1. Over Pale Waters 03:35
2. Alone Against The World 03:32
3. Predators 05:05
4. Where The Mountain Stands 03:42
5. Coming Home 03:46
6. The Code 03:09
7. Innan Allt Faller 03:17
8. Breathing Black 03:48
9. In Shadows 03:30
10. Without You 03:45
11. The Broken 03:30
12. Dust 03:48
Rok wydania: 2019
Wzdawca: Ferocity Records
http://www.wearethecatalystofficial.com/
Generalnie to miało być głównie o sferze tekstowej, bo grupa WE ARE THE
CATALYST na swoim singlu zwracała uwagę na uzależnienie od technologii.
Trochę w tym duchu chciałem utrzymać ten tekst bo uważam to za ważny
temat, ale pełny album jest na tyle dobry, że warto zwrócić uwagę
również na inne aspekty.
Często zdarza mi się porównywać zespoły prowadzone przez wokalistki
przez pryzmat podobieństwa. Zwłaszcza jeśli chodzi o metal z
symfonicznymi inklinacjami… wiecie o co chodzi? Tym razem porównanie
musi być komplementem, bo charyzmatyczny acz anielski wokal Cat Fay
porównałbym jako wypadkową głosów Sharon Dal Adel, Amy Lee i Cristiny
Scabii. W tym momencie odpadacie? Trudno. Jeśli jednak na tym etapie
jesteście zachęceni, warto zagłębić się w kolejne elementy składowe.
Wokale męskie bywają raczej smaczkami ale dodają pazura. Nawet jeśli są
utrzymane w nowoczesnej konwencji. Muzycznie ciężkie gitary korelują z
klawiszową elektroniką i mogłoby się wydawać, że bardziej sztampowo nie
da się grać. Tymczasem kompletnie mi to nie przeszkadza. Być może to
zasługa dobrych melodii, fajnego zaakcentowania tempa, riffu i rytmu…
uderzeń, wyciszeń, w ramach kompozycji. Sporo tu przestrzeni ale sporo
też instrumentalnej ściany. Wszystko to jednak wrzucone do jednego tygla
i wymieszane z wyczuciem. Tych dwunastu kompozycji zawartych na
„Ephemeral” po prostu dobrze się słucha. Całość brzmi świetnie, zarówno
gitary jak i klawisze robią dobrą robotę, a akcent na wokale, nie jest
tu wadą. Kolejne utwory nie zlewają się w papkę, powiem więcej na tyle
się wyróżniają, że od strzału kilka z nich wynotowałem sobie do
ulubionych (na czoło wybija się w moim odczuciu „Innan Allt Faller”
zaśpiewany w rodzimym języku Szwedów).
Owszem mam gdzieś z tyłu głowy wtórność tej konwencji, ale jakoś nie
miałbym przeciwko zobaczyć tą ekipę jako otwieracz przed jakąś
mainstreamową gwiazdą.
Plusik za formę. Podwójna okładka i grafiki dodane do tekstów dodają
wrażenia dbałości o detale. Jeśli interesują was te rzeczy, warto
odnotować że odpowiedzialny za grafikę jest Gustavo Savez, autor wielu
okładek zespołów powermetalowych.
7/10
Piotr Spyra