WHITE, DOOGIE – 2011 – As Yet Unititled

1. Come Taste The Band
2. Time Machine
3. Dreams Lie Down and Die
4. Lonely
5. Land of The Deceiver
6. Secret Jesus
7. Sea of Emotion
8. Catz Got Yer Tongue
9. Living On The Cheap
10. Times Like These

Rok wydania: 2011
Wydawca: Metal Mind Productions
http://www.doogiewhite.com/



Szkocki wokalista jest ostatnimi czasy bardzo zapracowanym gościem. A to pośpiewa na płytach Yngwiego Malmsteena, a to nagra album z niemieckimi imitatorami Deep Purple, popracuje na pełny etat w legendzie brytyjskiego metalu Tank, i nawet z polskimi muzykami coś pokombinuje (gościnny występ na płycie Kruka)… W tym natłoku zajęć znalazł jeszcze czas, by przygotować swój debiutancki solowy materiał.

Od uznanych nazwisk, które wzięły udział w sesjach nagraniowych „As Yet Untitled” fanom rocka i metalu może się zakręcić w głowie. Rzucę tylko cztery nazwiska: Derek Sherininan (eks-Dream Theater, obecnie solo i w supergrupie Black Country Communion), Tony Carey (eks – klawiszowiec Rainbow), Neil Murray (niegdyś basista Whitesnake), no i jeszcze gitarzysta Hammerfall Pontus Norgren, który całą produkcję muzyczną płyty nadzorował. Jak spisało się takie doborowe towarzystwo? Hmmm, odpowiedź na to pytanie nie jest oczywista i jednoznaczna…

Wciskamy „play” i wita nas tajemniczy, klawiszowy wstęp, przerwany znajomo brzmiącym gitarowym riffem. „Come Taste The Band” (nie tylko w tytule) to ukłon w stronę purpurowo – tęczowych klimatów. Ukłon w pełni zrozumiały, wszak dzięki Rainbow o wokaliście z Motherwell usłyszał rockowy świat. Ale już w drugim utworze „Time Machine” White wyłamuje się z tych ram. Toż to AC/DC w czystej postaci! Nawet wokalista stara się śpiewać z charakterystyczną manierą… Wraz z „Dreams Lie Down And Die” płyta znów wraca na sprawdzone „tęczowe” ścieżki, z naciskiem na okres kiedy u boku Ritchiego Blackmore’a stał nieodżałowany Ronnie James Dio. To samo zdanie można by również napisać przy „Lonely”…

Na półmetku wokalistę – niestety – dopada lekka twórcza zadyszka. „Land of The Deceiver” – mimo wysiłków White’a – sprawia wrażenie rozlazłego i nudnawego. Brakuje lekkości i naprawdę chwytliwego refrenu. „Secret Jesus” też porywa raczej średnio. Nijaki refren rozkłada ten kawałek na obie łopatki. „Sea of Emotion” wiele zawdzięcza zeppelinowym balladom, z tym, że też nie wyściubia nosa ponad przeciętną. „Catz Got Yer Tongue” to znów skręt w stronę AC/DC… Kurcze, po licho tworzyć jakieś kalki kawałków braci Young, skoro oryginał wciąż radzi sobie bardzo dobrze… I te chóralne zaśpiewy w refrenach brzmią jakoś rachitycznie, zamiast potężnie… „Living On The Cheap” – fajny riff na otwarcie, ale potem dostajemy już dość typową amerykańską rockową konfekcję. Nadzieja więc w finałowym „Times Like These” i … faktycznie Mr. White wraca do „tęczowych” klimatów, co zdecydowanie wychodzi mu na dobre.

Nie będę owijał w bawełnę: spodziewałem się dużo więcej po tym albumie. Ostatnią płytę Tank słuchałem na okrągło, podobnie jak ileś lat temu „Stranger In Us All”. A tu… średniactwo i tyle. Po kilku podejściach do tego materiału dość często przypomina mi się pewne stare przysłowie o sześciu kucharkach…

6/10

Robert Dłucik


Dodaj komentarz