1. Fanfare
2. Dear Friend
3. Her Hair Is Growing Long
4. Love To Love
5. Future Vision
6. Moses Pain
7. Cecil Taylor
8. Illumination
9. Desert Trip
10. Fazon
11.New Mexico
12. Lovestrong
13. All The Way Down
Rok wydania: 2013
Wydawca: – Bella Union
http://songsofjonathanwilson.com/
Chyba każdy fan muzyki progresywnej zna i ceni takie muzyczne osobowości
jak: Steven Wilson, Ray Wilson, czy Damian Wilson. To prawie
rówieśnicy – w kolejności roczniki 1967, 1968, 1969. Okazuje się jednak,
że w świecie muzyki jest jeszcze jeden Wilson, po którego muzykę warto
sięgnąć! Ma na imię Jonathan, jest nieco młodszy od wyżej wymienionych
kolegów (rocznik 1974), no i nie jest Brytyjczykiem, lecz Amerykaninem
(urodził się w Północnej Karolinie). Muzyka którą wykonuje ma pewnie
nieco mniej wspólnego z tzw. muzyczną półką o nazwie progressive rock,
jestem jednak przekonany, że muzyczna wrażliwość Jonathana Wilsona,
powinna wywołać wiele wrażeń, właśnie wśród tej grupy odbiorców.
„Fanfare” , to druga oficjalna płyta tego wokalisty,
multiinstrumentalisty i zarazem producenta. Album zawiera 13 kompozycji.
Rozpoczyna się znakomitym, tytułowym „Fanfare”, bardzo przestrzennym, z
bogatą symfoniczną głębią (duże wrażenie robi solo saksofonu w drugiej
części utworu). Po nim, niezwykle hipnotyczny, psychodeliczny,
posiadający coś z klimatu wcześniejszych kompozycji Floydów „Dear
Friend”, zniewalające solówki gitarowe, hammondowe tła, po prostu czyste
muzyczne piękno. Jedną z bardziej minimalistycznych kompozycji, jest
„Her Hair Is Growing Long”. Kontrapunktem do niej jest następny na
płycie, bardzo żywiołowy „Love To Love”, mający coś z klimatu Boba
Dylana i Marka Knopflera. „Future Vision” wokalnie kojarzy się
natomiast z solowym Richardem Wrightem (przychodzi mi tutaj na myśl „Wet
Dream”! ) W dalszej części płyty jest nieco więcej folkowych wpływów,
pewnie duża w tym zasługa zaproszonych gości: Roy Harper, Graham Nash,
David Crosby, Jackson Browne, Josh Tillman, Wilco’s Patrick Sansone,
Dawes’ Taylor Goldsmith, Mike Campbell, Benmont Tench …. Jest również
miejsce na bardziej jazzową aurę, chociażby za sprawą rewelacyjnego
„Fazon”, czy „New Mexico”, mającego z kolei coś z klimatu Tonton Macoute
(niedocenianego albumu z początku lat siedemdziesiątych). Muzyczna aura
tamtego okresu przewija się zresztą praktycznie przez cały album!
Psychodeliczne, hammondowe, „muzyczne niebo” roztacza się również w
przedostatnim „Lovestrong”. Po nim jeszcze tylko wyciszona, kameralna
ballada „All The Way Down” i to już niestety koniec…
Płytę zdobi okładka ukazująca właśnie błękit nieba, a pomiędzy
cumulusami motywy z fresku Michała Anioła, „Stworzenie Adama”. Taki
palec boży musiał mieć wpływ, na muzyczne piękno płyty „Fanfare”?
9,5/10
Marek Toma