
zespołem Stilskin, Scorpions czy też Genesis. Ja najbardziej cenie go
jako solistę, zwłaszcza za znakomite koncerty, na których wykonuje
utwory swoje, ale także własne wersje utworów innych grup i wokalistów.
Ray nadal pozostaje chyba jednym z najbardziej niedocenianych muzyków. A
szkoda. Album „The Next Best Thing” to przykład tego, że emocje i
uczucia można przekazywać nie tylko pod postacią długich rozbudowanych
kompozycji muzycznych, ale także w krótszych utworach. Na tej płycie
znalazło się ich 12 i żaden z nich nie przekracza 5 minut. Ale przekrój
klimatyczny płyty jest imponujący. O ile poprzedni album „Change” był w
przeważającej części w balladowym i spokojnym klimacie, to ten album
jest już dużo bardziej żywy i dynamiczny. Nie brakuje tu kawałków
nastrojowych a nawet monotonnych jak np. otwierający album pompatyczny
„These Are The Changes”, w którego tekst wplecione zostały wystąpienia
prezydenta Busha, senatora Kennedy’ego czy też prezydentów Nixona i
Reagana. Mimo monotonności w warstwie muzycznej i powtarzającym się
wersom tekstu utwór ten ma w sobie coś oryginalnego. Zwłaszcza moment
gdy wokal Ray’a nabiera w pewnej chwili lekko orientalnego brzmienia.
Inny spokojny utwór z tej płyty to „Sometimes” – przepiękna nastrojowa
ballada. Jest tu również parę utworów dużo bardziej żywych jak np.
odkurzony „Inside”, „How High” z fantastyczną solówką na gitarze, „The
Fool In Me” z fenomenalnym solo Colina Steela na trąbce, „Adolescent
Breakdown”, „Magic Train”, w którym świetnie wpleciono organy Hammonda w
tle, a sam Ray ubarwił go swoim solo na harmonijce ustnej, jest także
jeden cięższy utwór gitarowy zagrany z pazurem. To „Pumpkinhead”, w
którego wkomponowano (tworząc niesamowitą całość) dźwięki Mooga. Całość
kończy instrumentalny tytułowy „The Next Best Thing” stanowiący chyba
przekrój przez wszystkie instrumenty użyte do nagrania tej płyty:
pianino, Hammondy, gitara ,harmonijka ustna, trąbki. Jest tu wszystko.
Ogólnie płyta jako całość nie jest pozycją wybitną. Słucha się jej
przyjemnie ale nie ma w niej prawie nic wyjątkowego. To „prawie” to 2
utwory, które rozkochały mnie w sobie od pierwszego odsłuchu. Dwie
przepiękne ballady. Pierwsza z nich to „Alone”. Utwór, który od
pierwszych taktów przenosi moją wyobraźnię na jakąś tajemniczą wyspę z
której chciałbym już nigdy nie powrócić, natomiast druga to utwór „The
Actor”, który zaczyna się dosyć spokojnie i nastrojowo po to, by w
połowie bardzo mocno się ożywić dając szansę popisać się Irvinowi
Duguidowi fantastyczną wstawką na klawesynie. Tak, tak – na klawesynie.
Pomysł bardzo oryginalny i świetnie wkomponowany w całość utworu.
Ogólnie płyta fajna ale jak wspomniałem nie wybitna. Poza dwoma
utworami, które sprawiają że właśnie dla nich tak często do niej wracam. 6/10 Irek Dudziński |